Achtundzwanzig

2.5K 138 57
                                    

media: Tarja Turunen - Feliz Navidad


Kiedy się obudziłem w pokoju jeszcze było ciemno, a od Charlesa grzało tak jakbym co najmniej położył się z kaloryferem do snu. Cholerny Gnojek!

Całe szczęście, że nie zbudziłem się obejmowany przez niego, bo bym chyba popełnił samobójstw z zażenowania. Tę sytuację mogę spokojnie zakwalifikować do tych z kategorii żenujących. Najlepiej będzie jeśli zapomnę i jemu też radziłbym to zrobić, albo uznać to za przejaw mojego człowieczeństwa – wiecie dzień dobroci dla Charlesa.

Wstaję z materaca i kieruję się do łóżka – by tam dokończyć swój sen.

Jednak przez natłok myśli nie mogłem spać.

No kurwa! Wpakowałem się do łóżka, dziesięć lat starszemu, facetowi! To już brzmi dziwnie! Zważywszy na to, że on jest gejem i... ja. Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca!

Z jękiem odrzucam kołdrę i wstaję z łóżka; wcześniej sprawdzając godzinę – 06:12 – nie jest tak źle, mogę wstać.

             Najciszej jak potrafiłem wyszedłem z pokoju, właściwie to źle się czułem, że łażę po czyimś domu z samego rana, ale co mam robić w pokoju? Leżeć i słuchać jak Charles chrapie? Niedoczekanie moje!

Schodząc na dół rozglądałem się po wszystkie strony – nie dlatego, że podziwiałem piękno domu; wolałbym nie natrafić się na Puszka.

Kurwa no! Kto normalny trzyma takie zmutowane bydle jako pupilka? Chociaż czego ja się mogłem spodziewać po rodzinie Charlesa? Na pewno nie normalności.

- Dzień dobry, Charles – zostałem przywitany przez panią Agathę, która stała tyłem do wejścia do kuchni. I tak, pani Agatha nazwała mnie Charles.

- Oliver – poprawiam ją – Oliver nie Charles.

- Przepraszam! Ale to z przyzwyczajenia! Wiesz, Charlie zawsze wstawał wcześnie i jak usłyszałam kroki to... sam rozumiesz – kobieta zaczęła się tłumaczyć szybko.

- Nic się nie stało, proszę pani – mówię, a kobieta mierzy mnie wzrokiem.

- Tylko nie pani, biorąc pod uwagę sytuację to jesteś moim przyszywanym wnukiem – uśmiecha się szeroko – Wystarczy, że będziesz mówił mi ciociu, albo po prostu Agathe – dodaje.

- Pomóc? - oferuję się. No dobra może nie wszyscy w tym domu są walnięci, bo Agatha wydaje się być tu jedyną normalną osobą – może trochę nadopiekuńczą.

- Byłabym wdzięczna... Jak ci tam się mieszka z Charliem? - pyta ciekawskim tonem. Coś czuję, że przez ten czas będę główną atrakcją jeśli chodzi o rodzinę Charlesa.

- Nie najgorzej – odpowiadam krótko. Coś jeszcze mam dodać? Poskarżyć się? W sumie... to nie głupie, bo przeczuwam, że jeśli Gnojek miałby kogoś posłuchać to jego rodzona matka, nie?

- Czyli najprościej ujmując daje w kość, tak? Nic się nie zmienił – tu kobieta uśmiecha się delikatnie, za pewnie przypominając sobie małego Charles robiącego rozróbę po całym domu. Ej! Dlaczego mały Charles wydał mi się jakoś... uroczy? Co z tobą Oliver jest nie tak?

- Pamiętam jak ten dzień kiedy, w końcu, zabraliśmy go z domu dziecka, uciekł nam i przez cały dzień go szukaliśmy – Agatha śmieje się na to wspomnienie.

- Zabraliście? Z domu dziecka? - pytam zdziwiony. Charlie ani słowem nie wspomniał, że jest adoptowany... W sumie to by wyjaśniało brak jakiegokolwiek podobieństwa między rodzeństwem i rodzicami.

Promised LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz