media: Kamelot - Sacrimony (Angel of Afterlife)
Leżałem w charlesowym łóżku i próbowałem spać. I słowo próbowałem jest słowem klucz, ponieważ mój facet nie potrafił trzymać rączek przy sobie i ciągle mnie obmacywał, a ja nie jestem dziś w nastroju by... robić z nim cokolwiek. Chcę spać, w przeciwieństwie do niego potrzebuję więcej snu.
– Charles wiesz, że cię kocham, ale jeśli w tej chwili nie przestaniesz mnie macać to cię uderzę i sobie pójdę – grożę mu kiedy jestem na skraju załamania. Chyba moja ignorancja była wystarczająca, by się domyślił, że nie mam ochoty? A może po prostu jest na tyle głupi, by to zrozumieć?
– Boję się – mamrocze pod nosem, tak cicho, że gdyby odsunął się na jakieś dwa centymetry nic nie usłyszałbym. Wzdycham głośno i odwracam się na drugi bok, tak by leżeć twarzą w twarz z Charlesem. W panujących ciemnościach i tak nie widzę za dobrze, ale czy to nie byłaby czysta ignorancja, gdybym ciągną tę rozmowę leżąc odwrócony do niego plecami?
– Durniu – szepczę cicho – wiesz, że to tylko burza? – na oślep kładę swoją dłoń na jego twarzy i delikatnie ją muskam. W innym przypadku po naśmiewałbym się z niego jakim to jest tchórzem, ale dziś uznałem, że nie warto.
– Yhym – ciepła dłoń mężczyzny łapie moją i odsuwa ją od swojej twarzy, by przybliżyć ją do swoich ust, poczułem ciepły oddech na swoich palcach, a później jego miękkie wargi na dłoni.
Moje policzki przybrały czerwony kolor i dobrze, że w pokoju było ciemno i Charlie tego nie widział, bo pewnie zacząłby się uśmiechać jakoś głupio.
– Boję się burz tak samo jak ty pająków – oznajmia. Krzywię się na samo wspomnienie tych wstrętnych stworzeń, a od czasu do czasu śni mi się Puszek, trochę bardziej przerośnięty.
– Weź mi nawet nie przypominaj o tych okropnych bestiach, bo znów będą mi się śnić przerośnięte Puszki – mówię, a Charles zaczyna się śmiać. Jego śmiech jest naprawdę kojący i sprawia, że sam mam ochotę się śmiać.
– Biedactwo ty moje – mówi złośliwie. Chociaż zdaję sobie sprawę, że celowo tak powiedział i gdyby mógł to powiedziałby coś mega wstydliwego.
Nie jesteśmy jakoś ze sobą długo, bo raptem cztery miesiące i chyba oboje myślimy bardziej o sobie jako poważnych partnerach – wiem, że to za wcześnie na takie stwierdzenia, ale nie potrafię myśleć o szarowłosym jako kimś kto za kilka miesięcy może być tylko wspomnieniem.
Charles potrzebuje kogoś kto będzie przy nim i właśnie to ja chcę podjąć się tego zadania. Być przy nim; zawsze przy nim być. A ja będę szczęśliwy jeśli pozwoli mi zostać.
– Śpij już dobrze? – proszę go. Oboje troszczymy się o siebie nawzajem. Może z tą różnicą, że ja robię to bardziej z obowiązku? Żalu? Smutku? A on troszczy się o mnie, bo już taki jest. To w ten sposób oboje dajemy sobie do zrozumienia, że możemy liczyć bez względu na sytuację.
– Yhym – mamrocze, a ja wtulam się bardziej i zaciągam się tak dobrze znanym zapachem, już nawet zdążyłem przywyknąć do tej obrzydliwej woni pomarańczy i w sumie mógłbym je nawet polubić...
***
Kiedy otwieram oczy, nie zastaję Charlesa zakopanego w pościeli, rzadko kiedy zdarza mu się by spał dłużej niż ja – nawet jeśli budzi się trzy minuty po mnie.
Podnoszę się do siadu i dłońmi trę oczy, czując chłód na swoich ramionach. Spoglądam w stronę okna, gdzie na parapecie siedzi Charles – jedna noga zwisa mu wzdłuż ściany, a drugą ma zgięta w kolanie, na którym oparł dłoń z papierosem między palcami.
CZYTASZ
Promised Land
Short StoryOliver Wolf był wychowywany tylko przez matkę; jednak pewnego dnia kobieta ulega śmiertelnemu wypadkowi, a opiekę nad Oliverem przejmuje Charles Richard - nieco zwariowany (w odczuciu nastolatka) przyjaciel, zmarłej, matki. Ku początkowej niechęci O...