Vierunddreißig

2.5K 136 37
                                    

media: OneRepublic - Love Runs Out


[CHARLES]

Jestem zły, nie to za mało powiedziane, jestem wściekły – do tego stopnia że jestem gotów coś rozpierdolić byleby dać upust emocjom, które zaczęły się we mnie kłębić.

Nie będzie mi, kurwa, jakiś szczeniak tykać mojego Olivera.

MOJEGO!

Gdybym znał adres tego szczeniaka już dawno bym tam polazł i... właśnie co?

Każę mu się odjebać od Olivera? Zabronię mu? Ja nawet nie wiem, czy Oliver mógłby odwzajemnić jego uczucie, bo oczywiście spierdoliłem póki myślałem trzeźwo.

Bo do cholery! Jeszcze chwila i plułbym sobie w brodę, za swoją głupotę i za to, że moje logiczne myślenie przy Oliverze wysiada! Ale jak mam zachować zdrowy rozsądek kiedy, ta głupia Floh, samą obecnością doprowadza mnie do gorączki?

I, że mam ochotę całować go bez opamiętania? I, że chcę obejmować go przez cały czas? I robić z nim masę innych rzeczy, niekoniecznie przyzwoitych?

Kurwa! Kurwa! Kurwa!

Wkładam dłonie w kieszenie płaszcza z ulgą stwierdzając, że mam papierosy.

Jeśli nie zapalę to chyba jednak coś rozniosę.

- Wyglądasz jakbyś właśnie przeżywał jakiś wewnętrzny kryzys egzystencjalny – zauważa ze śmiechem Sasza kiedy w końcu raczył się zjawić przed swoim barem i w końcu go otworzyć. Zacząłem powoli godzić się z myślą, że zamarznę na śmierć, bo oczywiście doszedłem do głupich wniosków, a mianowicie, że jeśli tam wrócę i zobaczę w rozsypce Olivera, nie powstrzymam się i zrobię coś naprawdę głupiego.

- Aleksandr, proszę, nie dobijaj mnie – mówię, wręcz błagalnie.

- Oliver dał w kość? Znowu? - dopytuje się Rosjanin.

- Dziwne, bo Oliver zaczął przypominać wzór cnót... po swojemu.

- Ah, czyli po prostu, ty, odpierdalasz jakieś cuda?

- Strzał w dziesiątkę.

- Posłuchałabym twoich żalów, ale muszę gdzieś wyjść, więc bądź grzeczny i miły dla klientów, dobrze? - mówi jakimś przesłodzonym głosem.

- Sasza... - wywracam oczyma, bo wszystko wskazuje na jedno – tylko nie mów, że idziesz do Michaela! - podnoszę głos zdenerwowany. No ileż można prosić, psia jego mać?! Mam zacząć błagać na kolanach? W końcu to Aleksandr jest tym mądrzejszym z nas dwóch, a nawet trzech jeśli bierzemy pod uwagę Olivera!
- No już, bez spin, przecież nie wyląduję z nim w łóżku – mówi i śmieje się krótko. Doprawdy chce teraz o tym dyskutować? - To ostatni raz! Przysięgam! Ja chcę to definitywnie zakończyć, bo mam dość tego, że ciągle cię nachodzi i sprawia tyle problemu – dodaje.

- Mądry chłopiec – chwalę go. W końcu zrozumiał! Sądziłem, że przez całą wieczność będę musiał na niego uważać, co mogłoby być strasznym utrapieniem, ponieważ nie mam zbyt dużej podzielności uwagi, a przecież Oliver sam się nie upilnuje, nie?

- Dasz radę sam? - dopytuje się, a ja kiwam głową.

- W razie problemów ściągnę tu Olivera bo jest bliżej – uśmiecham się szeroko.

Pierwszy kto odwiedził bar był David O'Conor, typ do którego miałem co raz mniej szacunku, a wszystko za sprawą tego, że ośmielił się położyć swoje brudne łapska na m o i m Oliverze! No kurwa! Ja naprawdę zastanowię się nad jakąś całodobową kontrolą dla niego! Ile facetów, przede mną, będzie go obmacywać? No kurwa, nie! Jedyny, który może go tknąć jestem ja! Tylko ja!

Promised LandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz