To przekroczyło wszelkie granice. Złapał Harry'ego brutalnie za przód bluzy. – Jak śmiesz – wysyczał prosto w wściekłą twarz Pottera. – Jak możesz mi grozić?
- Mogę robić, co mi się żywnie podoba – wysyczał przeraźliwie.
- Nie zapominaj, do kogo mówisz, gówniarzu – Black zaczynał być bardzo zły.
- Do kochanego tatusia, który odnalazł się po szesnastu latach? – zapiszczał.
- Po trzynastu – warknął w odpowiedzi.
- A no tak – stwierdził. – Tylko, kiedy pierwszy raz mnie zobaczył myślałem, że chce mnie zamordować... potem obiecał mi, że zamieszkamy razem – uśmiechnął się ironicznie. – Nawet nie wiesz, ile znaczą takie słowa, dla dzieciaka, który nigdy nie miał rodziny...
- A co, zawiodłem biednego Harrusia? – prychnął.
- Miałem trzynaście lat – szepnął Cień. – Byłem jeszcze głupi i naiwny... przez trzy lata nauczyłem się, że nawet na rodzinę nie ma co liczyć...
- Byłem z tobą... - Syriusz nie skończył.
- Uciekłeś gdzieś daleko – prychnął Czarny. – Tak trudno było zabrać mnie ze sobą? Prosiłem cię! Ale ty zostawiłeś mnie... a... - przymknął na chwilę oczy. – obiecałeś...
- Musiałem uciec...
- Jasne, że musiałeś – szepnął. – Nawet, kiedy wróciłeś, to zobaczyłem cię, kiedy prawie nie zdechłem przy Tomusiu – uśmiechnął się lekko. – Zresztą... znowu cię potem prosiłem, żebyś został... ale ty miałeś ważniejsze sprawy na głowie...
- Nagle zaczęło ci wszystko przeszkadzać... - Łapa był zdenerwowany. Harry miał rację.
- Piąty rok... zamieszkałem z tobą... miło mnie przywitałeś... potem też byłeś chętny do rozmów – prychnął. – Dowiedziałem się wtedy, że... to nie ma sensu. Ty nie chcesz... ja muszę liczyć na siebie... głupi szukałem u ciebie... ciepła...
- Ty nie masz serca – wysyczał Black. – I nie potrzebujesz miłości... wiedziałem, że robię źle i teraz starałem się to naprawić... ale tobie nie można dać miłości... jesteś po prostu niczym – nie wiedział, jaki ból sprawia teraz Harry'emu. – Żałuje, że powiedziałem ci o tym, że jestem twoim ojcem... nie chcę cię za syna... - wyszedł.
- Syriusz – szepnął, patrząc na zamykające się drzwi. – Nie...
Black zamknął drzwi.
Czuł swoje łzy na policzkach, „Żałuję, że jestem twoim ojcem... nie chcę cię za syna" – brzęczało mu w uszach. – „Harry! Jeśli to jest dobry ojciec to wybaczy ci najgorsze rzeczy!" – osunął się na podłogę, a jego ciałem wstrząsnął szloch.
To tak bolało. Nigdy nikt go tak nie... skrzywdził. Wiedział jedno... jutro z rana wynosi się stąd. Wyniósłby się teraz, ale nie może wziąć Serpa na dwór... tak późno jest niebezpiecznie.
Nie spał całą noc. Leżał i... płakał. Nigdy nie wylał tylu łez. Tak się starał... tak mu zależało, żeby Syriusz go zaakceptował... ale... on ma racje... nie jest warty rodziny...
Rano spakował wszystko i pomniejszył zaklęciem, żeby schować torby do kieszeni. Dobrze, że znał to zaklęcie. Zszedł z Serpem na rękach i Martinim przy nodze na dół. Niestety wszyscy już jedli śniadanie. Przeszedł szybko w stronę drzwi z myślami „nikt mnie nie widzi, nikt mnie nie widzi".
- Harry! – usłyszał głos pani Weasley.
Odwrócił się, nie patrząc na Syriusza. – Tak?