Harry skierował się wolnym krokiem w stronę Privet Drive 4. Wichura z deszczem nadal trwała, poruszając liśćmi na drzewach. Na niebie mrugały gwiazdki.
- Ciekawe – mruknął Potter. – Może będą spali? – wszedł po cichu do domu, gdy nagle zapaliło się światło.
- Gdzie byłeś tyle czasu?! Kazałem ci wracać przed Dudleyem – warknął Vernon Dursley.
- To był ostatni raz – powiedział Harry cicho. – Naprawdę to się więcej nie powtórzy.
- Nawet „przepraszam" nie umiesz powiedzieć? – prychnął Dursley.
- Nie bądź śmieszny – warknął Harry. – Jakby to coś zmieniło...
Chlast. Harry poczuł ostry ból na policzku.
- Do mnie masz się zwracać wuju, Potter, albo proszę pana – powiedział groźnie Vernon.– Masz mi coś do powiedzenia?
- Nieważne, co bym powiedział i tak mnie zaczniesz bić... jak zawsze – szepnął Harry.
Chlast. Kolejny cios w policzek.
- Po tylu latach powinieneś się nauczyć kultury, Potter – powiedział Dursley. – Dzięki nam masz dach nad głową, nie umarłeś z głodu i masz w czym chodzić. Bez nas nic byś nie miał!
- Tak – warknął Harry. – Mieszkam w małym, pustym pokoju, dajecie mi resztki jedzenia, jeśli zamykacie mnie na ileś dni w komórce pod schodami, bo wówczas sam nie mogę czegoś znaleźć, a ciuchy dajecie mi po Dudleyu! Żyję dzięki przyjaciołom, a nie wam!
Następny cios wymierzony w twarz był tak silny, że Harry upadł na podłogę.
- Wstawaj – warknął Vernon.
Harry wstał powoli.
- Do piwnicy! Ale już! – krzyknął rozwścieczony Dursley.
Czarny szybko zszedł po schodkach do ciemnej piwnicy.
– Witam z powrotem w piekle - szepnął cicho Czarny.
Odkąd tylko pamiętał piwnica kojarzyła mu się z piekłem. Wystarczyło, że zrobił coś nie po myśli Dursleyów, a był tutaj wrzucany i bity. Przebieg tortur oczywiście zależał od humoru Vernona.
- Dawno nie dostałeś batem po plecach nie uważasz, Potter? – zapytał się Dursley, patrząc się na chłopca z obrzydliwym uśmiechem.
- Oczywiście – odpowiedział cicho Harry.
- Nie mam dzisiaj ochoty paprać się w twojej krwi – mruknął. – Więc załatwimy to szybko.
Podszedł do Harry'ego, który przymknął oczy czekając na cios. Po chwili poczuł mocne uderzenie w brzuch, przez które wywrócił się na podłogę. Zaczęło się tak, jak zawsze... uderzenia w brzuch, klatkę piersiową, ale Dursley nie miał zamiaru na tym skończyć. Po chwili wrócił z batem.
*
Kropelki wody spływały po poranionym ciele Harry'ego. Obmył się delikatnie, co chwila posykując cicho.
- Nienawidzę cię, Dursley – szepnął.
Najgorsze rany wysmarował specjalnym kremem, a poprzecinane dłonie zawinął w bandaż. Spojrzał w lustro. Zielone oczy nie świeciły swoim dawnym blaskiem, twarz miał upiornie bladą, a pod oczami widniały duże cienie.
- Ślicznie wyglądasz, Harruś – mruknął ironicznie Czarny. – Oby jutro padało, bo inaczej głupio będziesz wyglądał z kapturem na głowie.
Kiedy zamknął, najciszej jak się dało, drzwi od swojego pokoju, położył się ostrożnie na brzuchu, na swoim posłaniu.
- Nie lubię spać na brzuchu – mruknął Harry. – Jeśli Dursleyowi nie polepszy się w końcu w pracy, to mnie zabije. Cholera, jakby to wszystko było moją winą! – jęknął cicho.