Ile można leżeć w łóżku?! Słuchałem się przez dwa dni! Co z tego, że ledwo chodzę?! Nie usiedzę dłużej na tyłku! – krzyczał w myślach Harry, podpierając się ściany i chodząc korytarzami zamku. Nudził się. Strasznie.
Nie czuł się zbyt dobrze, chyba miał gorączkę. Nadal był słaby, ale musiał ruszyć się z łóżka. Voldemort go olał i cały dzień do niego nie przychodził. Dlatego, kiedy zamek ucichł i zrobiło się ciemno, stwierdził, że pospaceruje.
Doszedł do końca korytarza, gdzie było wielkie okno z widokiem na las. Wdrapał się na parapet i przyłożył ciepłe czoło do zimnego szkła.
Normalnie jak ręce Toma, pomyślał wesoło.
Wydawało mu się, że od pamiętnego dnia, kiedy zdzielił go poduszką, zbliżyli się do siebie. Riddle siedział zawsze na końcu jego łóżka i gadał z nim o różnych rzeczach. Nie zachowywał się jak czarnoksiężnik, tylko jak normalny facet. No dobra. Prawie normalny.
Black! Jeśli wyjdziesz z łóżka, to nie dość, że się rozchorujesz, bo twój organizm jest osłabiony, a tu jest raczej chłodno, to spiorę ci tyłek! – przypomniały mu się słowa Snape'a, kiedy chciał wyjść spod kołdry na jego oczach. Prychnął.
Nic mi nie jest! Nie mam żadnej gorączki! Jestem całkowicie zdrowy!
Wzdrygnął się i pociągnął z nosa, przecierając dłońmi oczy.
No dobra, z tym, że tu chłodno miał rację. Ale nic mi nie jest! Nic!
Spojrzał przez okno. Większość widoku zasłaniały ciemne drzewa, ale Harry zauważył jakieś małe źródełka wody. Z daleka widział gęstą mgłę, ale nie wiedział, z jakiego powodu tam jest. Ziewnął rozdzierająco.
- Do ciebie to gorzej, jak do ściany – usłyszał warknięcie zza pleców.
- Cześć, Tommy – wymamrotał.
- Do łóżka – rozkazał.
- Nie chce mi się.
Voldemort westchnął, błagając o cierpliwość.
- Co tam jest? – zapytał Harry, kładąc palec na oknie w stronę mgły.
- Wodospad – odpowiedział. – Pójdziesz tam kiedyś, ale najpierw musisz wyzdrowieć – przyłożył mu rękę do czoła. – Tak, jak ostrzegał Severus, jeszcze się przeziębiłeś. Zacząłbyś się w końcu słuchać.
Cień mruknął coś pod nosem.
- No, chodź.
Następne mruknięcie.
- Idziemy – praktycznie zdjął Juniora z parapetu, a kiedy ten złapał go za ramię, ruszyli wolno w stronę mini szpitalu.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – zapytał Harry.
- Przeczucie – westchnął.
- Nie było cię cały dzień... Nudziło mi się.
- Byłem zajęty.
Kiedy byli już blisko szpitala, nogi Cienia odmówiły posłuszeństwa.
- No chodź, jeszcze kawałek – przytrzymał go za ramię Voldemort.
- Nie mam siły, zostaw mnie – wymamrotał, praktycznie wisząc na Riddle'u.
- W co ja się wpakowałem? – usłyszał jęk i poczuł jak Voldemort go podnosi. Obwinął ręce wokół jego szyi, zamykając oczy. Poczuł, jak ten się wzdryga i warczy coś pod nosem.
*
- Dobra, rany się pozrastały, możesz wyjść, ale! – przerwał Snape, patrząc na niego ostro. – Nie masz się przemęczać. Masz jeszcze pięć dni i wracasz do Hogwartu. Odpocznij.