- Będziesz po tym wszystkim pół wężem? – wytrzeszczył oczy Silver, siedząc pod drzewem.
Harry leżał koło Serpa, który bawił się z Avis. Voldemort wczoraj powiedział Cieniowi o kilku urokach i ten próbował je rzucać. Szło mu całkiem nieźle.
- No... tak jakby. Powiedział, że będzie mi z tym łatwiej załapać czary. Oczywiście, nie w sensie, że nagle wszystko mi od razu wejdzie do głowy, ale jednak... Zresztą – przerwał. – Jak na mnie, to za tym coś się jeszcze kryje, ale nic nie mówił...
- Ej, ludzie i nie-ludzie – podbiegł do nich Michael. – Dzisiaj o osiemnastej trening Quidditcha. Stawić się.
- Jacy nie-ludzie? – prychnął Cień. – Co ja wampir, a może olbrzym? Monstrum?!
- Oj, nie wściekaj się – wyszczerzył się w odpowiedzi. – Po prostu przyjdź. Idę dokończyć esej – i już go nie było.
- Wuuuujuś? – zapytał Serp, wyrywając trawę.
- Hm?
- A czemu będziesz wężem? Ja nie chcę, żebyś był wężem. Teraz jesteś fajny! – spojrzał na niego.
- Serp, ja będę identyczny, nie bój się – poczochrał mu włosy.
- Nudzi mi się – jęknął.
- To szkoła, a nie plac zabaw – mruknął Silver.
- Spadaj – burknął mały.
- Sam spadaj.
- Jesteś głupi!
- Ej!
- No, bo jesteś!
- Serp, zaraz zleję ci tyłek!
- Nie odważysz się!
- Uważaj, bo się odważę!
- Silver, uspokój się. Serp, spokój – warknął Harry.
Ci na zawołanie odwrócili się z tymi samymi minami.
*
- Czyli ten Weasley cały czas się rzuca na Harry'ego? – zapytał Voldemort, siedząc naprzeciwko Snape'a. – I ciągle go do mnie porównuje, i tak dalej?
- Tak, Panie. Zrobił się strasznie... nieznośny – mruknął.
- Och, rozumiem. Możesz iść, Severusie – westchnął.
Biedny chłopiec, mruknął w myślach mało przekonująco. Nie wie, z kim zadziera. A ja nie pozwolę, żeby jakiś gówniarz mnie obrażał i rzucał się na mojego Harry'ego.
*
Harry siedział przy kominku w Pokoju Wspólnym. Martini zjadał kość, którą Czarny zabrał mu z Wielkiej Sali. Passio leżał zajmując cały, mały dywanik. Ogień odbijał się w jego czarnych łuskach. Wąż był już grubości Nagini, choć nieco od niej krótszy. Kły miał takie, że mogłyby przebić mu rękę na wylot. Oczywiście, nie był groźny dla Ślizgonów, którzy traktowali go jak drugiego pluszaka, podczas gdy pierwszym był Martini. Chyba domyślał się, kim dla niego miał być owczarek. Nie psem obronnym, a po prostu misiem, którego mógł przytulić, jak było mu źle. To Passio był jego aniołem stróżem. Ostatnio mu zaproponował, że zagryzie Rona, ale Harry, ku swojej rozpaczy, nie mógł na to pozwolić. Passio nie mógł już obwiązywać się na jego nadgarstku, więc większość czasu spędzał w Pokoju Wspólnym albo w Zakazanym Lesie. Często też zostawiał go u Voldemorta, gdzie mógł swobodnie pełzać. Riddle ironicznie stwierdził, że flirtuje z jego biedną Nagini, ale nic nie mógł na to poradzić. Zastrzegł ją tylko, że jeśli urodzi małe wężyki, to wylatuje. Harry wręcz zaprzyjaźnił się z Nagini i zaczął z niej wyciągać tajemnice Voldemorta. Niektóre były tak śmieszne, że spadał z łóżka. Kiedy Riddle usłyszał ich rozmowę, obraził się na nich i nie gadał z nikim przez dwa dni. Przestał, kiedy Cień zagroził, że zacznie wisieć mu na szyi i rozpowie wszystkim, że mają romans. Oczywiście, nie mógłby tego zrobić, ze względu na sytuację (nikt przecież nie wie, że jest po ich stronie), ale Riddle w akcie rozpaczy zgodził się na rozmowę. Harry z rozbawieniem stwierdził, że Tom zachowuje się czasami jak rozkapryszone dziecko, jak mu coś nie wychodzi albo jak nastolatek, kiedy ma za dobry humor. Raz zdesperowany polał go sosem czekoladowym, twierdząc, że przynajmniej na chwilę posiedzi cicho. Harry w akcie zemsty przyszedł do niego o szóstej rano i oblał kubłem zimnej wody, kiedy niewinny Riddle spał jak zabity. Voldemort nie dość, że z wrzaskiem zleciał z łóżka i trzęsąc się, siedział z dziwną miną, to wyglądał, jak czarna mara. Włosy przykleiły mu się do twarzy, a piżama do ciała. Cień nie do końca pamiętał, co było potem, wiedział tylko, że został wsadzony do łóżka i się dusił. Ku uciesze Juniora, Marvolo zabrał go do ukrytego w mroku lasu. Rosły tam wysokie, egzotyczne drzewa z wielkimi liśćmi, czarne i czerwone róże, różne krzaczki i kwiaty. Gdzieniegdzie była droga ze srebrnych kamieni. Nagle, po przejściu sporego kawałka, wszystkie drzewa znikały, odsłaniając jezioro, do którego wpadał wodospad. Trawa miała ciemny kolor. W nocy, na niebie pojawiały się piękne gwiazdy, a kiedy zachodziło słońce, rozświetlało się pomarańczowymi kolorami. Harry był co najmniej zdziwiony, bo myślał, że las będzie kompletnie martwy i będą chodziły tam trupy. Jednakże Voldemort zadziwił go kolejny raz. Tom zdecydowanie nie jest tym kimś, o kim mówi Dumbledore, oj nie. Po tych wspomnieniach stwierdził, że naprawdę jest blisko z Riddlem.