Syriusz Black siedział samotnie w kuchni. Był już wieczór, a reszta ludzi siedziała w salonie. Remus delikatnie mu powiedział, że dopóki nie zmieni stosunku do zaistniałej sytuacji, nie ma zamiaru się do niego odzywać. Ukrył twarz w dłoniach. Może źle postąpił? Teraz był pewien, że nie powinien mówić Harry'emu, że nie jest wart miłości... wtedy widział, że w jego oczach pojawiły się łzy. Zastanowił się. Może Czarny reaguje atakiem złości na takie rzeczy? A nie płaczem? To by się zgadzało. Najpierw pojawiły mu się łzy w oczach, ale potem zmienił to na syk i... te jego oczy zrobiły się takie... zimne. Może on się właśnie tak broni? Boże, jaki ty Syriuszu jesteś głupi... byłeś taki sam... jak ktoś cię atakował słowami, które cię bolały reagowałeś groźbami... Harry powiedział, że ma się odczepić, bo będzie następny... ale Snape powiedział, że odwołał zlecenie na niego i... bał się o niego. Śledził go, kiedy wychodził i podobnież nieraz uratował mu tyłek... Harry jest taki jak on... na niebezpieczeństwo reaguje groźbami i zimnem... O tych morderstwach... przecież Mistrzunio mówił mu, że Harry na początku nie mógł sobie z tym poradzić... to prawda, że już go tak nie bierze... za dużo osób zabił... ale dziadek powiedział, że nie robi niczego dla przyjemności... tylko, dlaczego go Harry okłamał?! Dlaczego oczernił się w jego oczach? – westchnął. – Pewnie pomyślał, że i tak to nie ma znaczenia... Przecież on już bez jego... uśmiechu, śmiechu... nie może wytrzymać... kocha tego dzieciaka... tylko jak go znajdzie... A to, że jego Słońce jest... złe... on jest dobry? Sam nie ma oporów przed morderstwami... Diable do cholery, czemu ja tak zareagowałem?! Zwariowałem...
Wszedł do salonu, gdzie był Remus. – Nie wiem co robić – szepnął, siadając koło niego. – Muszę się z nim spotkać...
Nagle błysnęła błyskawica.
W pokoju zrobiło się ciemniej, telewizor przestał grać i wszystkim zaczęło się wydawać, że zrobiło się... chłodniej?
Moody stanął z boku, patrząc na to zjawisko ze zdziwieniem.
Severus Snape uśmiechnął się ironicznie.
Wrzask.
Alastor padł na ziemie, wrzeszcząc z bólu.
Z kąta wyłoniła się postać, Harry w czarnych ciuchach i różdżką w ręce.
Krzyk urwał się.
- Nigdy więcej nie zaczynaj ze mną, Moody – szepnął cicho. – Następnym razem, potraktuję cię inaczej. To dopiero początek. – spojrzał na Syriusza. – Przepraszam, że stało się to w twoim domu – szepnął. – Już mnie nigdy nie zobaczysz...
- Nie, poczekaj – Syriusz złapał go delikatnie za łokcie. – Musimy porozmawiać.
- Powiedziałeś mi już wszystko – szepnął. – Nie jestem wart ciebie, więc daj mi chociaż odejść...
- Powiedziałem ci, jakieś głupoty pod wpływem złości – szepnął, patrząc na niego błagalnie. – Proszę, porozmawiaj ze mną.
- Syriusz, ja nie mam już siły, nie rozumiesz? – jęknął Harry. – Może dla ciebie nie mam serca, ale tak naprawdę mam coś serco-podobnego i to boli czasami, wiesz? Zostaw mnie w spokoju...
- Nie – powiedział stanowczo. – Remus, idziesz z nami.
Cień prychnął z oburzeniem, kiedy Łapa przerzucił go sobie przez ramie i zaprowadził na górę. Posadził go po chwili na łóżku. Czarny skulił się z daleka od niego.
- Chciałem cię przeprosić – szepnął Black.
- Powiedziałeś to, co myślałeś – odpowiedział mu cicho Harry.