W piwnicy było ciemno, dziwnie mokro i chłodno.
- Nic nie widzę – wymamrotał Junior, trzymając się kurczowo Toma.
Zapalili różdżki. Stali w wąskim korytarzyku z szarymi ścianami.
- Idziemy dalej – mruknął Marvolo, ciągnąc Cienia za rękę.
Doszli do drzwi i szybko je otworzyli.
- Jezus Maria! – wrzasnął Cień, kiedy zobaczył pozawieszane na ścianach trupy. A raczej szkielety trupów. Stali w jakiejś wysokiej Sali. Na górze było okno. Kościotrupy były albo przypięte do ścian za ręce, albo za nogi. Czasami za szyję. To był dosyć... makabryczny widok.
- Co ty, trupa nie widziałeś? – prychnął Tom.
- Tu jest pełno kości! – jęknął żałośnie Junior.
Zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu wyjścia. Harry nagle poczuł jakąś kościstą rękę na szyi, która głaskała go po karku. Odwrócił się z przerażeniem i zobaczył czaszkę.
- AAA! – krzyknął, wywalając się na ziemię.
Tom jak idiota zaczął się śmiać. Położył kościotrupa na ziemie.
- Ale miałeś minę – parsknął śmiechem, osuwając się po ścianie.
- Chciałeś, żebym zszedł na zawał? – warknął Harry, rzucając w niego kością.
- Trupem we mnie?! No wiesz?! – krzyknął Tom.
- Dorośnijcie – westchnął Salamir. – Chciałbym stąd wyjść.
- Poważny się odezwał – prychnął Riddle. – Salamir – wziął trupa za ręce i jego dłonią pogłaskał króla po głowie. – Wytrzymasz jeszcze trochę.
- Tom, czuj się zazdrosny – usłyszeli głos Cienia. – Znalazłem sobie męża – zaczął tańczyć z innym panem kościotrupem.
- Ej, to jest to tango, co moje Wile tańczyły – odezwał się Salamir.
- A idź w cholerę – Voldemort swoim trupem zdzielił trupa Harry'ego w łeb. Głowa odpadła na bok.
- Zabiłeś mi męża – zaszlochał Cień.
- Lord Voldemort, pogromca zdradliwych mężów – zakwiczał Viktor.
Riddle rzucił na niego trupa.
- A fuj! Weź go – pisnął Viktor, otrzepując się.
Lucjusz i Severus stali pod ścianą, nie wiedząc, czy coś powiedzieć.
W końcu usiedli pod ścianą. Junior, który przekonał się do ich nowych znajomych pogłaskał Toma po policzku kościstym palcem.
- Uh – wzdrygnął się Tom.
- Jak mamy stąd wyjść? – zapytał Salamir.
- Może użyjemy jakiś czar? – zapytał niepewnie Cień.
- W sumie to oni mogliby wciągnąć się po linie – stwierdził Riddle. – A ty i ja pazurami. Tak jak na zadaniu.
- Rzeczywiście – przytaknął Cień.
Marvolo wstał i wyczarował długą linę, która zaczepiła się o okno.
- No już, raz dwa – powiedział do Lucjusza i reszty. Harry stanął koło niego.
Powoli wszyscy zaczęli się wspinać. Salamir jako pierwszy wybił okno i razem z innymi wyszedł z lochu.
- Junior, przestań z tymi kościotrupami – warknął Riddle, patrząc w górę.