Rozdział 62

4.9K 210 164
                                    

Cień podskoczył. Przez drzwi wlecieli jego najbliżsi koledzy i koleżanki, Avis z Draconem, bliźniacy i Bill.

- A co wy tu robicie? – zdziwił się, patrząc na tych ostatnich.

- Podczas twojego błogiego snu ten gad w końcu się za nas wziął – wyszczerzył się Fred.

- I przystaliśmy do niego – dodał George.

- I przyszliśmy cię odwiedzić – uśmiechnął się szeroko Bill.

- Ale się za tobą stęskniliśmy – rozległy się dwa jęki i Draco z Avis rzucili się na szyję Harry'ego. – Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Nic cię nie boli? – zaczęli nadawać.

- Jest ok – uśmiechnął się niepewnie.

- Znowu nam wychudłeś – Dakers złapała go za nadgarstek i przyłożyła go sobie przed nos tak, jak ludzie przykładają diamenty. – Ale nie bój się, babcia przygotowała prowiant. Pozdrawia cię – jeszcze raz go uściskała.

- Dzięki, nie trzeba było – szepnął.

- Suń się, Silver – Avis usiadła na łóżku koło Malfoya. Reszta ludzi podostawiała sobie krzesła lub usiadła na końcu łóżka.

- To jest ta mała ilość osób?! – Riddle wpadł do pokoju razem z Isaakiem. Omiótł ich nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Wyluzuj, kolo – George, beztroski jak zawsze, machnął ręką.

Harry zaśmiał się pod nosem, kiedy Voldemort popatrzył na niego morderczym wzrokiem.

- Mam coś dla ciebie – Avis pochyliła się i wyjęła z torby sporą maskotkę. Pluszak miał duże oczy, szeroko rozłożone ręce, rumieńce, bandaż na głowie i białą bluzkę z niebieskim napisem „Wracaj do zdrowia!". Była strasznie śmieszna.

Dakers pogłaskała jej rączką Harry'ego po policzku.

– Zobacz, nawet ona się smuci, że tu leżysz.

Junior uśmiechnął się słabo, ale przytulił mocno zabawkę. Zupełnie tak, jak małe dziecko.

- Wiesz już, kiedy wyjdziesz? – zapytał Draco, leżąc i opierając głowę na łokciu koło Cienia.

- Nie – wymamrotał. – Isaak nie chce mnie wypuścić.

- Ale już niedługo wyjdzie, musi jeszcze tylko trochę poleżeć. Potem zajmie się tobą on – wskazał na Riddle'a, który uśmiechnął się szatańsko.

- Co wam każe robić? – zapytał słabo Harry, patrząc na bliźniaków i Billa.

- W sumie, to nic takiego... na razie – zmarszczyli brwi.

- Wziąłem się za Juniorów i uczę ich z Salamirem – odezwał się Tom. – Są już na niezłym poziomie, więc dołączyli do nich śmierciożercy i wszyscy teraz wkuwają zaklęcia.

- Zapomniałem...

- Ale mógłbyś w końcu wrócić, wiesz? – mruknął Michael. – Ty przynajmniej nie byłeś tak wymagający... - schował się przed wzrokiem Riddle'a.

- Przesadzają – Voldemort machnął zbywająco ręką. – Ach i zabiłem Moody'ego. To tak przy okazji – uśmiechnął się niewinnie.

Długo jeszcze gadali, aż w końcu widząc, że Czarny nie ma już siły, zostawili go i pozwolili zasnąć z maskotką w rękach.

*

Riddle wpatrywał się w śpiącego Harry'ego.

To wszystko jest uciekaniem od paskudnej przeszłości... Junior niewiele mówi, nigdy nie porusza tematu Blacka, teraz już w ogóle nie chce rozmawiać o tym, co się stało i jeszcze udaje, że wszystko jest dobrze. Uśmiecha się, jednak to wszystko jest takie... wymuszone, na siłę. Wciąż nie wie, że widziałem go jak płakał. Wystarczyło zostawić go za pierwszym razem na chwilę, a rozpłakał się na dobre. Boi się, że Black przyjdzie i dokończy to, co zaczął, chociaż próbuje mnie przekonać, żebym wypuścił kundla z Azkabanu. Co z tego, że Black nie pobił go z własnej woli? To JEGO ręce doprowadziły Harry'ego do takiego stanu. To ON tyle razy doprowadzał go do płaczu. Junior nie może znieść tego, że jego dawny ojciec chciał go zabić. To nadal dzieciak, który lgnie do innych. Najlepiej chciałby, chociaż nie przyznaje się do tego, dostać prawdziwą rodzinę i wieść życie zwykłego nastolatka. Ale nigdy tego nie dostanie. Nigdy.

Harry Potter i czarna prawdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz