Rozdział 71

4.9K 205 147
                                    

- W sumie, to wszyscy możecie posłuchać – Junior usiadł wygodniej. Brzuch wciąż go bolał, nadal owinięty był ciasnym bandażem. – Chodzi o związki pół-wężów.

- Och, chyba wiem, co się święci – zaświergotał Salamir.

- Cichaj – wyszczerzył się Cień. – No więc, jeśli taka para ma dziecko, to praktycznie są od tego momentu małżeństwem.

Wytrzeszczyli na niego oczy.

- Albo raczej coś w stylu narzeczeństwa, musimy jeszcze odbyć jakiś rytuał czy coś – tłumaczył. – Nie w sensie, że ślub z księdzem – zaśmiał się. – To jest jakieś łączenie krwi, gadanie i tak dalej i tak dalej – wywrócił oczami. – Sam do końca tego nie rozumiem. No i oczywiście – spojrzał krótko na Syriusza. – Tom już nie jest moim opiekunem. Nie potrzebuje opiekuna, bo jestem praktycznie pełnoletni, skoro mam swoją rodzinę. Ale tak z innej beczki, przecież Syriusz podpisał akta o wydziedziczeniu mnie nie własnowolnie, czyli są nieważne – uśmiechnął się do niego niepewnie. – Więc tak naprawdę wciąż jestem twoim synem, chociaż nie mam twojego nazwiska. A nie mam, bo jestem mężem Toma, oczywiście. Jeśli chcesz... znaczy... jeśli nie chcesz mnie nadal, to musisz wydziedziczyć mnie jeszcze raz – zakończył.

- Wciąż jesteś moim synem? – wyszeptał zszokowany Syriusz.

- Prawnie tak – wymamrotał. – Ale to zależy od ciebie...

Black przytulił go do siebie z całej siły.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę – wyszeptał. – Jeśli tylko ty chcesz wciąż być moim synem, to...

- Pewnie, że chcę – uśmiechnął się lekko.

- No – ucieszył się Mistrzunio. – To teraz nawet prawnie moje Cieniątko jest moim wnukiem i Marvolo Junior...

- W końcu mają dziecko – westchnął Salamir. – Namawiałem go cały czas: „Powiedz mu.", „Ale powiedz mu.". „Nie, nie, kiedy indziej" – zaczął przedrzeźniać Toma. – I w końcu sam się wkopał – zaśmiał się. – Ale przynajmniej masz szczery dowód, że cię kocha – odezwał się do Juniora.

- Szczery? – zdziwił się Mistrzunio.

- Jeśli Tom by go nie kochał, to nie mieliby dziecka. To też jedno z tych pół-wężowych praw.

- Chyba kupię sobie o nich książkę – burknął Cień. – On mi nic nie mówi!

- Do tej pory się śmieję, jak przypomnę sobie, że powiedział ci tylko, że niby to będziesz silniejszy – parsknął król. – Obraził się wtedy na mnie – wyszczerzył się. – No, ale nasza Lordzina nie podejrzewała, że się w tobie zabuja.

- Jeszcze się zastrzegał, że nigdy z nim nie pójdzie do łóżka – dodał złośliwie Viktor. – No jasne, bo podszedł do jeziora.

Śmierciożercy siedzieli trochę speszeni.

- To przez ciebie – prychnął Harry. – Kto kazał mu mnie całować, hę?

- Doberman – burknął Viktor.

- Jasne – wyszczerzył się ironicznie Cień.

- Junior, może idź do niego, co? – zapytał Salamir, patrząc na okno. – Coś długo go nie ma.

- Tylko weźcie małego – Harry dał Marvola do rąk Syriusza.

*

- Wszystko w porządku? – zapytał Cień, podchodząc do Voldemorta, który siedział za pubem.

Ten miał zamknięte oczy i trzymał w rękach list.

- Jasne – mruknął.

- Napisała coś... ważnego? – spojrzał na niego niepewnie.

Harry Potter i czarna prawdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz