- No dobrze – westchnęła pani Weasley, kiedy stanęli na zatłoczonej ulicy Pokątnej. – Myślę, że trzeba jakoś ustalić, kto gdzie idzie...
- A może po prostu grupy, żeby było bezpieczniej i każdy załatwia swoje sprawy? – zapytał Harry.
- Jeśli mam iść z tobą, to na pewno nie będzie bezpiecznie – mruknął ironicznie Draco.
- Siema chłopaki – usłyszeli głos Zabiniego.
- Siema – odpowiedział Draco i Harry.
Wszyscy na nich spojrzeli.
- No co – burknął Harry. – Myślicie, że Slytherin nie wie? Tylko wy, tacy zacofani jesteście...
- Muszę iść na Nokturn – mruknął Draco, wyciągając jakąś listę.
- Tatuś kazał ci kupić mleko i chleb? – zapytał Harry.
- Tak – odpowiedział Silver. – Z dodatkiem cyjanku.
- Dla mnie? – zapytał niewinnie Czarny.
- Tak – sarknął. – Na niedzielny obiad.
- O nie – jęknął Harry. – Dobrze, że idziemy do twojej babci – zwrócił się do Avis.
- Ale za dwa tygodnie idziemy do mnie – uśmiechnął się złośliwie Malfoy.
- Kto będzie?
- Wszyscy śmierciożercy – sarknął. – Z Voldemortem na czele.
- Mógłby raz przyjść – wyszczerzył się Potter. – Może bym się z nim dogadał – zamyślił się.
- Przekupiłbyś go brylantami? – zaczęła się śmiać Avis.
- Nie – Harry zamyślił się. – Ale przez dwa tygodnie coś wymyślę.
- Nie kracz, nie kracz, bo wykraczesz – zanucił Draco. – Idziesz, czy nie?
- No nie wiem – westchnął Harry. – Tam jest tyle niebezpiecznych rzeczy...
- Chodź komiku jeden – zaśmiał się Draco, biorąc Harry'ego i Avis za ręce.
Razem wpadli na Nokturn. Biegali od sklepu do sklepu, kupując nieznane im eliksiry. Przypadkowo wpadli do sklepu zwierzęcego. Sklep nie był za duży. Paliła się w nim jedna mała lampka, więc było dosyć ciemno. Na półkach stały różnej wielkości klatki. Jak Potter zauważył, większość zwierząt była czarna. Za ladą stał starszy mężczyzna, który nie wyglądał na takiego strasznego. Podłoga była z ciemnego drewna, a ściany w brązowym kolorze.
- O jeju, jaki słodki – zajęczała Avis patrząc na czarnego króliczka.
Czarny rozglądnął się. – Nie wiedziałem, że na Nokturnie są sklepy zoologiczne.
- Przecież gdzieś trzeba kupować węże – wyszczerzył się Silver. – Poza tym, to tutaj kupuje się zwierzęta magiczne. Wyglądają jak mugolskie, ale każde z nich ma jakieś zdolności – uśmiechnął się. – o których dowiadujesz się w najmniej oczekiwanym momencie.
- Mówisz jakbyś znał taki przypadek – Czarny nadal się rozglądał.
- Bo mój ojciec kiedyś dostał węża – odpowiedział. – Jak był mały zaatakował go jakiś facet... on sam nie pamięta... był w złym stanie i kiedy tamten chciał go zabić... pojawił się wąż... skoczył tamtemu do gardła i zabił... tak po prostu. Uratował mu życie.
- Nie uważasz, że z moim szczęściem powinienem mieć zwierzątko? – zapytał Czarny.
Silver roześmiał się.