- Witam – rozległ się głos Dumbledore'a, stojącego w salonie na Grimmauld Place. Remus również tam był. W końcu jest szpiegiem. – Ostatnio nasze zebrania są częściej, ale to ze względu na to, że czuję zbliżającą się walkę o Hogwart. Śmierć Harry'ego wybiła Toma z rytmu, dlatego nie zaatakował wcześniej. Ale to wciąż Voldemort, na pewno już zbiera armię i planuje atak.
- Dlaczego śmierć dzieciaka miała wybić go z rytmu? – zdziwił się jakiś mężczyzna.
- Podejrzewam, że Harry był z Voldemortem bliżej, niż nam się wydaję – rzekł Albus. – Coś musiało ich łączyć, skoro Riddle był aż tak wściekły. Tom musiał czuć coś do Harry'ego. Inaczej stwierdziłby, że ten i tak by mu się nie przydał. Wierzcie mi, znam Riddle'a.
- No nie wiem – rozległ się cichy głos, gdzieś z kąta. – Byłeś tak pewny, że szybko weźmiemy dzieciaka na swoją stronę, a on zdążył umrzeć. Do tego są ploty, że to ty zrobiłeś, Dumbledore. Nie oszukujmy się. Dziwne było to, że nagle Black zrobił się taki opryskliwy. Kiedyś zakochany w chłopaku, a teraz gardził nim na wszystkie strony – prychnął. – Nie wiem jak inni, nie obchodzi mnie to, ale ja rzucam ten Zakon. Przestaliście być przekonujący.
- Schodzisz na złą drogę... - zaczął Albus.
- No i dobrze. Może u niego będzie lepiej – zniknął, deportując się.
*
Junior z uśmiechem na twarzy siedział pod ścianą. Młodzi śmierciożercy chodzili jak w zegarku. Riddle tłumaczył wszystko krótko i wyraźnie. Starsi też tam byli i szlifowali swoje zdolności. Kiedy każdy wiedział już co robić, Tom zostawił ich i usiadł koło Harry'ego.
- Czy ty umiesz jeździć na koniach? – zapytał Tom.
Czarny spojrzał na niego zdziwiony.
- Em. Kiedyś dawno temu, jak byłem mały, Mistrzunio czasami brał mnie na kucyki – zaśmiał się. – Jak były wakacje... Chciał, żebym chociaż trochę je poczuł – oparł głowę o ścianę i zamknął oczy. – Ale nigdy nie uczyłem się na nich jeździć – mruknął.
- Musimy dojść do miasteczka w Meksyku – rzekł Riddle. – Przez pustynię.
- Och, ja chcę wielbłąda – ucieszył się Cień.
- Nie. Mam wytrzymałe konie – wywrócił oczami Tom.
- Nie wiedziałem, że umiesz na nich jeździć.
- Już Salamir to dopilnował – westchnął. – Zobaczę, jak ci pójdzie. W końcu tam w razie wypadku musiałbyś je szarpnąć, czy coś takiego. Powinieneś szybko się nauczyć. A jeśli nie, to wezmę cię do siebie.
- Ok – wyszczerzył się Harry.
*
- Mogę go nazwać? – Junior bez problemu poradził sobie ze swoim czarnym koniem. Zresztą, wszystkie konie miały taki sam kolor. Okazało się, że bardzo podobnymi (w zamku Riddle'a było tylko kilka takich) przyjechali właśnie Wile. Zwierzak Harry'ego całkowicie do niego pasował. Miał dużo włosów na pęcinach i rozwianą grzywę. Chodził cały czas w kółko, rozśmieszając Cienia. Również upodobał sobie prychanie na Riddle'a. Oczywiście koń Voldemorta był dostojny i patrzył lekko z góry na tamtego, widocznie młodszego. Jednak, kto się czubi, ten się lubi – konie zaczepiały się i nawet ten poważny zaczynał się wygłupiać.
- Tak – parsknął śmiechem Tom, głaszcząc po pysku zwierzaka.
- Może... - Cień zamyślił się. – Słonek! – ucieszył się.
- Nie ma mowy – mruknął Tom, a zwierzak prychnął na Harry'ego.
- Dolar – wyszczerzył się Junior.