46- Zwiad

204 20 1
                                    

Gdy tylko nastała noc to ruszyłam do akcji. Nie mogłam już siedzieć bezczynnie. Zostałam w końcu po coś tutaj wysłana.


- Sora uważaj na siebie.- powiedział K-chan a ja uśmiechnęłam się lekko.


- Spokojnie nie dam się tak łatwo zabić.- związałam swoje włosy w kitkę i na twarz założyłam maskę. 


Wyszłam ze swojego pokoju i po cichu ruszyłam do miejsca gdzie znajduje sie gabinet głowy wioski. Dostałam sie tam bez problemu, aż się zdziwiłam ze nie maja tutaj jakiś porządnych zabezpieczeń. 


Zaczęłam przeszukiwać szafki z nadzieję, że znajdę coś co mi sie przyda, ale myliłam się. Ważniejsze dokumenty muszą być schowane gdzieś indziej. Nie dziwne jest to, że tak łatwo było sie tutaj dostać.


- Co?- usłyszałam nagle glos matki Sonohiego zza ściany.- Chcesz przyśpieszyć ślub matko?


- Widziałaś co sie stało. Oni wszyscy chcą nas wybić, bo za bardzo im zagrażamy. Senju niby obiecali nam pomoc, ale oni też sie nas boją. Wiesz przecież o tym moja droga, wiec pora przestać myśleć o jego dobru, tylko o dobru całego klanu.


- Nie chce by Sonohi cierpiał.


- Ta cala Katsumi wydaje sie być w porządku.
- A jeśli tak nie jest?


- Uratowała Sonohiemu życie. Powinno ci to wystarczyć. 


- Dobrze powiem im to jutro. Ich ślub odbędzie sie za dwa tygodnie.- to szybko.


Cóż ale im szybciej znajdę to czego chce to szybciej będę mogła opuścić to miejsce.
Wyszłam z gabinetu i udałam sie do swojego pokoju lekko zła. Nic mi sie nie udało znaleźć. Jutro będę musiała się pouśmiechać do Sonohiego i przy okazji rozejrzeć się po domu. Musze znaleźć pokój niezwykle strzeżony. Nie powinno być to trudne, ale też nie będzie to najłatwiejsze zadanie. 


Opadłam na swój futon i wtuliłam swoją twarz w poduszkę. Jutro będzie mnie czekać wyczerpujący dzień, ale moje dni zawsze są wyczerpujące.



***



Obudziłam sie jak zwykle wcześnie. Była to moja rutyna, której nigdy pewnie się nie pozbędę. Mam tak tylko i wyłącznie z jednej powodu. Moja koszmarna przeszłość nęka mnie w snach. Czasem z owych koszmarów budzę się z krzykiem, a czasem nie mam ich w ogóle. Dzieje sie tak pewnie dzięki K-chanowi. Bez niego nigdy nie zrobiłabym tego, co jestem w stanie zrobić dzisiaj. Ale najważniejsze pytanie jest takie, czy żyłabym teraz. Pewnie nie.


- Katsumi-san?- usłyszałam służkę, która dobijała się do mojego pokoju.


- Coś się stało?- spytałam i nałożyłam na twarz puder.


- Shiori-sama chce się z panienka widzieć.- westchnęłam cicho i opuściłam swoja sypialnie.


Mogliby przynajmniej poczekać do śniadania. Z tego co wiem o manierach to należy poczekać na posiłek, a dopiero potem mówić o ważnych sprawach. Po za tym to idealna pora na jakiś mały, a pozytywny posiłek.


- Spokojnie, bo twój charakter Uzumakich dochodzi do głosu. 


- Przepraszam K-chan, ale wiesz jaka jestem. Nie lubię jak narzuca mi sie cokolwiek, a skoro chce ogłosić, że mój ślub ma odbyć sie wcześniej, to mogliby przynajmniej poczekać do śniadania.


- Jaka nagle sie dama z ciebie zrobiła. Nie skupiaj sie na szczegółach, tylko na swoim otoczeniu. Nie muszę ci chyba przypominać czego szukamy.


- Hai.- mruknęłam nadal lekko zła.


Weszłam do pokoju, gdzie przebywała Shiori-sama, babka Sonohiego, sam chłopak i jego ojciec.


- Sonohi, Katsumi-san musimy porozmawiać.


Witajcie

Wróciłam dzisiaj z Francji i muszę przyznać, że jestem zmęczona. Rozdział może, się trochę nie kleić, bo pisałam go w autokarze na telefonie, ale może nie ma tragedii.

Pozdrawiam Makoto

Cienie PrzeszłościWhere stories live. Discover now