63- Żyj

161 22 2
                                    

Skakałam od grupy do grupy i zabijałam ich jak największą ilość. Nie odbyło się bez ran, ale K-chan  starał się je leczyć bardzo szybko. Mam duże pokłady chakry, które nie wyczerpią się szybko. Mam też potrzebną wytrzymałość, ale tak jak podejrzewałam, walka z Uchihami stawia mnie na zupełnie innym poziomie. 

Naprawdę nie znoszę tego klanu. 

Obok mnie przeleciał kunai, który dotkliwie zranił mnie w ramie. Moje ubranie było już podarte w paru miejscach, ale ciągle brnęłam przed siebie. W sumie sama nie wiem dlaczego tak uporczywie trzymam się życia. Nie dało mi ono nic, oprócz K-chana, który zawsze mnie wspiera. Gdybym go nie miała to nie wiedziałabym, co ze sobą zrobić. 

- Cholera...!- warknęłam, gdy poczułam jak jedna z katan Uchih przecina moje plecy. 

Z zawrotną prędkością odcięłam mu głowę i uniknęłam jednej z kul ognia, która leciała w moją stronę. Rana na plecach nie była zbyt głęboka, ale ciągle kuła. Pewnie i tak zaraz zniknie, ale nie mogę dać się tak podchodzić. 

Miałam wrażenie, że moich wrogów nie ubywa. Moje ruchy stawały się coraz wolniejsze, a na moim ciele pojawiało się coraz więcej ran. W takim tępię zginę tutaj za nim ich pokonam. 

- Jest ich więcej niż przedtem.- powiedziałam w myślach i patrzyłam jak coraz więcej Uchih zmierza w moją stronę. 

- Jeden musiał pobiec po jakiś posiłki. Może któryś z nich cię rozpoznał.- ścisnęłam mocno szczękę i ponownie uniknęłam wielu kul ognia. 

Jedna chwila nieuwagi i naprawdę może to się źle skończyć. 
Odepchnęłam jednego swoją kataną i uderzyłam drugiego w głowę. Starałam się używać głównie żywiołu wody, bo wśród Uchih to ogień jest najbardziej popularny. Chociaż lubię techniki wiatru, to tutaj by tylko przeszkadzały.

Unik, skok, unik, cięcie, unik i ponowne powtórzenie tych czynności. Czułam, że powoli kończy mi się energia, a rany na moim ciele znikały coraz wolniej. Pewnie gdyby to nie był ten klan to byłoby o wiele łatwiej. Uchiha potrafią zobaczyć moje ruchy.

Poczułam nagły ból, który pojawił się w okolicy moich pleców, więc od razu machnęłam kataną do tyłu i wyciągnęłam miecz, który został we mnie wbity. Straciłam już naprawdę dużo krwi i moja głowa zaczyna boleć.

- Nie zatrzymuj się Sora.- mocno zacisnęłam zęby i znowu ruszyłam przed siebie.

Głos Kuramy był dziwnie napięty.

Rana goiła się wolniej, ale ciągle brnęłam przed siebie. Moje ubranie pewnie już całe zostało przesiąknięte moją krwią. 

Brnęłam dalej, cięłam tyle wrogów ile mogłam, unikając przy tym trafień. 

Ale nawet ja nie jest niezniszczalna.

Jedna z katan trafiła mnie w bok i wykonała głębokie cięcie, a kunai głęboko wbił się w moją prawą nogę. 

A gdy tylko zwolniłam swój bieg, to nadeszło więcej bólu. Wyplułam krew, która zalegała w moich ustach i upadłam na ziemię. Miałam trzy głębokie rany na plecach, jedną na brzuchu, a tych na innych częściach ciała już nie liczyłam.

- Żeby jedna smarkula sprawiła nam tylu kłopotów.- usłyszałam warczenie, a przed oczami mignął mi krwisty Sharingan. 

- Sora!- Kurama krzyknął głośno, a ja uśmiechnęłam się lekko.

- K-chan złam pieczęć zanim umrę. Inaczej znikniesz razem ze mną.- powiedziałam, a wtedy poczułam jak jego chakra mocno buzuje w moim ciele.

- Jakbym miał pozwolić ci umrzeć.

Otoczyła mnie czerwona chakra, za nim straciłam przytomność.


Witajcie

Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni tą walką. Ja naprawdę czasem odkrywam brak moich umiejętności w pisaniu walk. Ale się starałam!

Pozdrawiam  Makoto

Cienie PrzeszłościWhere stories live. Discover now