Bezradność

249 23 0
                                    


- Yo-chin, martwiłam się o Ciebie. Na dworze jest już ciemno.- oznajmiła spokojnym głosem jej matka.
Była ona pulchną, niesamowicie wrażliwą, ale czasami niesamowicie ..UPARTĄ kobietą. Yo-chin zastanawiała się czasami czy upartość nie jest wadą.
- Nie przesadzaj- odpowiedziała dziewczynka, zamykając za sobą drzwi.

Rodzina Uzumaki była w komplecie..prawie. Nie było jedynego przedstawiciela płci męskiej, ojca. Tata Yo-chin był jednym ze stróżów pilnujących porządku w wiosce, niezwykle układny i miły dla wszystkich prócz swojej żony i dwóch córek. Yo-chin nie przyznała tego na głos, ale bała się swojego ojca. Był wybuchowy i choć czuła, że w jakiś sposób kocha on swoje dzieci to nigdy im tego nie powiedział. Słowa „ jestem z ciebie dumny", „będę was wspierał" , „to nie wasza wina" były dla niej i jej starszej siostry obce.
Całą trójką usiadły do kolacji, w tym monecie wszedł Shin, głośno oddychając.
- Co mamy na kolację? – zapytał siadając pomiędzy swymi córkami.
Sora buntownicza 15- latka opowiedziała:
- Nie wiem i tak nie będę jadła.
- Czemuż to ?- zapytała ich matka.
- Przecież mówiłam Ci że się odchudzam, a ty mnie jak zwykle nie słuchasz!
Kobieta postawiła kolację na stole i popatrzyła łagodnie na Sorę. Wiedziała, że jest w takim wieku w którym chcę się buntować.
Nie wiedział lub nie chciał tego zrozumieć Shin, popatrzył ostro na córkę od razu oskarżając:
- A czemu chcesz się odchudzać ? Już wiem -zaczął coraz bardziej podnosić głos- aby podobać się tym wszystkim szmatom z którymi się spotykasz !
Sędzia, kat i adwokat w jednym.
Yo-chin skuliła się w sobie coraz bardziej.
Proszę Sora nic nie mów, nie dolewaj oliwy do ognia.
- Shin! Nie mów tak!- poprosiła błagalnym tonem Mirai. Spodziewała się, że miał on ciężki dzień w pracy, atmosfera w wiosce była napięta, wszyscy wyczuwali zbliżającą się wojnę. Shin tylko szukał zwady aby się wyżyć. 
-Nie spotykam się ze szmatami ! To są moi znajomi!- Sora nie pozostawała dłużna.
- MOI koledzy z pracy widzieli jak byliście w parku na uboczu, a ty siedziałaś na kolanach chłystka, którego rodzice są byłymi alkoholikami. Dziwię się, że nie wygonili ich z wioski, tylko marnowano pieniądzem na ich leki i terapię.
Sora chciała coś dodać, w końcu miała podobny charakter do ojca, lecz ten znowu nie dał jej dojść do głosu:
- Nie będziesz robiła mi wstydu swoim towarzystwem chuliganów! Jeżeli chcesz zachowywać się jak puszczalska szmata, wyjedź z wioski abym tego nie widział.- zakończył swój wywód krzykiem, ostentacyjnie wychodząc z kuchni.
Yo-chin spojrzała na swoją siostrę z podziwem i złością. Z podziwem bo nie bała się postawić ojcu, ze złością, że nie skończyła dyskusji na czas i ona musiała tego wysłuchiwać.
Sora odsunęła się od stołu chciała wyjść do swojego pokoju, więc na koniec w nerwach popchnęła lekko młodszą siostrę, nazywając „małym gówniarzem". Nie było to dla Yo-chin pierwszyzną. Siostra bardziej szanowała znajomych niż ją. W tym również była podobna do ojca- zdanie i aprobata znajomych było dla niej ważniejsze niż zdanie jej mamy i Yo-chin. Dziewięciolatka nie miała pewności czy gdyby jej siostra miała wybrać pomiędzy nią a jej znajomymi wybrałaby rzeczywiście JĄ. Mirai spojrzała z przeciwległego końca stołu na swoją córkę, znowu stały się publicznością na sprzeczki jej męża z jej starsza córką.


Po całym zdarzeniu rodzice i Sora położyli się spać.
Yo-chin nie mogła czując buzujące emocje. Po raz pierwszy wymknęła się z domu czując ogromny ciężar wewnątrz sobie. Słone łzy spływały po jej policzkach. Była zmęczona, że nie jest szanowana przez jej bliskich. Przy Tagato czuła się mądra i wyjątkowa, gdy wracała do domu i reszty wioski była nikim. Nie miała przecież żadnych specjalnej mocy, nie była odważna, ani wyszczekana. Nie potrafiła bronić siebie. Zdając sobie sprawę ze swojej bezradności gnała przed siebie. Dotarła do małego lasku za jej wioską. Nie zajęło jej to dużo czasu aby się tu dostać, ponieważ mieszkała ona prawie na granicy wioski. Gdy łzy dziewczyny zdążyły już wyschnąć, otumaniona płaczem zaczęła poruszać się coraz głębiej w las.
Czy to normalne że boję się własnego ojca? Czemu nie wspiera mnie i Sory i nie szanuje ? Czemu nie mam żadnych przydatnych umiejętności ?
Dziewczynka czuła smutek i jednocześnie była na siebie wściekła, myślała że jest dojrzalsza od jej rówieśników i, że poradzi sobie bez akceptacji jednego z rodziców. Jednakże gdy tylko jej ojciec podnosi głos kuliła się jak jeż. Nie chciała być taka, chciała być nieustraszona. Wraz z pokonywanymi kilometrami emocje opadały, a jej świadomość proporcjonalnie rosła. Naglę zatrzymała się. Była głęboko w lesie, którego nie znała. Dodatkowo zaczęła sobie przypominać historię opowiadane przez jej mamę w ostrzeżeniu przed niebezpieczeństwem czyhającym poza wioską:
Świat jest pełen przemocy i zła dziewczynki. Pełno w nich morderców, gwałcicieli, którzy mogą was porwać a potem sprzedać na handel żywym towarem. Musicie na siebie zawsze uważać .
Gorączkowo rozejrzała się dookoła. Nagle usłyszała szum wody. 
Jeżeli będę poruszać się wzdłuż niego trafię do wioski.-  pomyślała.  Nie wiedziała tylko czy powinna poruszać się wzdłuż potoku, czy może przeciw niego. Ryzykując zaczęła iść wzdłuż niego. Nie wiedziała ile szła, wiedziała że jej nogi nieprzyzwyczajone do wysiłku zaczęły słabnąć. Usiadła na najbliższym kamieniu i spojrzała w górę. Księżyc był dzisiaj w pełni, dzięki jego blasku mogła dokładnie widzieć co znajdowało się obok niej.
- Ktoś ty. – wyszeptał głos koło jej ucha.
Dziewczynka szybko wstała i ze strachem spojrzała na chłopaka stojącego z mieczem na przeciwko niej. Była przerażona, lecz światło padające z księżyca odbiło się od jego katany i oświetliło jego twarz. Odetchnęła z ulgą.
-Madara...
Zmarszczył brwi poznając jej głos.
- Yo-chin, co tu robisz do cholery? Zgubiłaś się?
Przytaknęła, przegryzała wargę aby znowu nie wybuchnąć płaczem.
-Zaczekaj tu, zawołam innych patrolujących, zajmą się tobą. Spokojnie- dodał.- Twoja wioska nic nam nie zrobiła. Na razie. Jutro odstawimy cię na miejsce. Może
Zaczął się odwracać do niej tyłem, jednak bardziej niż jego wioski obawiała się reakcji ojca. Dobiegła do chłopaka i złapała go za rękę. Spojrzał przez swoje ramię i dostrzegł w nich łzy.
- Proszę – szepnęła- pokaż jak ma wrócić do domu, muszę dojść sama! Jeżeli dowie się, że uciekłam będzie wściekły!
Madara nie pytał kto ani czemu uciekła, domyślił się. Słyszał jak rozmawiała z jego bratem o jej ojcu. Wymuszanie posłuszeństwa krzykiem było tym co łączyło wszystkich ojców jakich znał. Miał zignorować jej prośbę, dopóki nie spojrzał w jej wilgotne od płaczu oczy. Nie był to wzrok osoby za jaką ją miał, czyli beztroskiej dziewięciolatki bez większych zmartwień. Widywał taki sam wzrok u niektórych starszych kolegów zmęczonych życiem lub po prostu tych którzy zaczynali się poddawać, ponieważ zdali sobie sprawę, że nic nie mogą zmienić. Brak kontroli nad własnym życiem i nie moc w pogodzeniu się z tym był powodem dla którego załamywali się. Madara stawiał na drugą opcje- za mało jeszcze widziała aby być zmęczona swoją egzystencją. Strząsnął jej rękę i zaczął kierować się przeciwnie z nurtem potoku.
-Cco, rrobbisz ? – zająknęła się.
- Na co Ci to wygląda?-burknął zirytowany swoją słabością.- Odprowadzam Cię. Nie wystarczy kierować się na północ aby trafić. Szybciej będzie jeżeli po prostu Cię tam zabiorę. Skoro jesteś taka bezmyślna aby sama wędrować po lesie pełnym niebezpieczeństw wolę nie poznawać twoich umiejętności sensorycznych.
A raczej ich braku-dodał w myślach.
Po odprowadzeniu Yo-chin Madara był zły ze zmęczenia. Wpadając do domu przed wschodem słońca, wszedł do swojego pokoju. Oprowadził ją przez ze wzgląd na brata, ale gównie na współczucie jakie w nim wywołała. Zaraz również skrzywił się przypomniawszy sobie słowa ojca:
"Współczucie jest słabością, synu. Jest czymś czym lider musi umieć operować, tak samo jak z dobrocią i innymi ruchami „czystego serca" , traktuj te rzeczy instrumentalnie. Pomogą Ci gdy będziesz głową klanu lecz nie przywiązuj się do nich. Są one zgubą. "
Jest to jedna z wielu lekcji jaki dał mój ojciec. Jedną z wielu rzeczy w której się nie zgadzał, ale wiedział, że musi się jej nauczyć dla dobra klanu. Spojrzał przez okno, zaczęło świtać.
W południe jestem umówiony na spot..na TRENING z moim przyj...z moim RYWALEM. 

*********************************************************

Trochę inna perspektywa naszej Yo-chin. 
Gwoli wyjaśnienia (choć pewnie domyśleliście się) zdania pisane kursywą oznaczają myśli bohaterów, tylko wtedy mam okazję stosować narrację pierwszoosobową . Za błędy przepraszam. Mam nadzieje że ten rozdział wam się podobał. Sądzę że za parę rozdziałów przejdziemy już do pełnej historii, w której bohaterką jest już dorosła Yo-chin.
Całuski :*

Duty first. Love second (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz