Finał

149 16 8
                                    

  Tego dnia odbyły się trzy pogrzeby.
Nanami Uchiha.

  Ogromny ból w kręgosłupie uniemożliwił jej ruch. Zetsu wbił jej nóż prosto w kręgosłup. Następnie siłą otworzył jej usta i umieścił przeklętą pieczęć na podniebieniu. Paliło ją gardło.
- Teraz nic nie powiesz – szeptał podniecony. Puścił ją i rzucił w kierunku ciała Nanami. Stęknęła, leżąc na brzuchu.
„Masz czas na rozmowę Yo-chin?".
Yo-chin wiedziała, że już nigdy nie usłyszy jej głosu.
- A teraz cię zabiję. Może wzbudzi to większą wściekłość u Madary? Jak myślisz? Chociaż nie ważne co zrobię, uruchomiłaś już machinę.
- NIE!
  Wrzeszczała. Pieczęć lecznicza uleczyła ranę w kręgosłupie na tyle aby mogła wstać. Wciąż ów technika była niedopracowana.
  Zetsu cofnął się. Nie spodziewał się, że ta dziewczyna ma tyle werwy. Ludzie byli tacy żałośni, przecież wszystko szło tak jak zaplanował. Czemu walczy?
- Skoro nie będziesz mogła mówić, zdradzę ci jeszcze jedną rzecz...
  Yo-chin stanęła w rozkroku, lekko pochylona do przodu. Z pleców kapała krew, mocząc jej kremowy strój, które przez deszcz przykleił się do niej całkowicie. 
  Zetsu kiwnął na nią palcem.
- To ja doprowadziłem do śmierci Izuny.
  Klęska. Yo-chin nie mogła myśleć, nie mogła mówić. Nie miała planu i całe jej szkolenie poszło na marne. Nie była przygotowana. 
Nie była. Zauważyła, że Zetsu stoi nad krawędzią. Drgnęła ruszając lodowatymi palcami u rąk. Zetsu nie był silny dopóki nie przejął umiejętności człowieka, którego kontrolował.
Nanami go zapieczętowała, jeśli zmusi go aby opuścił ciało Ary, on już nigdy nie zdoła przywłaszczyć sobie czyjegoś mienia. 
  "Co zrobić? "– myślała gorączkowo. – "Czy jest tak jak powiedział? Za późno aby przekonać Madarę? Nie, nie mogę ryzykować ucieczki, nie gdy stoi tak blisko mnie!"

- Przepraszam Madara – wyszeptała połykając krople deszczu. Gdyby chciała uratować Madarę musiałaby w tym momencie do niego podbiec i wyjaśnić mu tyle ile mogła. Powiedziałaby mu to co czuję licząc, że nie podda się szaleństwu. Mimo tego wciąż tu stała. Widziała coraz gorzej. Nie mogła czerpać czakry z martwych skał, nie była wstanie więc jej uzupełnić. To koniec, ale...
Jeżeli miała zginąć pociągnie go za sobą.
  Z krzykiem ruszyła do przodu. Zetsu napiął się, ale nie oczekiwał, że Yo-chin zegnie się i korzystając z niskiego wzrostu, złapie go za talie i oplatając mocno nogami runie w dół. 
- Idiotko! – warknął Zetsu. – Zabijesz nas!
- I dobrze. Nie żałuje niczego. – To mówiąc wbiła jego własny sztylet w brzuch. – Trafiłeś mnie w kręgosłup. Ale wiesz co? W gospodzie była taka urocza kelnerka, chciałam nauczyć ją jednego chwytu. -  Wbiła mu ostrze w nerki. Ara miotał się. Jego głowa przechyliła się w kierunku ziemi. 
  Żółte oczy zmieniły się w czarne. Yo-chin wiedziała co to oznacza. Nie zdążyła złapać cienia, który wyskoczył z gardła UchihyBezwładna masa przyczepiła się o ścianę skały i z nienawiścią, ukrytą w żółtych oczach, patrzył jak Yo-chin spada z martwym strażnikiem. Musiał uciec, jeśli umarłby w ciele Ary, zniknąłby na zawsze. Nie mógł ryzykować.
- Żegnaj. Yo-chin Uzumaki. – Nie czekał aż rozbije się o ziemię, czmychnął po skałach do lasu.
  Yo-chin widziała ziemię. Pchnęła ciało Ary w dół.
- Kage bunshin no jutsu! - Użyła klonów cienia aby zmniejszyć prędkość. Kiedy dzieliło ją pięć metrów od ziemi zdołała przywołać jedną rękę swego Susanoo, amortyzując upadek.

  Tego dnia odbyły się trzy pogrzeby.
Nanami Uchiha. Ara Uchiha.

- Jesteś pewna? – zapytała Mito walcząc ze łzami. Hashiramy nie było przy niej, za to towarzyszył jej Tobirama. – Możemy poczekać, Haori...
- Siostro. Już czas. – Uspokajająco kiwnęła głową. Wyciągnęła wolną rękę w kierunku stojącego przy drzwiach Tobiramy. Białowłosy bez słowa oderwał się od nich i podszedł do nich. Lekarz czekał za drzwiami.
  Tobirama prawie trząsł się zagarniając dłoń Haori w swoje dwie. Brak jakiegokolwiek żalu czy pretensji uderzyło go mocno.
- Haori, wybacz mi. – Spuścił głowę. Tobirama Senju przecież nie przepraszał...
- Nie mam czego. Pilnuj się i wioski. Drugi Hokage.
- Skąd...
- Say'a! – zawołała wciąż patrząc jednemu i drugiemu w oczy.
- Haori... – spróbowała po raz enty Mito.
  Po raz pierwszy twarz jej kuzynki przeciął grymas.
- Bardzo mnie boli. – Jej głos brzmiał jakby dusiła się emocjami. Haori była dzielna.
  Mito nie naciskała. Odsunęła się i walcząc ze sobą przepuściła lekarza. Tobirama złapał Mito za ramiona i kazał jej wycofać się. Trzymał ją kiedy Say'a Senju wbijała igłę. W ostatnim momencie przekręciła głowę i spojrzała na zdjęcie.
  Konohą wstrząsnął głośny huk. Czy był to piorun?

Duty first. Love second (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz