Napisałam ten rozdział dosłownie przed chwilą, mam nadzieję, ze przypadnie wam do gustu. Rozumiem również, że może was lekko męczyć brak kontaktu Yo-chin- Madara, Yo-chin-Tobirama..obiecuje wam, że będą mieli swe momenty w dalszych rozdziałach. Na razie jestem szczęśliwa bo kończę już jeden długi wątek ( dowiecie się w rozdziale jaki), ale spokojnie!
Zacznie się następny. Napisałam przecież, że Yo-chin odegra rolę w czymś większym i pamiętam o tym!
**************************************************************************Yo-chin została przeniesiona na koniec obozowiska, do miejsca w którym głównie przebywali starsi ludzie. Podparła łokciami głowę i obserwowała jak śnieg topnieje pod wpływem promieni słonecznych. Nieskażone żadną chmurką niebo przeciął kruk, głośno kracząc. Niewzruszona kobieta poddawała się krótkim chwilą spokoju do czasu gdy usłyszała dziwne dudnienie, dochodzące z miejsca leżącego gdzieś naprzeciw niej. Z każdą chwilą ów dźwięk robił się głośniejszy. W powietrze wnosiło się więcej ptaków, jakby chciały uciec przed nienzanym zagrożeniem. Zaniepokojona uzdrowicielka wstała i wyszła z namiotu. Jej puls nieznacznie przyspieszył, dźwięk nie ustawał w brzmieniu. Po paru uderzeniach serca z lasku wyszła czarna postać, a za nią jeszcze jedna i kolejna. Yo-chin zmrużyła oczy, wstrzymała oddech gdy słońce schowało się za chmurami i rozpoznała cienie.
-Uchiha- wyszeptała. Jeden oddział. Yo-chin tego dnia została sama z pacjentami na najdalszej części obozowiska. Odległość grała tu ogromną rolę, ponieważ Yo-chin ani żadna ze starszych osób, nie zdążyłaby dobiec do namiotów ninja z prośbą o pomoc. Była sama.
Nie mając wiele czasu ustawiła barierę ochronną. Starała się wyglądać na spokojną, kiedy oddział składający się z dwudziestu wojowników ustawionych w szyk trójkąta, stanęło przed barierą, zaledwie parę metrów od Yo-chin. Na przód wyszedł szczupły mężczyzna, a Yo-chin nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdzieś go już widziała.
- Nie znajdziecie tu nikogo do walki z wami. Jeżeli zostało w was choć trochę miłosierdzia odwrócicie się i odejdziecie.
Czy ktoś z do cholery zauważył oddział Uchiha wędrujący w naszą stronę? Gdzie są strażnicy? Dlaczego było dziwnie pusto? Mężczyzna na przodzie przyglądał się jej przechylając głowę na bok.
- Ja cię znam!- krzyknął po chwili.- To ty leczyłaś kiedyś panicza Izunę! Przyszłaś z Madarą-san do naszego obozowiska!
- Akrobata?- wyrwało jej się.
- Blisko, Ara. Miło, że nie umarłaś.- Mrugnął do niej.
- Więc powołując się na tą drobną przysługę którą kiedyś wyświadczyłam, odpłać dług i odejdź wraz z resztą, proszę.- Yo-chin świadomość, że stoi przed nią mężczyzną z którym rozmawiała nic nie pomógł. Co prawda pamiętała, że to on pierwszy kazał Yurzę ją puścić. Jednak tym razem nie chodziło tylko o nią.
- Uwierz nam, że uczynilibyśmy to, lecz teraz jesteśmy na siebie skazani.
- Słucham?!- napięła mięśnie gotowa wzmacniać barierę przed natarciem.
- Koniec wojny słonko. Pakt podpisany- odpowiedział ze szczerym uśmiechem.
Yo-chin nie zlikwidowała bariery. Nie miała dowodu na ich słowa.
- Przykro mi, nie wierze wam, a poza..
- Yo-chin!- wykrzyknął ktoś jej imię. Niejaki Hashirama biegł w jej stronę z wyciągnięta dłonią i szczęściem wypisanym na twarzy.- Opuść barierę, to koniec.Kobieta ze zmarszczonymi brwiami wykonała rozkaz Senju. To była prosta informacja, jednakże nie dochodziła ona do niej. Możliwe, że przestała wierzyć, iż kiedykolwiek nadejdzie pokój. Z głupią miną przyglądała się Hasiramie, który podszedł do Ary i tłumaczył coś uprzejmym, acz rzeczowym tonem. Yo-chin poczuła lekki powiew powietrza z jej lewej strony, zerknęła czym było to spowodowane.
A, to tylko Tobirama.....* Co?! Odwróciła się raz jeszcze. Rzeczywiście biały wojownik stał koło niej ze skrzyżowanymi rękoma. Intensywnie wpatrywał się w Uchihów. Spiął się jeszcze bardziej gdy na polu, znikąd pojawiła się trzecia postać.
- Madara!- wykrzyknął głośno Hashirama.
Na dźwięk jego imienia kobieta skierowała swoją uwagę na trójce rozmawiających mężczyzn. Widziała tylko profil Madary, jednak potrafiła stwierdzić, że wydaje się być jeszcze bardziej zamknięty niż poprzednim razem. Yo-chin wyczuwała ciężką i mroczną aurę, która go spowijała. Kobieta wiedziała, wiedziała co za tym musiało stać:
- Izuna nie przeżył pojedynku z tobą, prawda? – zapytała Tobiramę nie odrywając wzroku od Madary. Ton tego pytania nie zdradzał jaki stosunek miała do tego dziewczyna, pozostawał całkowicie neutralny.
- Tak. Madara wypomniał to, gdy Hashirama zaproponował jeszcze raz zawarcie pokoju w grudniu.
- Mogłeś mi powiedzieć Tobirama-senpai.- To zdanie wypowiedziała z nutką pretensji i ..smutku? Senju podejrzewał, że będzie żałowała Izuny. Specjalnie nic jej nie mówił.
- Nie pytałaś - odbił piłeczkę.
Yo-chin nie wypowiedziała tego na głos, ale w głębi duszy podziwiała Madarę. Mężczyzna stracił swoich bliskich. Jednak mimo to stał tu. Prawdą było, że potrzebował czasu i odrzucił wcześniejsze propozycję. Jednakże Yo-chin nie wiedziała czy jeżeli byłaby na jego miejscu to, czy nie wybrałaby zemsty. Honor zakończyłby się w miejscu w którym zobaczyłaby trupy swoich bliskich. Nie podzieliła się tym z nikim, albowiem obawiała się, że przestaną ją szanować. Stała tam jeszcze parę minut obserwując rozwój wydarzeń, aż do chwili kiedy chmury odsłoniły słońce a jego promienie zaczęły ją razić.
CZYTASZ
Duty first. Love second (1)
Fiksi PenggemarWszystko dzieje się w universum Naruto, a raczej wiele lat przed głównym bohaterem popularnego anime, czyli w erze Wielkich Wojen Ninja. Dziewięcioletnia Yo-chin z klanu Uzumaki poznaje młodszego brata Madary Uchiha- Tagato. Chłopak czuję do niej...