Senna wizja i mokry trening

198 26 10
                                    

Na wstępie muszę Was przeprosić za rzadkie dodawanie, winne są studia przez które kompletnie nie mam czasu oderwać głowy od rzeczywistości i poświęcić czas na pisanie i wymyślanie nowych rzeczy. Bardzo mnie to męczy, ponieważ muszę być "tu i teraz", nie mogę pozwolić sobie na chodzenie głową w chmurach. Niestety ma to swój ogromny minus- świat stał się szary, ponury. Dodatkowo jestem sama w nowym mieście otoczona ludźmi, których nie znam i którym jestem przecież obojętne. Brzmi to jak wyznanie #sadtumbrlgirl, jednak nie jest ono przez to mniej prawdziwe. Powiadają, że studia to najpiękniejszy okres w życiu człowieka, ja na razie tego nie widzę :/. Wasza J.
****************************************************************

  Pierwszą rzeczą jaką Yo-chin zrobiła kiedy wróciła do obozowiska było położenie się do łóżka. Popatrzyła na wpół drewniany sufit prowizorycznego pokoju i zamknęła oczy w oczekiwaniu na nadejście snu.
  Mgła w odcieniu pudrowego różu otaczała ją ze wszech stron, czasami jej kształt przypominał fale oceanu, które rozbijały się o brzeg. Rozejrzała się. Wiedziała, że jest to miejsce z jej snu, który nawiedzał ją i nie pozwalał zasnąć. Instynktownie zaczęła przypatrywać się jeden punkt szukając... No właśnie czego?- Nie potrafiła tego zdefiniować. Po paru sekundach, a może godzinach, czas był tu pojęciem względnym, z mgły wyłonił się szary punkt. Ów punkt zaczął przybierać kształt wysokiego mężczyzny ubranego w długi płaszcz. Jego sylwetka, jak i głos był wyraźny dla Yo-chin, lecz mimo to jego twarz pozostawała we mgle.

- Ja cię znam- przyznała Yo-chin- To ty uczestniczysz w moich snach, to przez ciebie nie mogę spać!- W ostatnim zdaniu jej ton przeszedł już na oskarżycielski.
  Mężczyzna mocniej oparł się na długiej lasce, którą dzierżył w ręku.
- Tak.- Jego głos był grzmiący i roznosił się echem po próżni w której się znajdowali. Nie wynikało z niego, że czuje się choć trochę zakłopotany. - Nie bez przyczyny wszystko się dzieje.
  Yo-chin wyrzuciła ręce w górę.
- Powiedz mi wreszcie kim jesteś? – Zmęczona potarła powieki.- Jaką mam rolę do odegrania? O co w tym wszystkich chodzi
- Zaufaj. Nasłuchuj. Na razie robisz wszystko tak jak powinnaś- odpowiedział.
  Zaufaj- było to jedno z nielicznych słów, które pamiętała po wybudzeniu się. Yo-chin zmarszczyła brwi
- Co to znaczy, „jak powinnam"? Trudno mi zaufać nieznajomemu, nie wiedząc jakie ma zamiary, a po drugie ta rozmowa jest abstrakcyjna- stwierdziła.
- Tak jak życie.
- Decyzje przed którymi czuję lekki przymus, to twoja sprawka, prawda?- „jak powinnam", „jak powinnam, „jak powinnam".
- Nikomu nie mogę narzucić niczego, to twoja wola jak postępujesz. Mogę tylko sugerować- odparł.
  Nie było to całkowicie uspokajające, ale Yo-chin zadowoliła się tym.
- Czyli mogę nazywać cię moim sumieniem?- dopytała, szukając jakiegoś logicznego wytłumaczenia. Ni stąd ni zowąd, mgła się rozwiała i kiedy Yo-chin myślała, że zobaczy jego twarz..obudziła się. Z głośnym oddechem usiadła na posłaniu. Schowała twarz w dłoniach.
  Mam nad sobą dziwną istotę, która kieruje moimi decyzjami, ale z drugiej strony tego nie robi. Czy ja tracę zmysły? Czy to moja imaginacja? To wszystko wina stresu? Może to dziwny sen, który powtarza się i powtarza. Nie wiedząc jak Yo-chin zapadła w sen, lecz gdy się obudziła, nie mogła przypomnieć sobie więcej niż słowa „zaufaj".

  Siedząc bezwiednie na łóżku pomyślała o poparzonym pacjencie i jego wyznaniu. Rzekomo nie pomylił się z dawaniu mi nasiona. Nie Yo-chin!   Potrząsnęła głową. Nie możesz zagłębiać się w tak abstrakcyjne myślenie. Przy słowie „abstrakcyjne" zatrzymała się. To słowo.. Użyłam je niedawno w innym znaczeniu, ale jakim? Abstrakcyjna..rozmowa? Ale dlaczego rozmowa, z kim rozmawiałam? Nie Yo-chin, STOP! Koniec, zapętlasz się, wstań zjedz, idź leczyć.
  
Niestety dla niej, była zbyt wolnym duchem, jeżeli nakazała sobie nie myśleć to .......i tak to robiła. Wciąż miała tą myśl,niepokój z tyłu głowy gdy poszła do szpitala. Po drodze wstąpiła do pomieszczenia w którym znajdowały się osoby po traumatycznych przeżyciach. Wzrokiem szukała matki, która straciła córkę jednakże powiedziano jej, że większość osób wysłano do innego obozu.
  Zagryzła wargi gdy wychodziła z pomieszczenia. Kontynuowała swoją drogę do szpitala podczas której zauważyła nowe uzdrowicielki. Były mniej więcej w wieku Yo-chin, może rok starsze. Różnica wieku ich dzieląca była mała, lecz na pierwszy rzut oka widać było między nimi przepaść.
  One: rumiane, zdrowe, krągłe. Yo-chin: blada, zmęczona, drobna i mało krągła. Uzumaki miała duże wcięcie w tali, więc wszystkie ubrania, które zawierały pasek podkreślały jej szczupłość. W innym przypadku pewne byłby to atut, ale na wojnie było inaczej. Potrzebowano osób silnych fizycznie i psychicznie. Yo-chin nie wiedziała czy choć trochę łapie się do tej drugiej kategorii.

Duty first. Love second (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz