Zabawa dobiegała końca, Jipushi zabrali swoje rzeczy i przenieśli się do swego obozowiska poza granicami wioski. Wiele osób ciągle siedziało przy misach z ogniem. Yo-chin nie chciała iść spać, postanowiła, że również usiądzie. Wybrała tę misę przy której nikt nie spoczął, nie lubiła się wpraszać. Widziała, że wiele osób siedzi w swoich zbitych grupkach lecz nie mogła dojrzeć Aoi i Say'i , a zakochanej May'i nie należało przeszkadzać. Ogrzewała ręce gdy poczuła jak ktoś siada na rzuconej kłodzie tuż koło niej. Tobirama.
Co mam zrobić? - myślała. - Zacząć rozmowę jak gdyby nigdy nic? Czy celowo się do niego nie odzywać? To drugie uratowałoby moją dumę lecz pokazałoby pewną dziecinność. Obawiam się też sama zacząć rozmowę, ponieważ Tobirama zaraz może z czymś wyskoczyć.
Kobieta finalnie nie zrobiła nic: ani nie odsunęła się, ani nie odezwała. Zachowała całkowitą neutralność.
- Użyłaś moich klonów podczas walki - oznajmił znienacka.
Przytaknęła. Chcę się powołać na prawa autorskie, czy co?
Napięcie miedzy nimi robiło się niewygodne. Tobirama sam nie wiedział co może powiedzieć. Przepraszanie nie wchodziło w rachubę, nie czuł się winny.
Yo-chin po parę minutach nie wytrzymała i musiała zapytać o jedną, konkretną rzecz. Jej duma nie mogła wejść w drogę, jeżeli dziecko mogło być krzywdzone.
- Czy sprawdziłeś sytuacje związaną z Danzo? - Wpatrywała się z trzaskający ogień, czując jak ciepło rozgrzewa jej twarz. Robiło to przyjemny kontrast z jej zimnymi plecami, które były wystawione na podmuchy chłodnego, wiosennego powietrza.
- Tak. Wziąłem go na męską rozmowę i.. - Yo-chin już otwierała usta aby się wtrącić. - I zanim zaczniesz się mądrzyć, a propo tego iż mógł mnie oszukać to od razu zaprzeczę. Rozmawiałem z nim szczerze, popatrzyłem również jego sytuacje w domu i treningi z ojcem. Tak, jest on surowy, ale to sam Danzo popycha siebie dalej. Jest to tylko jego wybór. Nie jest „ewidentnie krzywdzone", jak ktoś wcześniej wytknął.
Spojrzenie jakim ją poczęstował zmroziło ciepło które gromadziła. Jej twarz robiła się czerwona i nie było to winą płomieni. (Choć zwalała na nich winę). Poczuła wstyd. Może zbyt gwałtownie zareagowała? Nie miała racji i tylko pokazała swój całkowity brak kontroli przed Tobiramą. Parę lat temu bardzo starała się mu pokazać swoją dojrzałość i spokój. Szlag wszystko trafił.
Cóż, nie muszę się już starać niczego mu udowodnić, ponieważ jestem spalona.
Pokiwała głową
- To dobrze. Cieszy mnie to.
- Przemyśl zanim znowu zrobisz scenę - kontynuował krytykę. Widział, że Yo-chin czuję się niezręcznie z takiego obrotu spraw. Bardzo dobrze.
- Dobrze. Zostanę skazana na dożywocie czy może znajdą się okoliczności łagodzące? Mówisz wszystko jak gdyby był to wyrok. Nie chciałam źle, nie lubię przemocy i tyle.
Uparcie patrzyła w ogień. Tobirama spojrzał na tę małą istotę i przysunął się bliżej. Miał w gotowości parę reprymend gdyby wszczęła z nim dyskusję. Kompletnie zbiła go z tropu swoją postawą. Wyglądała na pokonaną. Wciągnął dłoń i rozczochrał jej włosy.
- Wierzę. - Widok jej wbiegającej na pole bitwy wciąż był żywy w jego pamięci. - Chociaż nie wiem czy złamanie nadgarstka swemu przeciwnikowi to potwierdza.
Yo-chin było tak gorąco w twarz iż musiała wreszcie odwrócić się profilem. Nie było to kulturalne aby zrobić to w przeciwną stronę jak siedział Tobirama, więc była zmuszona siedzieć z nim w oko w oko.
- C h c i a ł zobaczyć czy moje wnętrzności są na miejscu. Skąd wiesz o tym? Nie zauważyłam cię.
- Przemoc to przemoc, mała czy większa. – Yo-chin zdała sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie ją zgasił. - Nie było mnie tam. Dowiedziałem się wszystkiego od Hashiramy.
Ma rację przemoc to przemoc. Czy powoli przestaje mi to przeszkadzać? Kiedy z „nienawidzę", zrobiło się „nie lubię"?
Nastała cisza. Znowu. Yo-chin uniosła brwi do góry i złożyła wargi w dziobek. Zmieńmy temat, błagam.
- Co jest z twoją twarzą? - zapytał z poważną miną.
- Jak to, coś z nią nie tak? - zapytała kompletnie nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Wszystko.
- O nie. Myślałam, że choć trochę przypominam śliczną Haori z którą cię widywałam. Co za pech - mruknęła zbolałą twarzą.
Ciekawe jak zachowałaby się ta delikatna istota do której zalecałeś się, gdybyś zarzucił jej jednym z tych swoich „komplementów"
Tobirama wyszczerzył zęby, bez mrugnięcia tasakował ją wzorkiem. Poczuł się zrelaksowany. Zmiana tematu była mu na rękę. Żadne z nich nie przeprosiło ani nie przyznało się bezpośrednio do winy. Mimo tego napięcie miedzy nimi opadło. Jego wzrok zatrzymał się na jej dłoniach, które zaczęła pocierać aby je trochę rozgrzać.
- Haori jest uroczą kobietą, słodką, niewinną, uprzejmą i wierną - wyliczał szczerze. - Jednak nie jest ona dla mnie.
Yo-chin wpatrywała się w trzaskający ogień i z pełnym skupieniem słuchała wypowiedzi Tobiramy.
- Kiedyś myślałem, że jest to typ kobiety w jakich gustuję.
- Kiedyś? - dopytała.
Tobirama niezauważalnie przysunął się w jej stronę.
- Kiedyś. Teraz wiem, że nie mógłbym być z kobietą, do której bałbym się powiedzieć ostrzejszym tonem aby jej nie przestraszyć. Po drugie nie wiedziałbym o czym z nią rozmawiać. Chciałbym aby kobieta z którą będę była moją przyjaciółką.
Yo-chin analizowała przez chwilę jego słowa, potem spojrzała na niego z ukosa. Zauważyła, że znajdował się bliżej niż przedtem.
- Posiadasz silny charakter i słabe kobiety zmęczyłyby cię, ale z drugiej strony nie potrafiłbyś mieć kompletnie silnej i niezależnej kobiety, ponieważ z natury jesteś obrońcą. Chciałbyś mieć nad nią trochę kontroli. Ciężko będzie ci znaleźć tą jedyną.
- To profesjonalna opinia? - mruknął. Przesunął się znowu, nie krył tego.
Uzumaki parsknęła.
- Tak, możesz potraktować to jako opinia psychologa. - Brnęła dalej. Instynktownie skierowała się w jego stronę. Ich ramiona dotykałyby się, gdyby Yo-chin wyprostowała się. Mimo to nadal siedziała skulona z opartymi łokciami na udach. Powietrze miedzy nimi zgęstniało. Yo-chin wiedziała, że wkraczają na grząski grunt. Nie myślała o Tobiramie w „ten sposób" kategorycznie, od czasu próby.
- Dobry z ciebie człowiek Tobirama. Czasami zbyt kategoryczny, jednakże w tym jesteśmy podobni. We dwójkę wolimy sami podejmować decyzję. Zrobić coś samemu, ponieważ nie ufamy ludziom. Ta kategoryczność może doprowadzić do zguby.
Tobirama nachylił się w jej stronę. Poczuł, jak serce mu przyspiesza.
- Czemu się mi przyglądasz? - zapytała szeptem gdy jego twarz znajdowała się parę centymetrów od niej. Zwilżył wargi.
- Tobirama-senpai! - krzyknął jeden z żołnierzy. Mężczyzna odsunął się jak gdyby nigdy nic. Wstał i odszedł.
Yo-chin siedziała zamurowana. Była wdzięczna temu schinobi za przerwanie. Sytuacja z nimi była niejasna, nie chciała mieć jeszcze większego bałaganu w swoim życiu.
Byłam zauroczona w nim, ale swoim zachowaniem wybił mi z głowy moje głupie fantazję. Nie sądzę, przecież aby zakochał się z dnia na dzień. To tak nie działa.
Wstała i okrężną drogą zamierzała wrócić do pokoju. Przechodząc między ogniskami w najdalszej części, przy zgliszczach zauważyła jak Say'a trzyma się z Aoi za ręce. Nie wyglądało to na uścisk przyjaciółek, które podekscytowane zamierzały poplotkować. Nie, ich dotyk naznaczony był czymś..sensualnym. Yo-chin mogła wyczuć napięcie miedzy nimi.
„Wybacz, nie interesują mnie ładni chłopcy. W ogóle nie jestem jestem zainteresowana chłopcami." - Tak powiedziała Say'a. Wszystko teraz miało dla Uzumaki sens. Z małym uśmiechem przeszła koło nich, nie chcąc im przeszkadzać.
CZYTASZ
Duty first. Love second (1)
FanfictionWszystko dzieje się w universum Naruto, a raczej wiele lat przed głównym bohaterem popularnego anime, czyli w erze Wielkich Wojen Ninja. Dziewięcioletnia Yo-chin z klanu Uzumaki poznaje młodszego brata Madary Uchiha- Tagato. Chłopak czuję do niej...