Pożegnanie

155 15 10
                                    

Proszę o włączenie muzyki.
Zwrócicie uwagę, że tytuł pierwszego rozdziału był "Poznanie"
*****************************************************


- Madara, wycofaj się zanim przekroczysz granicę po której nie da się zawrócić. – Yo-chin stała paręnaście metrów dalej. Odwołali swe Susana. Madara wiedział, że Yo-chin wyssałaby jego czakrę.
  Uchiha w odpowiedzi rozciągnął szyję w rozgrzewce. Traktował to jak jeden z ich wielu sparringów.
- Sprawdzimy czego się nauczyłaś.
  Ruszył na nią niczym cień. Yo-chin nie drgnęła. Madara niespodziewanie zatoczył się do przodu. Zerkając w tył zauważył, że jego nogi zostały zasznurowane wiązkami czakry.
- Zatrzymaj się – ostrzegła cicho. Wiatr powiał jej włosami i przysłonił oczy.
  Przeciął sznurki ostrzem, który jej zabrał i rozpłynął się w powietrzu.
- Tutaj. – Wyrósł spod ziemi dokładnie pod nią. Nie miała czasu zareagować kiedy chybiając o milimetr trafił jej bok.
- Chybiłeś – warknęła kopiąc jego nadgarstek, który wcześniej pokryła czakrą.


- Uf, nie trafił – odetchnął ninja i starł z czoła pot. Paru mężczyzn z Tobiramą na czele obserwowało rozwój wydarzeń i czekało z zamiarem odsieczy dla dziewczyny.
- Madara Uchiha nie chybia – odszepnął inny. – Nie chciał jej trafić. Czemu cofnął rękę?
  Tobirama zamknął oczy sfrustrowany. Ponieważ zależy mu na niej, mimo wszystko nie chcę jej zabić, tylko unieszkodliwić. Senju nie był głupi, domyślił się uczuć Uchihy, mimo tego Yo-chin wybrała wioskę, nie jego. To dało mu promyk nadziei.
  Tobirama dziwił się, że ktoś taki posiada jeszcze słaby punkt i samokontrole aby nie połamać jej wszystkich kości. Mimo wszystko Ara miał rację. Nie ma klanu, który kochałby bardziej niźli Uchiha. Madara wydaję się cieszyć z tej walki, widział to w rozszalałym spojrzeniu Uchihy, wiedział czemu – zobaczył .
  Walka Madary i Yo-chin nie była finezyjna, ale ich ruchy były za równo szybkie jak i silne. Dzięki swojej szybkości mógł wodzić wzrokiem za nimi, ale spodziewał się, że przeciętni mieszkańcy zauważyliby biegające cienie.
  Tylko Yo-chin mogła się z nim pojedynkować, ponieważ Madara będzie musiał polegać na taijutsu. Wszelkie techniki zużywające ogromne ilości czakry nie będą skuteczne, ponieważ Yo-chin miała szansę odebrania mu czakry. Madara to wiedział, dlatego nie ryzykował. Walka z Hashiramą opierała się na ogromnych pokładach czakry, z Yo-chin na sile mięśni i wytrzymałości.
Jeżeli Madara zdoła ją trafić, będzie oznaczało to koniec. Dziewczyna nie była aż tak silna, bądź co bądź, nadal jej ciało bez pokrycia czakrą było delikatne.
  Dotknął ziemi i niezauważalnie rozluźnił się.
- Znalazłem Hashiramę.



- Poprawiłaś się – pochwalił schylając głowę. – Również szybko zostałaś uleczona. – Zniżył głos. – Do czasu. Odsuń się, ptaszyno.
  W odpowiedzi rozłożyła ramiona po bokach, jak gdyby zasłaniając mu drogę do wioski.
- Niszczysz to co zbudowałeś. Tak chcesz odciąć się od przeszłości aby ruszyć dalej? A może bawi cię walka i strach przed tobą? Wiedziałam, że mężczyzna w którym się zakochałam jest krwawy, ale nie wiedziałam, że jest okrutny. Czy zatem zmiatając istnienie Konohy z tej ziemi, nie staniesz się taki sam jak grupa, którą ścigaliśmy? – Zmarszczyła brwi, nerw przy jej oku zadrgał.
- Nic nie wiesz, nadal pozostajesz ślepa niczym dziecko.
  Yo-chin chciała się zaśmiać. Ona nic nie wie?
- Nie przeszkadzała ci moja dziecinność kiedy dzieliliśmy łoże – sapnęła.
  Madara napiął mięśnie, jego taktyka działała. Podniósł z ziemi kamień i rzucił w jej stronę. Patrzył jak wolno opada.
- Miałaś wybór, ciebie jedyną zapytałem czy chcesz do mnie dołączyć. Pamiętasz jak rozmawialiśmy w dniu ślubu Hashiramy? Pamiętasz co zrobiłem następnego dnia?
  Kamień coraz szybciej zbliżał się ku ziemi.
- Podziękowałeś mi.
- Zrobiłem to, ponieważ zadowolił mnie fakt, iż ktoś inny oprócz mnie widzi iluzję świata Hashiramy. Zawiodłaś mnie.
- Wybór? „Jesteś ze mną lub przeciwko mnie?" To jest wybór? To nazywa się szantaż.
  Schylił się gotowy do biegu.
- Może.
  Kamień wylądował koło dziewczyny. W tym momencie Madara ruszył do przodu, Yo-chin skupiła się na nim biegnącym z przodu i nie zdążyła zareagować kiedy w obłokach dymu z kamienia wyłonił się Madara.
- Podmiana! – usłyszała czyjeś głosy. 
  Który jest klonem? Nie ważne.
Madara nr. jeden biegł z przodu, Madara nr. dwa z boku. Stężała gdy poczuła coś ostrego przyciskającego się do jej pleców.
- Dwa klony – zorientowała się kiedy mężczyźni, których widziała rozpłynęli się w powietrzu. – W kamieniu był jeden klon i ty prawdziwy, zmienione techniką podmiany.
- Zgadza się. Co zrobisz teraz?
  Westchnęła.
- Walka jest dla ciebie zabawą. Zaatakowałeś wioskę, ponieważ nie sądzisz, że pokonasz Hashiramę, ale jest to sposób na samotność. – Ostrze mocniej nacisnęło na jej plecy. – Tylko wybrałeś ją na swe życzenie. Odpuść, proszę. Kontrolowanie wszystkich nie sprawi, że nie będziesz cierpiał. Madara...
- Mówiłem ci, że za dużo gadasz. Jesteś irytująca.
- Tak. – Uaktywniła pieczęć na czole, czując przypływ sił. – Ale swój swojego znajdzie, prawda?
  Sama nadziała się na jego katanę, odwróciła się i wykorzystując zaskoczenie, z całej siły uderzyła go w twarz. Odleciał w dal.
  Yo-chin złamała katanę w pół i wyjęła ze swego ciało. Brzuch łaskotał kiedy rana zaczęła proces gojenia.
Wiedziała, że jej słowa nic nie dadzą, ale mimo to wciąż próbowała go przekonać. Jej mózg chciał się okłamywać, że ciągle może coś zmienić. Rzeczywistość była inna. Ta karta historii została już napisana.
  Madara poprawił swe ubranie, strzepując kurz nonszalancko. 
  On stał się szaleńcem, który ma się za zbawiciela. Czemu nie widzi jak wszystko układa się w jeden wzór. Czemu nie widzi, że jest wykorzystywany?!
Nie pozwoli na to. Dlatego kiedy ruszył z pełną prędkością, ona nie była gorsza.

Duty first. Love second (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz