Cześć wszystkim! Kolejny rozdział przed wami! Jestem taka podekscytowane kiedy widzę, ze przybywa was coraz więcej! Jak to dobrze, że nie jestem jedyną romantyczką, która wciąż shippuje bohaterów z universum Naruto :D! Dodałam link do muzyki, o której włączenie poproszę was w trakcie czytania opowiadania. Pozwoli wam ona bardziej się wczuć w przeżycia Yo-chin.
********************************************************************Yo-chin z zaciętą miną szła przez wioskę, analizując w głowie co się przed chwilą stało:
Mito pała do mnie ogromną wrogością. Jest wielką damą, ale udaje. Zachowuje się tak jakby wojna i jej nie dotknęła. To maska, musi być w niej ziarenko dobroci i współczucia, jeżeli sama zaproponowała ,że zostanie jako zakładnik w wieży. Co się z tym stało?
Ukrywa się, może to jest jej sposób na przezwyciężenie traumy, a może jej matka przejęła całkowicie nad nią kontrole? Nie była taka wcześniej, przesadnie się ze sobą pieści, tak jakby chciała na siłę pokazać wszystkim jak wielką damą jest. To wina całego systemu: smutnym jest to, że kobiety najczęściej „tresowane" są tak aby były dobrymi żonami. Widzę to aż za dobrze, masz być: miła, układna, spokojna, oddana. Tak jakby jedynym celem było wyjść dobrze za mąż. Co to za chory świat w którym żyjemy? Miarą twojej wartości jest partia za którą jesteś wydana Możliwe, że dużą role odgrywa tutaj fakt, iż wychodzi za Hashiramę. Skoro kobietom wmawiane jest, że mają być: takie, siakie czy owakie ,jeżeli chcą mieć dobrze w życiu (czytaj: mieć dobrego towarzysza), to one na siłę i sztucznie starają się być bliskie ideału, który ktoś im narzucił.
Yo-chin zamyśliła się ledwo unikając kałuż, które napatoczyły się pod jej nogami. Błoto całkowicie zaschło na jej dłoniach.
Nie będę się oszukiwać Hashirama jest przystojnym i potężnym mężczyzną. Władza działa jak afrodyzjak, on jest przywódcą Senju, a Mito dzięki niemu osiągnie prestiż. Transakcja wymienna, wszystko w życiu się na tym opiera. Nie zmienia to faktu, że coś we mnie ją drażni. Zazdrość? Ale o co?
Opcja a) znajomość z Hashiramą. W takim razie będzie zazdrosna o połowę społeczeństwa.
Opcja b) jestem irytująca. Nie zachowuje się tak jakby tego ona sobie życzyła.
Yo-chin pomyślała, że może wolałaby podpasywać Mito? Byłoby jej na pewno raźniej, we dwie wywodziły się z jednego klanu. Co do tego klan Uzumaki trochę się wykruszył. W kompleksie nie było już tak dużo ludzi. Wiele osób, jak jej rodzice, przeprowadzili się do gotowego lokum i rozsiali się po świecie. Szybko jednak wszystko w niej zaprzeczyło – skoro jej osoba irytuje Mito, to nie ma zamiaru się jej narzucać. Chociaż wolałaby, aby nie było między nimi wrogości. Yo-chin nigdy nie lubiła gdy ktoś odczuwał negatywne emocje w stosunku do niej.
Kobieta przeszła koło budynku, który służył jako szpital. Oczywiście było to jedno z pierwszych miejsc, które powstało. Przez ogromne dwuskrzydłowe, otwarte drzwi mogła dostrzec jak pielęgniarki uwijały się biegając w to i we tą z ręcznikami.
To nie dobrze. Wolnym ostrożnym krokiem podeszła do wejścia. Momentalnie została zauważona przez Say'e, która żwawo podeszła do niej i bez żadnym wstępów zapytała:
- Pamiętasz jak się leczy?
Oczywiście przytaknęła. Jej myśli od razu skierowały się z toru filozoficznego na realistyczny.
- Co się stało?
- Większość osób to ofiary z bójek miedzy klanami- odpowiedziała z pozoru kamiennym wyrazem twarzy. Yo-chin jednak widziała drobne zmarszczki przy jej oczach. Były one oznaką rozgoryczenia i zdenerwowania. Say'a z silnych emocji mrużyła oczy.
- Tylko umyję ręce.
- Bogom dzięki, że jest tu ktoś ze starej szkoły. Te nowe adeptki są kompletnymi beztalenciami. – Na zdołowanej twarzy mignął cień rozdrażnienia.
- Który klan?- zapytała, niektóre z nich miały naturalny talent do medycznego ninjutsu. Podeszła do kąta w których stało wiadro. Potem poprosiła Say'e aby polała jej dłonie alkoholem. Trochę piekło, jej kłykcie były popękane.
- Mieszanka, nie w tym rzecz.- Poprowadziła kobietę do miejsca w którym miała pracować.
- Więc w czym?-dopytała Yo-chin. Sayia głośno wypuściła powietrze.
- To damy. Nie potrafią one pracować gdy pojawiają się choć jedna nerwowa sytuacja. Jak mogę pracować z kimś, kto nie miał do czynienia z krwią i na jej widok krzyczy?
Yo-chin oczywiście nie przyznała tego na głos, ale uwaga jej koordynatorki była dla niej pocieszeniem. Te kobiety były dla Yo-chin zbyt doskonałe. Usprawiedliwiając: czuła się gorsza w ich obecności, więc z przyjemnością słuchała niepochlebnych komentarzy na nich temat. Tak, była złośliwa.
- Dziwi mnie, że w ogóle zdecydowały się robić cokolwiek w wiosce. – powiedziała Uzumaki odnośnie tychże kobiet.
- Prowadzi je chyba romantyzm, wiele z nich myśli, że znajdzie tu miłość życia.
Sam cyniczny żart cisnął się na usta Yo-chin:
- Niestety to plotka, choć przez prawie cztery lata codziennie leczyłam wielu mężczyzn.
- Podzielam twą opinię.
Podchodząc do pierwszego pacjent , Yo-chin wiedziała, że będzie ciężko. Wyglądał on na około trzydziestoletniego faceta, posiadacza włosów po bokach lecz łysiny w samym centrum. Kobieta mogła niemal posmakować jego wściekłości, widząc jak siedział i głośno tupie nogą. Na jej widok prawie podskoczył.
- No nareszcie, nie spieszyłaś się. Do chuja to nie podobne, żeby lekarze byli tak nieudolni..
Psioczył dalej na temat miejsca w którym się znajdują. Yo-chin spokojnie przygotowywała zestaw do oczyszczania.
Zgaduję, że to jest jedna z ofiar po bójce. Kompletnie się nie dziwię. Sama najchętniej zostawiłabym mu parę pamiątek w postaci blizn. Spokojnie, to tylko łysiejący, sfrustrowany mężczyzna, który krzykiem chcę pokazać mi, że wciąż tu jest i nadal się liczy! Żałosne, że pokazuję to w ten sposób.
-... gówniana opieka i jeszcze gówniana cała wioska. Jest tu tyle klanów, które próbują się rządzić. Tak oni się nadają! Nic o życiu nie wiedzą, matoły. AŁA!- krzyknął głośniej i mocno odepchnął Yo-chin od siebie.
Cała uwaga szpitala skupiła się na nich, gdy metalowy talerzyk ze strzykawkami głośnym echem odbiła się od kamiennej podłogi.
- Idiotko! TO BOLAŁO! Głupia szmata.
Yo-chin stała tak nie wiedząc jak zareagować. Na wojnie ninja byli jej wdzięczni za opiekę i zagryzali wargi gdy coś ich bolało. Kobieta naprawdę zastanawiała się co powinna uczynić. Wyprosić go? Odejść? Odpowiedzieć równie chamsko? No dobra, trzecia opcja odpadała, nie potrafiła ripostować na zawołanie.
- Proszę, natychmiast się uspokoić- rozkazała zimnym, acz spokojnym głosem. To nie ona powinna się wstydzić lecz ten tutaj. Czemu więc odczuwała zakłopotanie?
- Gówniara nie będzie mi mówiła co mam robić!
Lubi to zamieszanie jakie teraz go otacza.
- Na razie nie widzę tutaj żadnej. Dostrzegam tylko człowieka, który próbuje zwrócić na siebie uwagę.- Niestety moim kosztem.- Ma pan dwa wyjścia: albo natychmiast się uspokoi i pozwoli doprowadzić proces uzdrowienia do końca, albo opuści to miejsce.
Bogom niech będą dzięki, poczuła obecność Say'i koło siebie. Mężczyzna, przyjrzał się Yo-chin uważnie.
- Jesteś z klanu Uzumaki ?- zarechotał głośno.- Słyszałem, że ich kobiety w łóżku są tak samo ogniste jak ich włosy.
Patrzył na Yo-chin jak na ofiarę. Sprawdzał ją, bawił się. Yo-chin czuła jak wszystko w niej osiąga szczyt i miała ochotę popłakać się. Mimo wszystko jej twarz, prócz wypieków ze złości, nie zmieniła się. Say'a podobnie jak ona stała jak wryta, również nie była przyzwyczajona do tak pospolitego chamstwa.
- Proszę pana..- zaczęła kulturalnie, ale ostro.
- Wyjdź- znikąd padła komenda.
Yo-chin odwróciła się do miejsca z którego dochodził głos. Za nią stanął wysoki i barczystym chłopak. Jego oczy miały niezwykłą kolorystykę: zielone tęczówki (bez źrenic) i czerwone twardówki. Mężczyzna w ułamku sekundy ulotnił się. Nie kwapił się nawet odpowiedzieć. Tchórz
- Dasz radę leczyć dalej?- Dobiegł ją głos Say'i.
Stojąc teraz przed tyloma ludźmi nie miała nawet wyjścia żeby odmówić. Nie chciała wyjść na słabą. Duma jej na to nie pozwalała.
- To tylko jeden z wielu bezmózgów, dam radę.
Jak powiedziała tak zrobiła, zatrzymała się tylko przed chłopakiem, aby podziękować. Zauważyła, że jest ranny. Miał złamanie otwarte. Okropna rana, Yo-chin pamiętała jak prawe zemdlała gdy musiała opatrywać to za pierwszym razem.
- Usiądź pomogę Tobie. Jak ci na imię? -zapytała ignorując wzrok innych. Pacjenci dziwnie na nią patrzyli. Jakby oczekiwali, że zacznie płakać lub złorzeczyć na tego mężczyznę. Yo-chin widziała, że byli zawiedzeni brakiem reakcji z jej strony. No bo któż nie lubi, jak dramat odgrywa się na naszych oczach, ale to nie my jesteśmy jego głównymi bohaterami??
- Kakuzu- opowiedział spokojnie mimo takiej rany. Posłusznie usiadł na miejscu, które mu wskazała.
- Jesteś stąd?- pokręcił głową przecząco
- Nie. Przybyłem z rodziną niedawno, ale zdecydowaliśmy, że przeprowadzimy się do Takigakure.
Po paru minutach przerwy Yo-chin poczuła się zobowiązana do podziękowania raz jeszcze:
- Dziękuję Kakuzu, za to że się wtrąciłeś. Coraz rzadziej ludzie staja w czyjeś obronie.- Delikatnie owijała prawie wyleczoną rękę bandażem
Szturchnął ramionami na tyle, ile pozwalała mu kobieta. Yo-chin kończyła już z opatrywaniem, gdy Kakuzu zadał jej nietypowe pytanie:
- Wierzysz w miłość?
- Wierzę, że jakaś siła trzyma nas razem. Możliwe więc, że jest to tak zwana miłość. Choć nie jest to pewnik.
- Jedynym pewnikiem są pieniądze- stwierdził z ogromną pewnością, a wyraził to unosząc lekko podbródek do góry.
Ten chłopak, jest wielkim pragmatykiem.
- Czy ja wiem, waluty mogą ulec zmianie.- Nie czekając na jego odpowiedź rozczochrała mu włosy ręką, po czym wstała i zaczęła leczyć nowych pacjentów.

CZYTASZ
Duty first. Love second (1)
FanfictionWszystko dzieje się w universum Naruto, a raczej wiele lat przed głównym bohaterem popularnego anime, czyli w erze Wielkich Wojen Ninja. Dziewięcioletnia Yo-chin z klanu Uzumaki poznaje młodszego brata Madary Uchiha- Tagato. Chłopak czuję do niej...