Matko już ponad 20 rozdziałów za nami. ..jak to poleciało. Pragnę podziękować WSZYSTKIM, którzy obserwują życie naszej Yo-chin. Zapraszam na kolejny rozdział, który mam nadzieję pomoże na jesienną handrę ( i powrót do szkoły). Pamiętam, że dla mnie Naruto i fanfiki z nim związane były świetną odskocznią od rzeczywistości..ahh kiedyś to było, teraz już nie ma :').
***********************************************************************************Szli przez żar już około godziny, żadne z nich nie odezwało się słowem. Nie chcieli tego przyznać, ale we dwójkę zdziwili się jak wszystko łatwo poszło. Mężczyzna spojrzał zza ramie gdzie dreptała młodziutka medyczka. Szła ze spuszczoną, a coś w jej sylwetce przykuwało jego uwagę. Potrząsnął głową odrzucając te myśli.
Senju mają po swojej stronie medyka odpornego na najsilniejsza iluzję, nawet o tym nie wiedzą. Idioci. Mimo, iż wiedziała kim jestem zdecydowała się pójść za mną. Jest głupia, odważna czy po prostu tak dobra?- pomyślał. A może te trzy słowa będą ją określać?
Z zamyślenia wyrwał go głos dziewczyny- jego niski tembr nie pasował do jej sylwetki. Mógł go opisać jako płynną, ciemną czekoladę. Był bardzo przyjemny.
- Obiecujesz, że odeślesz mnie z powrotem jak tylko Ci pomogę?
Uchiha zmarszczył brwi na to pytanie. Głupia.
- Czemu pytasz teraz lub czemu ze mną poszłaś skoro nie jesteś pewna?
Yo-chin podniosła wzrok i zawiesiła go na szerokich ramionach mężczyzny. Na jednym z ramion leżał suchy liść. Nie był on jedyny, pod jej stopami trzaskały inne, suche liście. Zbliżał się wrzesień.
- Mam dość śmierci. Patrzę na nią codziennie.- Wypowiedziała na głos słowa o których myślała.
Dobra- potwierdził w myślał.
- Nie boisz się że spotka cię ona z mojej ręki?- W jego wykonaniu nie musiał się nawet starać aby zabrzmiało to złowieszczo.
Oczywiście, że się boję!- pomyślała. Jednak w książce, którą dostała od lidera klanu pierwszy rozdział dotyczył psychologii walki: jeżeli ukaże przeciwnikowi swój strach on wykorzysta go, aby nią zawładnąć .
- Odpowiadając na wcześniejsze pytanie: pytam o moje bezpieczeństwo teraz, ponieważ wtedy byłeś zdesperowany, aby zdobyć uzdrowiciela. Kto wie do jakich kłamstw byś się posunął.
Mężczyzna zauważył celowo pomięte pytanie, które dało mu odpowiedź- bała się. Mimo lęku wyruszyła z nim. Odważna.
Ściemniało się gdy doszli do celu. Dziewczyna zauważyła geniusz rozbitego obozu: był niesamowicie dobrze zamaskowany. Co więcej namioty nie leżały w zwartej kupie, tylko były porozrzucane. Podejrzewała, że gdyby stanęła dwadzieścia metrów dalej nic by nie zauważyła.
Nowo przybyłych przywitał ogromny mężczyzna, którego rysy twarzy były ukryte w mroku. Przez co Yo-chin nie mogła przyjrzeć się jego wyglądowi.
- Wodzu.- Słowa zostały wypowiedziane do mężczyzny stojącego przed Yo-chin, który dodatkowo uderzył z głuchym łoskotem pięścią w pierś.
Jej „zleceniodawca" przez chwilę rozmawiał po cichu z mężczyzną, który sylwetką przypominał dąb. Zasłaniał prawie cały ognień płonący parę metrów za nim. Mężczyzna-dąb przeniósł wzrok na Yo-chin.
- Pewnie jesteś głodna, zaprowadzę cie do ogniska.
Kobieta mocniej ścisnęła swoją torbę z lekami.
- Nie przyszłam tu jeść, lecz leczyć. Im szybciej to zrobię tym szybciej wrócę. Zaprowadźcie mnie proszę do chorego. -Boje się, mamo.
W odpowiedzi Uchiha stojący plecami do niej odwrócił się i ruchem głowy nakazał iść za sobą.
Gdy przechodziła przez ognisko zauważyła kolejną postać, która siedząc przy płomieniu ostrzyła kamieniem swoją broń. Na jej widok poderwał się, a jego ruchy były gibkie jak akrobaty.
-Proszę, proszę, kogoż my tu mamy?- zapytał retorycznie zatrzymując ją przed podążaniem za ich "wodzem".Bez ostrzeżenia złapał ją za rękę i przybliżył do siebie. Przyglądał się jej twarzy przez parę sekund.
- Ona jest piękna-zauważył.
Yo-chin czuła, że nie wygrałaby gdyby zdecydował się coś jej zrobić. Nie przeszkadzało jej to w zareagowaniu instynktownie. Jej zdrowy rozsądek był na wakacjach, to wytłumaczyłoby jej dotychczasowe działania.
- Ona tutaj jest!- zgrabnym ruchem wyrwała mu swoją dłoń. Odpowiedział jej chichot wydany przez kogoś z tyłu:
- Ona ma pazurki!- odrzekł ironicznie.
Mężczyzna, za którym podążała odchrząknął znacząco, powodując odsuniecie się z jej drogi akrobaty. Mogła brać się do roboty mając nadzieję, że przeżyje. W wnętrzu namioty leżała skulona postać, jego czarne włosy przyklejały się do spoconego ciała. Po sekundzie Yo-chin wiedziała, że trawi go gorączka. Szybko podbiegła i ukucnęła przed chorym.
Położyła mu rękę na brzuchu.
- Słyszysz mnie?
Odpowiedziało jej ciche stękniecie. Jest świadomy. Zaraz potem zauważyła jak jej ręka robi się wilgotna. Krew. Odsunęła materiał z jego brzucha. Głośno wciągnęła przez zęby powietrze. Odwróciła głowę do mężczyzny, który ja tu przyprowadził. Stał jak strażnik przy drzwiach, pilnując, aby nie zrobiła choremu więcej krzywdy..
- Rany kute i cięte powiadasz? Jego brzuch wygląda jakby ktoś orał na nim pole-stwierdziła oskarżycielsko.
-Prawo wojny.
Wróciła do pracy. Myśl: oczyszczenie, leczenie, zatamowanie. Robiła wszystko mechanicznie. Patrząc na młodego chłopaka poczuła gniew. Potrząsnęła głową, przypomniała sobie słowa swego przyjaciela:
- Ninja, (...) ci okaleczeni lub martwi są wymieniani na nowych , młodszych, tworzących niekończące się koło śmierci(...). Modlę się żeby ktoś zablokował ów koło.
Uchiha wiedział gdzie słyszał te słowa. Założył, że były one użyte przez medyka przypadkowo. Nie możliwym była inna opcja. Yo-chin pracowała całą noc. Był moment w którym myślała, że prawie straciła swego pacjenta. Pamięta, jak krzyczała: „Nie umrzesz, kurwa, nie pozwalam Ci!". W końcu kryzys został zażegnany. Przed świtem operacja dobiegła końca. Przez poły i szpary namiotu wleciał powiew świeżego, mroźnego powietrza, a wraz z nim śpiew ptaków. Jej pacjent spał wycieńczony. Yo-chin chciała mu odgarnąć mu kosmyk włosów z twarzy, lecz powstrzymała się w połowie drogi widząc swoje zakrwawione palce. Zamiast tego spróbowała się podnieść.
Co jest.- poczuła jak kręci jej się w głowie, zatoczyła się w tył. Myślała, że nie złapie równowagi, wtem ktoś podtrzymał ją za rękę. Spojrzała w górę.
- Dziękuje- wyszeptała.-Odprowadzisz mnie teraz do obozowiska?
W ułamku sekundy puścił jej nadgarstek, a potem równie szybko złapał. Przez te dziesiętne sekundy w których ją nie podtrzymywał miała wrażenie, że zaraz upadnie.
- Wiesz, że może dojść do powikłań, zostaniesz tu jeszcze trochę- oznajmił tonem przyzwyczajonym do wydawania rozkazów.
- Puściłeś mnie przez te parę sekund, aby pokazać mi jak osłabiona jestem, a przez to nie dam rady uciec i wrócić o własnych siłach?
Mężczyzna uniósł brew, a jego oczach odbijał się sarkazm.
- Nie dałabyś rady uciec nawet w pełni sił. Przy ognisku moi ludzie postawili mały namiot, prześpisz się tam.
Yo-chin wiedziała co to znaczy: będzie prawie w samym centrum, przez co będą ją mieć na oku. Mężczyzna delikatnie puścił jej dłoń. Yo-chin ostatkiem sił poczłapała się do wskazanego namiotu zostawiając mężczyzn samych. Dowódca uklęknął przy swoim żołnierzu i z niemal rodzicielską czułością pogłaskał rannego po głowie.
- Myślałem, że cię straciłem Izuna.- Pozwolił sobie aby maska spokoju opadła. W oczach zalśniły łzy, którym nie pozwolił spłynąć.
Było za blisko, oddziały Senju szły czwórkami w kolumnie, jednak wycwanili się- każdy następny oddział szedł dokładnie po śladach tego na przodzie. Izuna źle określił ich liczebność, wpadł w ich pułapkę. Pomyśleć, że kilka sekund dłużej..Zamknął oczy. Nie chciał o tym myśleć.

CZYTASZ
Duty first. Love second (1)
FanfictionWszystko dzieje się w universum Naruto, a raczej wiele lat przed głównym bohaterem popularnego anime, czyli w erze Wielkich Wojen Ninja. Dziewięcioletnia Yo-chin z klanu Uzumaki poznaje młodszego brata Madary Uchiha- Tagato. Chłopak czuję do niej...