- Kiedy ruszamy?- spytała Yo-chin Madarę. Nadchodził zmrok, a z nim przyszedł czas na zrealizowanie obietnicy odprowadzenia jej do obozu. Czuła się w obowiązku, aby wrócić do leczenia pacjentów. Zdawała sobie sprawę, że gdy tylko wyjdzie z poza terenu obozu Uchiha, ninja których teraz poznała, wrócą do eksterminacji klanu Uzumaki i Senju. Czar prysł, rzeczywistość wzywała, a Madara musiał przestać być w jej oczach bratem Tagato, a musiał się stać jednym z głównych dowódców klanu, z którym przecież prowadzą wojnę. Madara wraz z siedzącym Yurą, akrobatą, mężczyzną-dębem, popatrzyli na nią groźnie. Obóz był patrolowany jeszcze przez dwójkę innych ninja.
Akrobata pierwszy zabrał głos niepytany:
- Kobieto, nie widzisz, że rozmawiamy? Znajdź sobie jakieś twórcze zajęcie. Co robisz gdy masz wolne?
Groteska i paradoks tego zdania uderzyło wszystkich zgromadzonych.
„Kiedy akurat nie jestem przetrzymywana?"- wydawały się mówić oczy Yo-chin.
- Nie posiadam czasu wolnego, ale jeżeli już mogłabym coś wybrać, byłoby to rzut kunaiem lub nożami.
Akrobatę naprawdę to zaintrygowano, ponieważ zignorował fakt, że „mieli rozmawiać" i poświecił swoją uwagę dziewczynie.
- Do jakiego celu i do jakiej odległości trafisz?- spytał.
- Nie wiem do jakiej odległości jest mój limit, ale jeśli jeżeli chodzi o cel..- popatrzyła na Yurę siedzącego do niej odwróconego tyłem.- Preferuje mężczyzn, najlepiej takich którzy zdradzili swój klan.
Yura zerwał się w ułamku sekundy, następnie w kolejnych dwóch rzucił się na nią i przygwoździł do ziemi. Kolejną sekundę zajęło mu dobycie noża i przystawienie go do gardła dziewczyny.
- Przemyśl to dziewczynko, co dał tobie cały ten klan? Ich system jest przestarzały, podatki wyciągane od ludności utrzymywały gromadę arystokratów, których największym plusem była szybko śmierć od przejedzenia. Nie nadwyrężaj mojej cierpliwości, myślisz, że mam skrupuły?- Przejechał czubkiem ostrza po jej szyi.
Yo-chin czuła jak adrenalina buzuję w jej żyłach. Tętno dziewczyny gwałtownie przyspieszyło, czuła jego pulsowanie w uszach.
- A więc jak tchórz zamiast zmieniać ten klan postanowiłeś uciec. Albo nie, nie tylko uciec, zdradzić. Nie klan zdradziłeś, ale samego siebie. Zdradziłeś jaką szują jesteś naprawdę. Wiem, że nie posiadasz żadnych skrupułów, są one zarezerwowane dla kogoś z zasadami moralnymi- wyszeptała zachrypniętym z emocji głosem.
- Zostaw ją, nie zniżamy się do poziomu krzywdzenia bezbronnych kobiet- odrzekł głos należący do akrobaty. Nie brzmiał przekonywająco. Yura nie posłuchał
- Mój ninja wydał ci rozkaz- oznajmił dobitnie Madara.
Zaczął się podnosić i kiedy Yo-chin myślała, że to już koniec, on wbił nóż tuż koło jej głowy.
Krzyknęła krótko. Leżała tak przez parę sekund. Nie chcąc dać mu satysfakcji z jej przerażenia wstała o własnych siłach. Szybkim ruchem zagarnęła rękojeść noża i unosząc ostrze do góry, rzuciła go centralnie tam, gdzie przed paroma minutami siedział Yura. Nie musiała patrzeć nawet na cel, zamiast tego skupiała się na jego oczach. Nie ma w nim niczego ludzkiego.
Madara wstał niewzruszonym całym zamieszaniem, podszedł spokojnie do Yury i patrząc mu w oczy uaktywnił sharingana.
- Są osoby, których nie masz prawa tknąć.- Mówił to tak cicho, że słyszał to jedynie Yura.- Ona jest jedną z takich osób.
Mężczyzna popatrzył na niego zdziwiony. Pokiwał niemrawo głową.
- Rozumiem, jest medykiem który uratował życie Izuny. Poniosło mnie.
Ta wersja była wygodna dla Madary, nie miał zamiaru tłumaczyć mu przysięgi jaką złożył bratu. Obrzucił Yo-chin badawczym wzrokiem, myśląc, że wojna naprawdę zmienia.
- Idziemy.- Było to jedyne słowo jakie do niej powiedział.
Yo-chin na szybko spojrzała na akrobatę i mężczyznę, który rozmiarem przypominał drzewo
- Dziękuje za godne traktowanie- wyrzuciła z siebie. Po chwili pomyślała, że może było to zbędę, są wrogami.
Madara w ciszy rozkoszował się czystym, spokojnym niebem oraz chłodem, który docierał do jego płuc wraz z wdechem.
Cisza jest taka...Cały nastrój prysł gdy Yo-chin po raz kolejny nastąpiła na gałązkę. Madara pomyślał, że niektóre rzeczy się nie zmieniają. Kiedy była dzieckiem zgubiła się w nocy, a chodziła tak głośno jak stado nosorożców. Dlatego nie miał problemu z lokalizacją „wroga". Madara po raz kolejny zdziwił się, że to wspomnienie jest wciąż żywe w jego pamięci. Wydawała się być wtedy taka zmęczona.
- Nie możesz stawiać tych stóp ostrożniej?- Przecież nie są takie duże – dodał w myślach.
W odpowiedzi usłyszał trzask kolejnej złamanej gałązki.
- Co mówiłeś?- zapytała, kompletnie nie słysząc tego co powiedział wcześniej. Yo-chin gdy nie usłyszała odpowiedzi zastanowiła się nad cała sytuacją, która miała miejsce w obozie.
Yura, ten zdradziecki sukinsyn groził mi nożem. Nie wiem czy to szok, czy możne już złapałam pewną dozę odporności na „nieprzyjemne" wydarzenia, ale nie czuję nic. Ani strachu, niepewności. Nie trzęsą mi się ręce. Jestem z siebie dumna. Uderzyło ją, że po raz pierwszy użyła tego zdania mając na myśli siebie samą. Zaraz potem popatrzyła na plecy Madary. Doznała deja vu.
- Kiedyś szliśmy tak jako dzieci- oznajmiła.
- Tak, wtedy byłaś zapłakaną i zasmarkaną niemotą, nie potrafiącą znaleźć drogi powrotnej do domu.
- Nie podziękowałam ci wtedy za pomoc.- Udała, że nie usłyszała jego wypowiedzi. Uniósł rękę do góry, był to sygnał, że zauważył jakiś ruch w krzakach. Po chwili opuścił ją i mogli iść dalej.
- Dziękuję- powiedziała po chwili.
Madara nic nie odpowiedział, sam wiedział, że czas pogawędki dobiega końca i należy wrócić do tego co ważne, czyli do jego klanu i wojny. "Współczucie jest słabością, synu" Madara obliczył, że znajdowali się jakieś dwa km od obozowiska. Las przerzedniał się, a w jego miejsce pojawiała się łąka z wysokimi trawami. Zatrzymał się przy samym wyjściu z lasu.
Yo-chin zrównała się z nim i stanęła po jego lewej stronie.
- Na wprost znajduję się obóz, widać już stąd lekko oświetlony teren.
Yo-chin pokiwała głową. Czas iść. Zrobiła krok do przodu gdy poczuła dłoń Madary zaciskającą się na jej ramieniu.
- Masz.- Wręczył jej kunai.- On należy do Ciebie, według Tagato.
Poczuła ulgę gdy wręczył jej kawałek metalu. Schowała go dobrze w obszernym ubraniu, które dostała na przebranie.
Mężczyzna odwrócił się od Yo-chin i na odchodnym rzucił:
- Jeżeli przyjdzie ci do głowy wysłać za nami kogoś możesz być pewna, że już nas nie będzie.- Kończąc wypowiedź, rozpłynął się w powietrzu. Dosłownie. Doskonale rozumie jego nieufność.
Muszę pamiętać, że jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi ze wspólnymi wspomnieniami . Następnie, poklepując się po twarzy, spojrzała na jasną plamę na horyzoncie i ruszyła w stronę jej tymczasowego domu.
CZYTASZ
Duty first. Love second (1)
FanfictionWszystko dzieje się w universum Naruto, a raczej wiele lat przed głównym bohaterem popularnego anime, czyli w erze Wielkich Wojen Ninja. Dziewięcioletnia Yo-chin z klanu Uzumaki poznaje młodszego brata Madary Uchiha- Tagato. Chłopak czuję do niej...