Konfrontacja

168 23 0
                                    

Hejka znowu, spytacie czemu dodałam jeden rozdział za drugim? Odpowiedź jest prosta- chcę was zachecić ;) Przyszedł czas aby dodać więcej dojrzalszej akcji i oto przyszedł ten moment!
Może przez głowę przeleciała wam myśl "czemu zmieniłam okładkę?" , ponieważ zrobiłam lepszą ( koniec), a rozwijając- poprzednia podpowiadała, że Yo-chin na 100% będzie z Madarą i .....tyle. Kłóciło się to z moim pomysłem dodaniem postaci Tobiramy, który pojawi się już niedługo!
Za tydzień wyjeżdżam i nie będzie mnie w domu, przez co obawiam się, że przez około miesiąca nie będzie nowego rozdziału :(
*****************************************************************

Wieża klanu Uzumaki

- Pierwsza linia pieczęci została złamana-poinformował zbolałym głosem jeden ze strażników.
Ogłosił to w małej biblioteczce, gdzie Yo-chin często przychodziła czytać książki o tematyce przygodowej i "romasowej". Prócz niej w pomieszczeniu znajdowała się: Mito, jej matka oraz parę innych dam w różnym wieku. Możliwe, że strażnik po prostu nie zauważył jej siedzącej w kącie z książką, dlatego zaczął zdawać raport. Yo-chin potrafiła być niewidzialna, oczywiście w przenośni, nie była kimś kto rzuca się w oczy. Taką osobą była przykładowo Mito. Nie musiała robić nic nadzwyczajnego, jednak coś w jej aparycji przykuwało uwagę.
 Cóż albo ma się to „coś", albo nie.
- Ile mamy czasu?- zapytała spokojnie jedna z kobiet.
- Za mało.
 Wszystkie kobiety zachowały ciszę. Jedyne po czym można było poznać buzujące w nich emocje, były zaciśnięte na sukience pięści.
 Po chwili wszedł kolejny piegowaty strażnik, bez wstępu zaczął informować:
- Wysłaliśmy ptaki do patroli wojsk klanu Senju. Obawiam się, że będą za daleko.
- Który oddział Uchiha atakuje, czy są jakiekolwiek informacje ?- pytanie padło ze strony Mito.
 Strażnik który przybył pierwszy popatrzył porozumiewawczo na kompana, potem odpowiedział:
- Przewodzi nimi sam Madara.
Wszystkie kobiety głośno wciągnęły powietrze.
- Po co atakują bezbronną wieżę? – znowu spytała Mito.
-Bo to Uchiha!- podniosła lekko głos jej matka.- Są okrutni, bezduszni, pozbawieni zasad.
 Yo-chin słuchała wszystkiego co mówiły, na dźwięk imienia Madary jej serce zabiło szybciej. Zaczęła zastanawiać się podobnie jak Mito: po co atakowali by wieżę? Dla jeńców? Odpowiedź, a zarazem potwierdzenie przyszło niemal natychmiast:
- Za pozwoleniem- wtrącił piegowaty.- Zabijanie dla zabijania jest kompletnie bez celową stratą czasu, któremu ich klanowi byłoby szkoda. Samo to, że do walki włączono Madarę, nie jest przypadkiem, jasne jest, że chcą jeńców.. -Brawo dla Ciebie Yo-chin. – ..aby spowodować ich wymianę lub okup. W wieży znajduje się wiele ważnych osób. W tym panie, oczywiście.
 Mito pokiwała głową.
- Jestem wartościowym zakładnikiem, sama im wystarczę – odwróciła się w stronę matki.- Proszę ja zostanę tutaj, wy z resztą uciekajcie. Zatrzymam ich tak długo, jak tylko będę mogła.   Mówiła wolno i wyraźnie jednak Yo-chin poznała, że jest to przykrywka.
 Boi się, widać to. Jest aż tak szlachetna, aby posunąć się na ten krok?
 Przypomniała sobie słowa Madary wypowiedziane przed laty w szopie „nie bierzemy jeńców, my ich zabijamy(...)" .
 Muszą więc być naprawdę przyparci do muru, decydując się na taki krok, zmieniając swoje „tradycje" - pomyślała.
 Yo-chin na chwilę nie słuchała rozmowy, która składała się teraz z pytań retorycznych: jak do tego doszło, kto ich wydał?
 Zamiast tego przemyślała swoje życie: była tchórzem bojącym się swojego ojca, nie miała przyjaciół ani wybitnego talentu do czegokolwiek, była przeciętna. Nie będzie miała szansy osiągnąć czegoś więcej, więc była to jedyna szansa by pomóc swojemu klanowi. Żałowała tylko, że opuści matkę. Yo-chin zamyślona i bez strachu wstała, zwracając tym na siebie uwagę  pozostałych w pokoju. Oczy wszystkich spoczęły na dziewczynie, można było wyczytać z nich zdziwienie kiedy zauważyli jej obecność.
- Ja. To. Zrobię.
 Wszyscy spojrzeli na nią jakby oszalała.
- Co dokładnie?- zapytała któraś z kobiet.
- Przebiorę się w jedną z waszych sukien i będę udawać arystokratkę. Kupię wam tyle czasu ile będę mogła-wytłumaczyła spokojnie Yo-chin. Spojrzała na Mito. - Zaopiekujesz się moją matką, siostrą i ojcem, jeżeli wróci z bitwy- rozkazała podając ich imię i wygląd.- Przysięgnij.
 Mito podniosła rękę do serca patrząc z mieszaniną ulgi i podziwu na dziewczynę.
- Na moje życie- obiecała.
 Ewakuacja dobiegła końca. Yo-chin wpatrywała się w okno zza którego widziała jak jedna osoba za drugą, powoli znika w lesie zmierzając w stronę wojsk klanu Senju. Dziewczyna zaabsorbowana była myślami obracając w dłoni kunai podarowany przez Tagato. 
Podniosę jego kunai na jego klan-pomyślała pełna żalu. Jej rozmyślania przerwał chrząknięcie, spojrzała w stronę dźwięku, koło niej stał jeden ze strażników, który przyszedł zakomunikować o złamaniu pierwszych barier.
- Masz- powiedział wyciągając przed nią ziarenko wielkości połowy nasiona lubczyka.  Dziewczyna wolno obróciła się w jego stronę trzymając się za ramiona. Spojrzała na niego niezrozumiale.
- Włóż je pod paznokieć, zjedz je kiedy już nie dasz rady ..-przełknął ślinę.- Wytrzymać.-dokończył.
 Yo-chin bez sprzeciwu oderwała jedną rękę od ramienia i odebrała małe nasionko/truciznę. Podniosła je lekko do góry, dziękując przy tym. Strażnik spojrzał na nią i ukłonił się.
-To my dziękujemy- po tych słowach wyprostował się i chciał wyjść, jednak zatrzymał się w połowie drogi jakby o czymś sobie przypomniał. Wrócił do dziewczyny, nachylił się i wyszeptał parę słów do jej ucha. Kończąc, wyprostował się i wyszedł jak gdyby nigdy nic.
 Yo-chin czuła jeszcze większą wdzięczność do ów strażnika. Z powrotem popatrzyła w kierunku lasu. Nie wiedziała skąd w niej pokłady odwagi i opanowania. Gdy zdecydowała się, poczuła jakby coś kierowało jej odpowiedzią, nie był to przymus, bardziej jak propozycja. Wiedziała, że tak należy uczynić.
 Jej następne ruchy były mechaniczne, jakby uczyła się wcześniej scenariusza i teraz odgrywała swoją rolę- naciągnęła kaptur z szaty Mito i weszła do największego salonu jaki był. Zamykając za sobą drzwi usiadła na fotelu naprzeciwko palącego się jeszcze komina i czekała.
 Po trzydziestu minutach usłyszała nadchodzący oddział. Parę chwil później, ktoś uderzył drzwi frontowe tak mocno powodując ich wypadnięcie z zawiasów.
 Yo-chin naciągnęła mocniej kaptur ze stroju Mito, chcąc jak najdłużej udawać arystokratkę. Trzy uderzenia serca później ninja rozbiegli się po pokojach, szukając kogokolwiek. Yo-chin wytężyła słuch i słyszała dialog dochodzący za drzwiami.
- Jesteś pewny?
- Wyczuwam czakrę, po drugie jest to jedyne pomieszczenie z zamkniętymi drzwiami.
 Dziewczyna odetchnęła, zaczynając panikować.
 Do cholery, trzeba było siedzieć cicho, może już teraz połknąć to nasiono. Ułamek sekundy później panika jak szybko przyszła tak pośpiesznie odeszła. Znowu poczuła niesamowity spokój. W tym samym momencie drzwi otworzyły się a Yo-chin mocno ścisnęła dłonią kunai Tagato pod sukienką.
 Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem. Madara popchnął je do końca i wraz z sensorykiem i jednym z dowódców wojsk klanu Uchiha weszli do środka. Izuna został w mroku korytarza służąc jako wsparcie i pośrednik między Madarą, a ninja na dole. Sala była wielkim prostokątem z wielkim drewnianym, okrągłym stołem pośrodku wraz z krzesłami, przy mniejszej ścianie palił się kominem, a przed nim znajdowała się sofa wraz z dwoma wielkimi fotelami których wezgłowie było tak wysokie, że uniemożliwiało zobaczenie czy ktoś siedzi na nim, czy też nie. Dziedzic klanu w gotowości trzymał swoją katanę i rozglądał się po sali w poszukiwaniu pułapki.
- Wiem, że tu jesteś – oznajmił.
 Yo-chin usłyszała głęboki, lekko zachrypnięty głos. Zatem koniec bawienia się w chowanego.
 Wstała z wielkiego fotela i ze spuszczoną głową podeszła do stołu. Dwójka ninja rejestrując szelest tkaniny przygotowali się do walki, na widok dziewczyny ubranej w czerwone kimono z zakrywającym w tym samym kolorze kapturze zamarli. Nie można było powiedzieć tego o ich głównym dowódcy, który bez cackania wystąpił przed nich i zaczął przesłuchanie:
- Gdzie jest reszta, jaki czas temu odeszli?- wycedził przez zęby. Madara był wściekły za znalezienie tylko jednego potencjalnego jeńca. Wciąż tliła się w nim nadzieję na odnalezienie reszty. Po ilości rozrzuconych rzeczy na korytarzu i po pokojach, mógł stwierdzić, że przebywało tu około stu osób. Chciał przestraszyć dziewczynę tak, aby wyśpiewała mu wszystko. Ciekawił go fakt czemu tylko ona została.
 Dziewczyna nie odpowiedziała od razu, ćwiczyła tę scenę przez ostatnie półgodziny. Podeszła do okrągłego stołu i specjalnie jak najgłośniej odsunęła drewniane krzesło, majestatycznie na nim siadając. Przez kaptur widziała tylko nogi przybyszów. Naliczyła trzy osoby.
- Nie lubię się powtarzać- oznajmił ten sam głos.
 Grasz na zwłokę, pamiętaj- pomyślała. Odczekała minutę zanim odpowiedziała:
- Odeszli wystarczająco dawno, ażeby dotrzeć do wojsk klanu Senju stacjonujących niedaleko.
 Mężczyzna najbardziej wysunięty podszedł do niej, stał po jej lewej stronie.
- Następnym razem jeżeli chcesz kłamać, waż słowa i dowiedz się ile twój przeciwnik wie. Popełniłaś pierwszą gafę. Mianowicie wiem, że wojska S E N J U nie są „niedaleko".
 Madara popatrzył z góry na dziewczynę w kapturze. Nie wyciągnęła rąk z szaty więc musi w nich coś mieć.
 Pewnie broń, a biorąc pod uwagę miejsce w jakim się znajdujemy to na osiemdziesiąt procent nóż kuchenny. Jednakże dobrze przewidzieć ruchy drugiej osoby.
 Dziewczyna ścisnęła kunai troszeczkę mocniej. Znowu ociągała się z odpowiedzią:
- Ale informacja, że odeszli na tyle wcześniej, aby dotrzeć do nich była prawdziwa.
 Nagle do rozmowy włączyła się osoba trzecia, jego głos brzmiał jak tłuczone szkło. Yo-chin nie mogła odpędzić uczucia, że gdzieś już go słyszała.
Obszedł jej krzesło i stanął po prawej stronie, dokładnie po tej stronie trzymała kunai.
- Pieprzenie, ich system ostrzegawczy nie ma tak dalekiego zasięgu, kiedy nas wyczuli mieli maksymalnie godzinę na ewakuacje. Biorąc pod uwagę ich prędkość, która dojdzie do czterech kilometrów na godzinę nie mogli odejść daleko.- Pochylił się w stronę dziewczyny, lewą rękę oparł na oparciu krzesła, prawą położył przed nią. Wyglądał jak wąż zbliżający się do oplecenia ofiary.
-Pytanie brzmi, w którą stronę poszli- ścisnął mocniej tył krzesła.- I ty nam to powiesz.
 Dziewczyna wiedziała jak próbuje ją osaczyć, czuła pewność bijącą od niego. Był przekonany, że ma ją w garści. Ignorując ostrzegawcze głosiki w głowie ruszyła do działania- z wyćwiczoną szybkością i precyzją wyszarpnęła kunai z poły kimona i wbiła go w rękę mężczyzny. Usłyszała krzyk bólu i wyczuła żelazny zapach krwi.
-Ty dziwko..- wysyczał ranny.
 Madara lubił przewidywać ruchy drugiej osoby, miał również do tego naturalny talent, jeden z dowódców najwyraźniej jego nie posiadał. Nie próbował powstrzymać biegu wydarzeń, po pierwsze: nie lubił byłego ninja Uzumaki i czekał aż podwinie mu się noga, aby go wykopać, po drugie chciał wiedzieć jaką broń ma ta dziewczyna. Gdy jego wzrok spoczął na kunaiu poczuł jak brakuje mu powietrza. Znał tę broń.
 Obecny z nimi sensoryk podbiegł do rannego mężczyzny i zaczął prowizoryczne leczenie. Yo-chin wysłuchała instynktu samozachowawczego i chciała wycofać w głąb sali. W tym samym czasie kiedy zaczęła się podnosić, ciężka ręka mężczyzny po jej lewej stronie opadła na jej ramię i przetrzymywała w miejscu.
- Skąd masz tę broń?- dziewczyna usłyszała lekkie drżenie głosu.
 Na raz przypomniała sobie ze całym najazdem miał kierować Madara. Skoro kunai wywołał w nim jakiekolwiek emocje musiał to być on. Madara w już jako trzynastolatek miał lekko zachrypnięty głos, teraz przez mutację zrobił się bardziej głęboki. Tagato wspominał jej kiedyś jak dostał kunai jako prezent na urodziny... od jego brata.
 Nie mogła jednak pozwolić, aby przez jej sentyment ponad setkę osób znaleziono i wykorzystano jako kartę przetargową.
- Dostałam ją od przyjaciela- odpowiedziała zgodnie z prawdą. W tym samym czasie wykonała, pod kimonem, serię pieczęci, po czym wykrzyknęła w stronę zdezorientowanego Madary:
- Futon: Eanidoru no jutsu .
 Madara otrząsnął się robiąc uniki przed powietrznymi igłami. 
Kim jest ta dziewucha?
 Po zobaczeniu kunai pomyślał o przyjaciółce jego brata, jednak gdy zobaczył tę technikę porzucił ten pomysł. Była za słaba nabycie ninja.
 Wiem, że ..jak ona miała -Yo-chin? Znalazła kunai, w szopie. Jeżeli jednak nie ona go dzierży to ktoś musiał jej go odebrać. Zapewne umarła w pierwszych dniach wojny, jak przewidział ojciec, a piękna broń skusiła osobę która przeżyła. Normalne prawo wojny. Chłopak przeprosił w myślach swojego brata za niezrealizowanie przysięgi. Gdzieś w sobie miał nadzieję, że dziewczyna przeżyła, jednak teraz nie miał złudzeń. Madara wylądował przed drzwiami, a dziewczyna odsunęła się pod sam kominek. Chłopak całą swoją uwagę skupił na zakrytej w kapturze postaci. Nie sądził, aby stanowiła dla niego poważne zagrożenie, jednak była jak pszczoła- irytująca. Gdzieś z boku słyszał jęczenie rannego dowódcy wojsk.
- Koniec zabawy- usłyszał swój głos.- Idziesz z nami, a w drodze na dół odpowiedz mi na wszystkie pytania. Wyśpiewasz mi wszystko.
 Wykonał krok w jej stronę, a dziewczyna wyciągnęła prawą rękę z palcem środkowym i wskazującym skierowanymi ku górze.
-Zrób jeszcze jeden krok, a ukryte wybuchowe pieczęcie aktywują się i zmniejszę tym populację twoich wojsk- zagroziła.
 W tym momencie nie tylko jej igły, ale również ton ciął jak noże. To była informacja, którą przekazał jej strażnik, żegnając się z nią.
 Madara przystanął, sprawiając, aby czuła iż ona jest tą która kontroluje sytuację. Zza drzwiami słyszał Izune  schodzącego cicho na dół. Przed oczami widział jak porozumiewawczo mruga do żołnierzy, aby cicho opuścili dom. Dziewczyna miała głowę na karku, jednak brakowało jej doświadczenia. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że zrobiła na nim wrażenie. Nie był to styl wiatru jaki zaprezentowała, ponieważ bywały "damy",  które uczyły się paru technik z nudy. Urzekł go sposób w jaki wbiła kunai w dłoń żołnierza: było to szybki i precyzyjny ruch, na dodatek jeszcze te bomby..
 Madara otrząsnął się. Kunai należał do mojego, martwego brata. Jego broń, którą chciał bronić członków klanu została wykorzystana w odmienny sposób. Było to więcej niż wystarczające aby przywrócić go na ziemie. Znając swojego brata i umiejętności żołnierzy wiedział, że wystarczyły im dwie minuty.
 Jeszcze 60 sekund- pomyślał
 Yo-chin czuła jakby w jej głowie znajdował się ktoś inny. Znikł strach i niepewność. Miała wrażenie, że coś kieruje jej ruchami. Czuła to od kiedy zgłosiła się aby zostać w wieży. 
 Na ile zdążyłam ich zatrzymać? Spojrzała na mały zegar stojący na kominku. Piętnaście minut. Co daje ludziom około godziny przewagi.
 W myślach modliła się aby to wystarczyło.

Trzy, dwa, jeden-liczył Madara. Spojrzał na dziewczynę jednocześnie oznajmiając ze spokojem:
-Koniec czasu.

************************
Yo-chin badass.

Duty first. Love second (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz