Epilog(1)*

177 17 0
                                        

  Yo-chin długo błąkała się zanim trafiła do Wioski Mgły. Po drodze miała mnóstwo czasu aby myśleć nad strategią. Odetchnęła gdy zauważyła uroczą, drewnianą chatę nad granicami Wioski. Potarła czoło nadgarstkiem, ścierając pot. Na krużganku zauważyła swą mamę, która pomagała zejść po schodach jej ciężarnej siostrze.
  Wyłoniła się z mgły i podeszła bliżej nich.
- Mamo, wróciłam do domu.
  Kobiety przystanęły na schodkach. Mirai Uzumaki zestarzała się nieznacznie.
- Yo-chin, witaj.
  Wybuchnęła płaczem na widok swej rodziny, przy której mogła być sobą. Była bezpieczna.

  Dziewczyna długo nie mogła dojść do siebie i zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Nocami tęskniła i myślała nad kolejnymi krokami swojego planu, a w dzień niczym żywy trup, chadzała po polach, lasach. Pomagała w obowiązkach domowych, unikała ojca, który tylko wydawał jej polecenia. Mogła być Yo-chin Uzumaki, ale znała swoje miejsce kiedy dochodziło do spraw rodzinnych. Koniec końców została tą małą dziewczynką, która uciekła do lasu po kłótni rodziców. Nie miała nikogo kto pomógłby jej wyjść z gąszczy chandry, złości i wypalenia.
  Czyszcząc ubranie dla przyszłego dziecka swojej siostry, usłyszała jak ktoś uchyla drzwi drewnianej komórki. Wyczuł czarkę bez problemu - jej mama usiadła koło niej. Przez jakiś czas nie odzywały się do siebie.
- Wiesz, że jako dziecko byłam bardzo spokojna i wycofana. Nie brałam udział w sprzeczkach, nie pyskowałam rodzicom. Robiłam wszystko tak aby nie dawać ludziom szansy na plotki. Pierwszą osobą, z którą się pokłóciłam był Butsuma Sensju...
  Dziewczyna przestała czyścić ubranie. Z przekrwionymi oczami spojrzała na rodzicielkę. Chciała dowiedzieć się więcej.
- Spotkaliśmy się gdy łowiłam ryby, tak naprawę było to moją wymówką aby wyjść z domu i posiedzieć przy rzece. Po paru minutach przy brzegu rzeki spadła upolowana wiewiórka ze strzałą w oku. Biedne zwierzę ciągle się ruszało w wielkim bólu. Na gałęzi wylądował młody chłopiec z kpiącym uśmiechem, jakby cieszył się ze swojej władzy nad życiem i śmiercią. Powiedziałam mu, że musi być wyjątkowo tchórzliwym bachorem, jeżeli wyżywa się na słabszym. Parafrazuję teraz te słowa. Nie znałam takich określeń jako dziecko.
Kiedy raz, za razem, przelotnie spotykaliśmy się, wszystkie upolowane zwierzęta były zabite jednym strzałem, tak aby nie męczyły się więcej. Udawałam, że nie robi on na mnie wrażenia, jednakże przyspieszałam kroku idąc w kierunku rzeki i po cichu liczyłam na spotkanie. Nasza znajomość była bardzo dziwna. Często karmiliśmy siebie obraźliwymi komentarzami, wprost nie potrafiłam przy nim utrzymać spokoju. Między linijkami oszczerstw padały nasze opinie na dany temat, dzieliliśmy się doświadczeniami aż w końcu okazało się, że nasze charaktery nie różniły się aż tak bardzo. – Westchnęła. – Kiedy miałam siedemnaście lat zabito mego kuzyna, Yo-chana, Butsuma nie chciał abym podzieliła los kuzyna i zabrał mnie do swej wioski. W końcu kiedy mogłam wrócić do domu, on nie chciał mnie puścić. Chciał abym została z nim. Odmówiłam i uciekłam.
  Yo-chin miała jej to za złe.
- Powinnaś była zostać! Skończyłaś z niewdzięcznym tchórzem, który potrafi tylko wrzeszczeć. Masz dwie bezużyteczne córki, jedna całe życie latała za akceptacją innych, druga nie była lepsza i zostawiła ciebie zachowując się jak bohaterka w Konosze. Butsuma Senju mógł dać ci więcej szczęścia niż ja, Sora lub ojciec razem wzięci..
- Przy twoim ojcu nie traciłam dzieci, na co narażona była jego towarzyszka. Odmówiłam, ponieważ czułam, że byłoby to nieprawidłowe i kompletnie nie przeznaczone dla mnie. Za to dostałam coś co rekompensowało mi wszystkie trudy życia. – Popatrzyła na córkę. – Ciebie i Sorę. Kiedy się urodziłyście wiedziałam, że to było moją misją. Wiedziałam, że mam was wychować na silne kobiety. Nie oponowałam kiedy postanowiłaś pójść jako medyk do gorącej strefy wojennej. Chciałam ciebie zatrzymać, ale znowu, to samo uczucie powiedziało mi „pozwól jej", nie zdziwiło ciebie czemu nie próbowałam cię powstrzymać? Nie zrobiłam tego również wtedy, kiedy postanowiłaś iść do Konohy. Wiedziałam, że masz swoją misję, którą..
- Nie wypełniłam. – Rzuciła nerwowo ubranie w misę. - Nie posłuchałam. Wybrałam źle, a przez to wybuchnie wojna. Miałam poprowadzić potomka ... – Nie mogła powiedzieć kogo, czerwień zasłoniła jej lewo oko. Mała żyłja w gałce pękła. – Miałam zakończyć wieczne koło nienawiści, a ja zamiast tego tylko je podsyciłam. Dolałam do szklanki nienawiści Madary moje łzy. Trawi go tak wielka złość, mamo, a to wszystko przez moje tchórzostwo i niezdecydowanie.
- Nie zgadzam się. Czasami zła ścieżka doprowadzi cię do obranego celu, może to co zasiałaś ma służyć nie tobie, a przyszłym pokoleniom? Nie masz pewności, że to ty miałaś doprowadzić sprawę do końca. Świat nie skończy się jutro, ani pojutrze. Musisz żyć, aby pomóc twym potomkom. Kto wie? Może wnuki twojej siostry pomogą ci w zakończeniu misji?
- Tylko ta wiedza trzyma mnie wciąż przy życiu, mamo.

Duty first. Love second (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz