Oczyszczenie

199 21 3
                                    

  Yo-chin odwróciła się plecami do Madary, kładąc głowę na zagięciu ręki. Sen nie nadchodził. Była wdzięczna Madarze za nie pytanie i nie ciągniecie tematu oraz za nie ocenianie jej...albo przynajmniej nie okazywanie tego.
  Otępiała szczelniej okryła się kocem. Policzki i oczy miała czerwone, ale nie płakała. Czuła jakby jej organizm chciał wyrzucić z siebie cały horror, doprowadzając wszystkie jej organy do wrzenia. Usłyszała szelest liści zanim cień zasłonił blask ognia.
- Wrócę za jakiś czas- oznajmił. Mężczyzna patrzył na jej skulona postać mrugniecie dłużej niż zamierzał. Odwracając się poczuł uścisk na swym nadgarstku.
- Nie zostawiaj mnie, proszę- wyszeptała.
    Złamany dźwięk, który wyszedł z jej ust wstrząsnął Madarą.
- Muszę spalić całą gospodę.
    Yo-chin słysząc to wstała. Nadal pozostawała tyłem do Uchihy.
- Chcesz...pozbyć się ciał?
- Nie mam zamiaru wystawiać ich na pastę dzikich zwierząt.
  Nie pomyślała o tym. Bo myślisz o sobie i swoich uczuciach, dziewczyno. Jesteś beznadziejna.
- Chcę ci towarzyszyć.
- Jesteś pewna?- zapytał. 
- Ja to zrobiłam, doprowadzę to do końca.
  Madara kiwnął głową, choć nie mogła go zobaczyć. Był z niej dumny. Jego kobieta miała silny kręgosłup.
  Zostawili swój mały obóz wiedząc, że nikt nie kręci się w okolicy. Serce dziewczyny podeszło do gardła widząc pozostałości po jej furii. Objęła się ramionami patrząc jak Madara, swoimi potężnymi płomieniami, zmazuje istnienia ludzi z tego świata.
- Był jeszcze jeden- poinformowała go.
- Wiem, widziałem ślady.
  Ciepło drażniło jej oczy. Stanęła koło Madary, który dość długo przyglądał się zwłokom dziewczyny wywleczonej na zewnątrz.
- Czy kiedyś będzie łatwiej?
  Pytanie Yo-chin zawisło w powietrzu. 
- W końcu pozbywasz się wyrzutów sumienia, przyjmując rzeczywistość taką jaką jest.
- Nigdy nie wydawało ci się to po prostu bez sensu? Cały ten świat, jego machina...jakbyśmy byli pionkami nie swoich wyborów. Nie ma sprawiedliwości. Wioska? Schinobi?
  Madara zerknął na kobietę wciąż wpatrzoną w płomienie. Nie odpowiadając uścisnął jej ramie, stając delikatnie za nią. 
- Walczyłem w wojnie mojego klanu tyle lat, że nie wiem nawet czemu to robiliśmy – przyznał.- Ale tak działa nienawiść, na końcu nawet nie wiesz czemu tak bardzo chcesz wszystko zniszczyć. Powód przestaje się liczyć, zostaje uczucie.
  Dziewczyna dotknęła lewą dłonią prawe ramię, na którym leżała dłoń Uchihy. Ścisnęła ją. Odwróciła się, rozplątując ich ręce.

  Serce wojownika w nim przyspieszyło. Yo-chin z drugiej strony nie rozumiała czym owa delikatność widoczna na jego twarzy jest spowodowana. Zrobił krok w przód. Madara nie był dobry w okazywaniu ciepłych uczuć, pochował je wszystkie wraz z odejściem jego ostatniego brata- Izuny.
  Nie ważne jak chciał, uczynić delikatny gest w jej stronę, wszystko w nim burzyło się. Jego ciało nie było przyzwyczajone do takiego stanu, szczególnie w stronę kobiet, które nie uważał za równe sobie. Oprócz...
  Własnie prócz. Był wyjątek.
Yo-chin idąc z tyłu zmusiła się do humorystycznej zaczepki:
- Nie boisz się, że spalisz las, zostawiając ogień bez kontroli? Gdzie bezpieczeństwo?
  Politycznie zachował milczenie, ponieważ wiedział jak bardzo wymuszone to było. Nie miał zamiaru brnąc w pozory. Położyli się z dala od siebie. Yo-chin pozwoliła aby samotność i wyrzuty sumienia otuliły jej umysł. Nie mogła spać. Kiedy zamykała oczy widziała okropne sceny z całego dnia.

  Wstając czuła się w jeszcze gorzej, niż wczoraj.
- Nie chcesz wracać do wioski?- Madara nie powtórzył swego rannego obwieszczenia.- Ale musimy zdać raport...
  Kondycja psychiczna dziewczyny nie poprawiła się. Madara widział, że coraz bardziej wycofuję się w głąb siebie. Nie chciał aby osobowość dziewczyny, którą darzył uczuciem po prostu przestała istnieć. W swojej młodości (miał całe 22 lata!) myślał, że właśnie jedną z takich cichych, poukładanych dziewczyn będzie rozpatrywał jako potencjalną partnerkę. Nigdy, przenigdy nie pomyślałby, że to właśnie ten bachor zawładnie nim. Gdyby ktoś powiedziałby mu to kiedy miał trzynaście lat i dopiero poznał Yo-chin, najprawdopodobniej wyśmiałby go, a potem połamał kości za takie haniebne spekulacje.
- Skierujemy się na wschód. Wrócimy do wioski w nocy.
- Gdzie zatem zmierzamy?
  Brak odpowiedzi. Znowu. Doszli do miejsca w okolicach ich pierwszej gospody, tej w której udawali małżeństwo. Wszystko to zdawało się być dla niej prehistorią. Miała w sobie ogień, zapał, humor, ostatki tej czystości, którzy posiadają ludzie przeżywający swe życie bez pozbawiania go innych. Yo-chin była pewna, że na twarzy ma napisane słowo „morderczyni". Przecież to niemożliwe, aby coś takiego nie pozostawiło śladu na jej twarzy. Nie chciała zgodzić się na postój, ale zapach bulionu przyprawił ją o skręcenie żołądka. Dawno nie posilali się czymś ciepłym.
  Przy drodze para starszych ludzi rozstawiła coś w postaci ruchomego baru. Musiał być to przerobiony rower. Madara wraz z Yo-chin zbliżył się do pary, zamawiając dwie porcję. Para była bardzo życzliwa i spokojna, właśnie ten spokój wzbudzi u Yo-chin pewne podejrzenie- musieli być w bardzo dobrych stosunkach z okolicznymi gangami, dlatego w pełnej harmonii i bez lęku handlowali jedzeniem. Napełniając usta pierwszą łyżką wiedziała czemu mają taki spokój. Ów zupa była przepyszna. Oczami wyobraźni widziała najstraszniejszych złoczyńców kulturalnie zamawiających jedzenie.
  Dziewczyna jadła sama, Madara stał przy drodze uważnie rozglądając się.
- Jesteś naprawdę śliczna- powiedziała ni z tego, ni z owego starsza kobieta. Z ogromnym uśmiechem zbliżyła się do klientki.
- Jak masz na imię kochana?
  Yo-chin przełknęła makaron i niezauważalnie skierowała głowę w stronę Madary. Kiwnął głową, pozwalając jej na wyjawienie prawdziwego.
- Yo-chin.
  Kobieta zmarszczyła brwi i usiadła koło niej.
- Ależ nietypowe imię!
- Jest męskie- odpowiedziała szczerze.
- Aaa, od Yo-chan, prawda?*
  Dziewczyna wysiliła się na uśmiech. 
- Tak.
- Czemu nosisz męskie imię?
- Miałam być chłopcem.
  Madara nadstawił uszu.
- ...rodzice mieli już córkę, chcieli teraz posiadać chłopca, ale pojawiłam się ja.
  Starsza kobieta nachyliła się w jej stronę.
- Chłopcy są nudni- powiedziała niby w tajemnicy, ale na tyle głośno, że mogłaby zrobić z tego wielki plakat z napisem „chłopcy są do bani".
  Yo-chin z uniesionymi kącikami wróciła do jedzenia. Nie miała ochoty na żadną rozmowę, ale nie chciała aby ktoś czuł się źle przez duszący ją ciężar. Empatia ssie.
  Yo-chin ukłoniła się na pożegnanie kiedy skończyła jeść.
- Dziękujemy za posiłek.
  Mężczyzna odebrał od niej miskę.
- Twój mąż jest milczkiem, pewnie macie dużo cichych dni.- Ton starszego mężczyzny ociekał „eh, jak byłem młody to też byłem głupi", dziewczyna uznała to za słodkie. Nazwał Madare moim mężem, a ja nie byłam zaskoczona.
- Nie dawaj się dziewczyno.- Wraz z żoną wyciągnęli kciuki do góry.- Nie daj się zdominować!
- Jej to nie grozi.
  Yo-chin nie miała pojęcie kiedy Madara zmaterializował się za nią. Stał przecież dobrych, parę metrów od niej. 
- Prawda to, przekonał się o tym parokrotnie- Uzumaki brnęła dalej w kłamstwo.
- Od razu wiedzieliśmy, że jesteście razem, po prostu to widać.- Żona starszego mężczyzny żwawo potakiwała na słowa męża. -A tak przy okazji, długo się znacie?
- Od dzieciństwa.- odpowiedzieli jednogłośnie. Zrobili to w idealnej synchronizacji, aż sami popatrzyli na siebie zdziwieni.
- Trzymajcie się dzieciaki!
  Yo-chin jeszcze długo machała, dopóki nie zniknęli jej z oczu. 

Duty first. Love second (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz