Rozdział 34

1.2K 88 24
                                    

Brzdęk.

Draco rzucił w złości jakimś przedmiotem. Chyba to coś było szklane, bo roztrzaskało się na malutkie kawałki, uderzając o ścianę. Dobrze, że na pokój zostały rzucone zaklęcia wyciszające. Podszedł bliżej, by oszacować ewentualną szkodę. Zaklął cicho, kiedy zobaczył, że zniszczonym przedmiotem była szkatułka, którą dostał jako dziecko od ciotki Andromedy.

To był jeden z niewielu razy, kiedy ją widział. Potem matka już nie wybierała się do niej, ani ona u nich nie bywała. Ciotka Bella i ojciec wydawali się z tego powodu zadowoleni, ale Draco w tamtym czasie nie rozumiał dlaczego. Nie zwracał wtedy aż tak wielkiej uwagi na czystość krwi. Później zrozumiał, że wujek Ted był mugolakiem, a ciotka Andromeda została wydziedziczona z powodu ślubu z nim.

Mimo to nie wyrzucił pamiątek związanych ze starszą siostrą matki. Czuł ulgę, wiedząc, że ojciec nie był tego świadom. Bez wątpienia pozbyłby się każdej z tych rzeczy. Na tej szkatułce został namalowany prawie cały ród Black w wersji mini. Łącznie z tymi osobami, które zostały wydziedziczone.

— Reparo — wymruczał blondyn i patrzył obojętnie, jak odłamki sklejają się z powrotem w jedną całość.

Postawił szkatułkę na stoliku przy łóżku i spojrzał na zdjęcie, na którym widniał on sam. Tuż obok stali jego rodzice. Fotografia zrobiona była niedługo przed jego pierwszym rokiem w Hogwarcie. Wtedy był już wykarmiony tymi wszystkimi bzdurami o czystości krwi. Popatrzył z lekkim obrzydzeniem na wizerunek ojca. Po jaką cholerę dołączył do Czarnego Pana? No po co?

Kopnął mocno w szafkę. Wiedział, że to zachowanie godne rozpieszczonego dzieciaka, ale w aktualnej chwili mało go to obchodziło. Po chwili jednak syknął z bólu. Czemu to zawsze musiał być mały palec? 

Jakiś czas temu chłopak zdał sobie sprawę, że te wszystkie uprzedzenia związane z czystością krwi nie miały sensu. Mugolak, czystokrwisty czy półkrwi, jaka to różnica? Każdy z nich miał magiczne umiejętności i różdżkę. Mugolaki wcale nie były głupsze czy gorsze od innych, czego przykładem byli choćby Granger i Weasley. Hermiona była najlepsza na ich roku, jeśli nie w całej szkole. Nawet Snape mówił o niej Panna—Wiem—To—Wszystko. A Ron Weasley? Szkoda się nawet rozwodzić nad jego inteligencją, pomyślał Draco. A jest czystokrwisty.

Uroczyście przysiągł sobie, że nigdy już nie spojrzy na nikogo przez pryzmat krwi. Dzięki temu, że zmądrzał, miał teraz ładną i mądrą dziewczynę. Co ostatecznie skończy się pewnie tym, że Weasleya szlag trafi. Chociaż w sumie Alexa wspominała coś o jakiejś Cassie, więc może rudy przeniósł się na inne tory.

Właśnie, Alex. Ta dziewczyna okazała się świetną przyjaciółką, mimo że miała za brata Harry’ego, którego Draco wciąż uważał za idiotę. Szybko odnalazła się w świecie magii i w Slytherinie. Nie wiedział dlaczego, ale czuł jakąś chorą satysfakcję za każdym razem, gdy dziewczyna wkurzała Snape'a. Trochę mu współczuł. Czarnowłosy zapewne myślał, że będzie mieć okazję do odejmowania podwójnych punktów Gryffindorowi, ale niestety te nadzieje okazały się płonne.

Draco zaśmiał się cicho, ale jego radość minęła, kiedy zerknął w stronę listu porzuconego na łóżku. Wziął go ponownie do ręki i przebiegł wzrokiem tekst jeszcze raz w nadziei, że jego treść się zmieniła. Jednak tak się nie stało. Ojciec poinformował go o tym, że podczas przerwy świątecznej chłopak zostanie naznaczony i stanie się jednym z nich. Idiotą wierzącym w chorą ideologię jeszcze większego idioty. Co najgorsze — nie miał innego wyjścia. Jednak zastanawiał go dopisek widniejący na dole kartki.

PS: Jeśli masz wątpliwości, zgłoś się do Severusa. Odpowie na twoje pytania.

Chyba będzie musiał tak postąpić. Ale... on wcale nie chciał jechać do domu na święta. Nie chciał zniszczyć sobie życia tak jak jego rodzice. Tylko czy miał jakąś alternatywę?

Słysząc pukanie do drzwi, odruchowo wrzucił list pod łóżko.

— Proszę! — zawołał.

Drzwi się otworzyły się i do środka wszedł Blaise. Spojrzał na przyjaciela niepewnie.

— Co? Mam coś na twarzy? — spytał zdziwiony Draco.

— Malfoy... Ty płaczesz?

Zaskoczony blondyn dotknął ręką twarzy. Mokra. 

Czy Draco Malfoy potrafił płakać? Tak, potrafił. I czasem to robił. Nie zawsze był zimnym dupkiem. A uprzykrzanie życia Potterowi nie wynikało z jego nienawiści do Wybrańca. On po prostu miał żal do jedenastoletniego siebie. Było mu przykro, że wtedy źle to rozegrał i że Harry odrzucił jego ofertę przyjaźni.

— Tak, płaczę. To aż takie dziwne? — Wbrew intencjom chłopaka, jego głos był chłodny.

— Wyluzuj, nie nabijam się z ciebie. Co się stało? — Blaise usiadł obok.

— Czarny Pan się stał.

Kiwnął głową ze zrozumieniem.

— Też dostałem wiadomość od rodziców. Co zamierzasz? — spojrzał na przyjaciela z wyczekiwaniem.

— Wyobrażasz sobie mnie mordującego dziecko? — Blondyn prychnął, kiedy Blaise pokręcił głową przecząco. — No właśnie.

— Czyli nie wracamy na święta do rodziców — stwierdził Ślizgon. Draco popatrzył na niego jak na idiotę.

— A co według ciebie mamy zrobić?

— No nie wiem — westchnął Blaise. — Coś się wymyśli. W najgorszym razie... Pójdziemy do Dumbledore'a.

Drugi chłopak zaśmiał się gorzko.

— Chcesz, to idź. Ja nie zamierzam. Jeszcze wyśle mnie paczką poleconą do Czarnego Pana. I tyle będzie z jego pomocy. Wiesz, że obchodzi go tylko dobro Pottera.

Blaise nie odezwał się, ale cisza wydawała się wymowną odpowiedzią.

— Ty też sądzisz, że zaatakują w sobotę? — zapytał w końcu.

— Mhm... — przytaknął Draco.

Dlatego nie był taki zadowolony z faktu, że Alexa i Charlie dostały pozwolenie na wyjście. Złota Trójca i Alex będą z pewnością będą na celowniku. Co z tego, że prawdopodobnie będą tam aurorzy, skoro śmierciożerców może być więcej? Draco na miejscu Snape'a zamknąłby dziewczynę w szkole, a w ostateczności także jej brata.

— Będzie dobrze, Draco. Musi być — powiedział cicho Blaise. Przez dłuższy czas siedzieli w ciszy, w której słychać było jedynie ich ciche oddechy

Nagle blondyn przypomniał sobie o tym całym Krukonie. White... Trzeba go wyeliminować. Pozostawała jeszcze kwestia, skąd ten typ znał Alexę. Bo jeśli ona mu zaufała, to było źle. Bardzo źle.

Nagle chłopcy usłyszeli pukanie do drzwi. Chwilę później do środka zajrzał Nott.

— Co cię sprowadza? — Draco uniósł brew.

— Snape was wzywa. 

Ślizgoni popatrzyli na siebie w niemym zdziwieniu, ale posłusznie wstali i wyszli z pokoju, kierując się do gabinetu opiekuna domu.

Przyszłość do naprawy (Fanfiction HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz