Rozdział 53

1.2K 92 58
                                    

Alexa spojrzała z zaskoczeniem na pozostałych. Widząc ich miny, zorientowała się, że oni także o niczym nie wiedzieli. Hermiona oświadczyła, że pójdzie do Draco i naciągnęła pelerynę na głowę. Skierowała się w stronę męskiego dormitorium.
— A co z blokadą? — przypomniała Charlie.
— Jest znoszona na przerwę świąteczną — mruknął Blaise, a potem zawołał:
— Granger, piąty pokój po lewej!    
Alexa westchnęła cicho i usiadła na kanapie, a obok niej opadła Charlie.
— Nic nikomu nie powiedział? — spytała brązowowłosa, patrząc na Blaise'a i Millie.
— Chyba nie — wzruszyła ramionami Ślizgonka. — Przynajmniej my wiemy tyle co wy.
Alexandra nie wiedziała już, co ma o tym myśleć. W zasadzie Ślizgoni nie zwierzali się byle komu ze swoich problemów, ale...
Teraz już nie mogła się mu dziwić. W końcu matka to jedna z najważniejszych osób w życiu człowieka. Zastanowiło ją tylko, co się stało. Czarodzieje rzadko umierali na mugolskie choroby.
Przyszło jej do głowy, że matka Draco mogła zostać trafiona jakimś zaklęciem, oczywiście z zakresu czarnej magii. Miała tylko nadzieję, że Draco szybko się pozbiera. Nie miała wielkiego doświadczenia w pocieszaniu osób, które straciły kogoś bliskiego. Według niej ten zlepek słów „Wszystko będzie dobrze" był przereklamowany. Rzadko kiedy te słowa stawały się prawdą.
Co z tego, że powiesz sierocie lub półsierocie, że będzie dobrze, skoro wcale tak nie będzie? Ludzie nie wstają z grobu ot tak. No, może nie licząc Syriusza i rodziców Alexy, ale to chyba są wyjątki potwierdzające regułę. Dziewczyna przypomniała sobie, jak w mugolskiej podstawówce omawiali zasady ortografii na lekcji angielskiego. Ich nauczycielka, będąca jednocześnie ich wychowawczynią, ciągle twierdziła, że klasy, w których jest więcej chłopców niż dziewczyn, są bardziej niesforne. Jednak w ich przypadku się to jednak nie sprawdzało, więc anglistka uznała, że są oni wyjątkiem od reguły. Tutaj sytuacja wprawdzie była zupełnie inna, ale wniosek był podobny. Nie można było wskrzeszać zmarłych, a tamta trójka to wyjątki. Jeśli każdy chciałby tak przywracać do życia swoich najbliższych, to równowaga w przyrodzie prędko zostałaby zaburzona.
Tak czy inaczej, może jednak nie było jeszcze aż tak tragicznie i można by było wyleczyć panią Malfoy?
Wewnętrzne rozważania Alexy przerwała Millie, która z westchnieniem odsunęła głowę od ramienia Blaise'a. Jej miejsce natomiast zajęła Charlie.
— Miejmy nadzieję, że Granger uda się go uspokoić i pocieszyć — mruknął chłopak, patrząc smętnie na płomienie w kominku.
— Z pewnością — uśmiechnęła się przebiegle Millicenta. — Jestem prawie pewna, że już go pociesza.
Charlie i Blaise parsknęli śmiechem, a Alexa uśmiechnęła się pod nosem. Brunetka wyprostowała się, patrząc na szatynkę i blondynkę wyczekująco.
— Skoro Malfoy w obecnej chwili ma kogoś, kto go przytula, to wy opowiadajcie co u was słychać.
Dziewczyny streściły, co działo się w ich otoczeniu w ciągu ostatnich kilku dni. Oczywiście pomijając fakty, których oni nie mogli znać.
— A właśnie — przypomniał sobie Ślizgon. — Jak tam ci minęła wycieczka z naszym drogim opiekunem domu?
— No... — zaczęła. — Właściwie to nie było tak źle, jak się obawiałam. Momentami był miły, w kolejnej chwili zachowywał się jak zwykle, a czasem nawet gadał bzdury. — Przy ostatnich słowach przypomniała sobie ten wieczór, kiedy wrócił ranny i na dokładkę pijany.
Nie wspomniała o tym oczywiście. Nie musieli tego wiedzieć.
— Widzisz, sama się przekonałaś, że nie jest taki straszny. Dla reszty Hogwartu jest taki, no wiecie, bez kija nie podchodź, ale dla nas, Ślizgonów, jest czasem łagodny jak baranek. Ale jak ktoś pokaże, że się go boi, to krótko mówiąc, można tej osobie już współczuć.    
— Nie trzeba się go bać, żeby być u niego na straconej pozycji — wtrąciła Alexa, myśląc o Harrym i Ronie.
— Też prawda — przyznała rację Charlie. — Twój brat coś o tym wie. Zresztą nie tylko on. Ale wujek tak się tylko zgrywa, a jeśli się go pozna bliżej, to można powiedzieć, że to taki oswojony psiak.
Parsknęli śmiechem na jej stwierdzenie, a w następnym momencie usłyszeli chrząknięcie za swoimi plecami. Nietrudno było zgadnąć tożsamość właściciela tego głosu.
— Prince, muszę wspomnieć twojemu ojcu, że głupiejesz z dnia na dzień. — Snape skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wpatrując się w bratanicę.
— On już o tym wie, nie trzeba, wujku — odparła radosnym głosem blondynka, a Alexa i pozostali spojrzeli na siebie porozumiewawczo. — Jak tutaj wszedłeś?
— Oknem, wiesz? — odpowiedział z sarkazmem. — Oczywiście, że drzwiami. Rozmawialiście sobie tak swobodnie, że cały zastęp śmierciożerców mógłby tu wpaść i was związać, a wy i tak byście tego nie zauważyli. Czujność godna podziwu.
— White'a nie ma w zamku, więc mamy kilka dni spokoju — powiedział Blaise.    
— White to w tej chwili twoje najmniejsze zmartwienie, Zabini. — Mistrz eliksirów tym razem zwrócił swoją uwagę na niego. — Gdzie Granger?
Kiedy zgodnie spojrzeli w kierunku dormitorium chłopców, mężczyzna pokiwał głową i prychnął cicho.
— Mogłem się domyślić — mruknął, a potem potrząsnął głową. — Potter, idziesz ze mną.
— Gdzie? — zdziwiła się Alexa. — Dopiero co tutaj przyszłam.
Dziewczyna nie miała ochoty nigdzie z nim iść. Chyba że miał do zaoferowania wielkie, wygodne łóżko z miękkimi poduszkami. Wtedy mogłaby iść na koniec świata. Oderwał ją od spania, a teraz jeszcze kazał jej iść Merlin wie gdzie.
— Nie pytaj, bo i tak się nie dowiesz. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła — wykrzywił usta w złośliwym uśmieszku.
— A tajemniczość drugi — odparowała, nie zamierzając ruszyć się nawet o pół centymetra z kanapy. Snape mrużył oczy i podszedł bliżej.
— Pójdziesz ze mną, czy tego chcesz, czy nie — zdecydował. — Wcześniej dałem ci wybór, ale bycie miłym, jak widać, nie działa.
Alexa zamrugała zaskoczona. To miał być przejaw miłego zachowania? To był przecież wręcz rozkaz. Ale mimo tego dalej nie ruszyła się ani odrobinę z miejsca.
— Potrzebujesz specjalnego zaproszenia? — uniósł brew.
— Owszem. Takiego w ładnej kopercie i wysłanego białą sową — odparła spokojnie. Nie miała w planach dzisiaj się z nim kłócić, ale mogło być ciekawie. Najwyżej skończy kilka ładnych metrów pod ziemią.
Millie parsknęła śmiechem, ale zabrzmiało to raczej, jakby się dusiła, bo usiłowała powstrzymać ten przejaw wesołości.
— A chcesz dożyć jutra? — spytał mężczyzna, zaciskając jedną dłoń w pięść. Chyba powoli zaczynał jej mieć dość.
— Nie zabije mnie pan — stwierdziła pewna swojej racji.    
— A skąd taka pewność? — zainteresował się.        
— Bo będzie się musiał pan tłumaczyć z powodów mojej śmierci. Chyba pobyt w Azkabanie nie jest dobrą alternatywą — wzruszyła ramionami Alexa.
Mężczyzna zamknął oczy i wypuścił z płuc powietrze. Po chwili otworzył z powrotem oczy i utkwił spojrzenie w Ślizgonce.
— Co mam ci dać, żebyś łaskawie poszła ze mną? — spytał w końcu. — Od biedy nadawałaby się też Granger, ale jak widzę ona ma chwilowo lepsze zajęcie.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad jego pytaniem i coraz bardziej intrygowało ją, do czego była mu potrzebna. Ale chyba jej usta nie dogadały się wystarczająco z mózgiem.
— Łóżko. Chcę iść do łóżka — wypaliła, a potem uderzyła się w czoło, czując, jak jej twarz robi się czerwona. Cudownie. — Eee, to znaczy, wystarczy jak po wszystkim pozwoli mi pan wrócić do Nory i iść spać.
Zaczęła się poważnie obawiać o jakiś opieprz albo wyjątkowe odjęcie punktów od Slytherinu. Spojrzała niepewnie w górę, chcąc ocenić, jak bardzo ma przekichane i dostrzegła, że na twarzy Snape'a gości firmowy złośliwy uśmieszek.
— Nie podejrzewałem cię o takie marzenia — stwierdził rozbawionym tonem. — Jak sobie życzysz. Ale masz pół sekundy na znalezienie się na korytarzu.
— To niewykona... — Nie zdążyła dokończyć, bo już stała na korytarzu, a mężczyzna tuż obok niej. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnowała z tego pomysłu.
Alexa ruszyła za nim posłusznie, ale w głowie wymyślała różne inwektywy, którymi mogłaby go opisać. W połowie drogi uświadomiła sobie, że przydałaby się Hermiona. Ona podsunęłaby pewnie o połowę dłuższą listę.
Kilka minut później dotarli do gabinetu mistrza eliksirów. I o to tyle krzyku?
Snape wepchnął Alexę do środka i zamknął drzwi. Podszedł do szafki z książkami i zaczął czegoś szukać. Chwilę później wyjął grubą księgę, która wyglądała na bardzo starą i podszedł z nią do biurka.
— Siadaj — mruknął, wskazując na krzesło przy biurku.
Dziewczyna usiadła bez sprzeciwu, bo była ciekawa, co to za książka.
— Przekażesz to swojemu bratu, czy to jasne? — spytał, przenosząc swój wzrok na Ślizgonkę. — Nie będziesz do niej zaglądać, zrozumiano? Ma to do trafić do Pottera. On będzie     wiedział, o co chodzi. A jeśli nie, to pewnie Granger mu nakreśli sytuację.
— A czemu pan nie może osobiście dać tego Harry'emu? Przepraszam bardzo, ale wczoraj...
Nie udało jej się dokończyć zdania, bo Snape machnął ręką.
— Tak, wiem. Wczoraj prawie zostałaś zamordowana przez śmierciożercę pod wpływem eliksiru wielosokowego. Może zechcesz jeszcze opublikować to dramatyczne wydarzenie na łamach Proroka Codziennego? Sądzę, że Rita Skeeter byłaby zachwycona.
Alexa obrzuciła go oburzonym spojrzeniem.
— W zasadzie to chodziło mi o coś innego, ale skoro już o tym mowa... Zamiast dyskutować z tym kimś, mógł pan jakoś zareagować, bo nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę, ale cenię sobie moją głowę. I krew. Może nie jest czysta jak pana, ale...
Tym razem on spojrzał na Ślizgonkę urażony.
— Po pierwsze, jakim cudem pusta głowa może być cenna? Po drugie, wcale nie jestem czarodziejem czystej krwi.
W tym momencie mężczyzna zbił ją z pantałyku. Co on powiedział? Że nie jest czystej krwi? Ale mugolakiem też nie był, bo Voldemort już dawno by go zabił. Więc zostawała tylko jedna opcja.
— Jest pan półkrwi? — zdziwiła się Alexa. Od początku sądziła, że jest czystej krwi, bo takie sprawiał wrażenie. — I moja głowa wcale nie jest pusta!
— Jak na to wpadłaś? — pokręcił głową z politowaniem. — A co do drugiego stwierdzenia, to polemizowałbym. Jednakże nie taki miał być cel naszej rozmowy. Kończąc ten temat, chciałbym jeszcze przypomnieć, że starałem ci się pomóc.
— Tak? — prychnęła. — O ile dobrze pamiętam, Expelliarmus to domena Harry'ego i to on szasta nim na prawo i lewo. Zbytnio się pan nie wysilił.
— Wydaje ci się. Więc tak... Księga ma trafić do Granger, Pottera, lub w ostateczności Weasleya, ale to naprawdę w ostateczności. Jeśli ją zgubisz, to będziesz smażyć się w piekle. Jakieś pytania?
Alexa miała ochotę zapytać, co to za książka, bo nie było widać tytułu. Postanowiła jednak dowiedzieć się czegoś innego.
— Właściwie to tak... — zaczęła niepewnie. — Co się stało z mamą Draco? Powiedział nam, że umiera, ale co jej tak naprawdę jest?
Mężczyzna spochmurniał na moment, a na jego twarzy pojawił się jakby cień wahania.
— Nie powinnaś się tym interesować — odparł w końcu. — Idź już. Jeśli chcesz, to wróć do pokoju wspólnego albo do Nory. Później musicie obowiązkowo wracać do tego drugiego miejsca.
Kiwnęła głową zawiedziona, że nie otrzymała odpowiedzi, ale postanowiła nie naciskać. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyła, w którą stronę się kieruje. Położyła dłoń na klamce, kiedy usłyszała głos Snape'a.
— Potter, byłem przekonany, że żartowałaś.
Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi. Spojrzała na drzwi i zorientowała się, że to nie są drzwi wyjściowe. To było wejście do jego prywatnych kwater. Alexa wymamrotała przeprosiny i skierowała się tym razem do właściwych drzwi, a potem wyszła na korytarz. Mogło jej się wydawać, ale chyba usłyszała legendarny odgłos, czyli śmiech Severusa Snape'a.

Przyszłość do naprawy (Fanfiction HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz