Rozdział 50

1.1K 73 64
                                    

Dorośli spojrzeli po sobie porozumiewawczym wzrokiem, a uczniowie jak zwykle nie wiedzieli, o co się rozchodzi.
— Lily, James, lepiej będzie, jak pójdziecie na górę. Nie mamy pewności, że to jest Ethel — poleciła profesor McGonagall. Zawahali się przez chwilę, ale ostatecznie ruszyli w stronę schodów.
— Kim jest ta cała Ethel? — spytał Harry, podchodząc bliżej. Nie dostał jednak odpowiedzi, bo dołączył do nich Snape z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Nic nowego.
— Minerwo, powiedz, że to nie jest ta baba, o której myślę — zwrócił się do opiekunki Gryffindoru, cały czas wpatrując się w drzwi, które nadal pozostawały zamknięte.
— Wiem, że tam jesteście! Nie jestem jednym z tych idiotów w strojach pogrzebowych, więc możecie mnie wpuścić! — Znowu ten głos. Pani Weasley wytarła ręce w ręcznik kuchenny i poszła otworzyć, trzymając oczywiście różdżkę w pogotowiu. Reszta towarzystwa również do niej dołączyła.
— No w końcu! Ile można stać na dworze w taki mróz? — wymamrotała osoba, która weszła do środka.
Była to kobieta, wyglądająca na oko na pięćdziesiąt lat. Ale jak powszechnie wiadomo, czasem trudno to ocenić, więc równie dobrze mogła być trzydziestolatką. Miała kręcone blond włosy, ledwo sięgające ramion. Ubrana była w czarne spodnie i białą koszulę, na którą miała narzucony różowy żakiet, do tego założyła również buty na koturnie.
— Witaj, Ethel. Miło cię widzieć po tych kilku latach. Co cię do nas sprowadza? — spytała gospodyni. Snape chciał się ukradkiem wycofać, ale profesor McGonagall przytrzymała go za szatę.
— Witaj, Molly — ucałowała kobietę w oba policzki. — Tak właściwie to wezwał mnie Albus. Mam niestety u niego dług i tak oto tutaj jestem.
Rozejrzała się uważnie dookoła, lustrując każdego wzrokiem.
— Minerwo, nie sądziłam, że dalej uczysz w Hogwarcie — powiedziała, gdy zauważyła starszą kobietę, a potem zmrużyła oczy. — Snape, może i mam pięćdziesiąt pięć lat, ale nie jestem ślepa. Więc przestań się chować za Minerwą, bo ci to nie wychodzi.
Mężczyzna wyprostował się i wyszedł zza nauczycielki transmutacji, która przewróciła oczami.
— Ja się wcale przed tobą nie chowam — odparł urażony. — Ja tylko ćwiczę. Trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Ethel prychnęła cicho i spojrzała na niego z politowaniem.
— Chyba jeszcze nikt cię nie uświadomił, Snape. Każdy wie, że najlepszy dla zdrowia i dobrej sylwetki jest s...
— Ethel, tu są dzieci! — przerwał jej oburzony pan Weasley.
— Nie dałeś mi dokończyć, Arturze — skarciła go. — Chciałam powiedzieć, że najlepszy dla zdrowia i dobrej sylwetki jest sen. Nie wiem, o czym myślałeś, ale lepiej więcej tego nie rób. 
Rudowłosy pan domu zaczerwienił się i opuścił korytarz.
— Poza tym — kontynuowała nowo przybyła. — Tutaj nie ma dzieci. To jest młodzież, a to zupełnie coś innego. Spójrzmy... — wskazywała każdego po kolei. — Ta dziewczyna i chłopak to twoje najmłodsze dzieci, to jest... gołym okiem widać, że to Potter, a obok niego Granger.
Harry i Hermiona zamrugali zaskoczeni i zapytali kobietę, skąd ona zna ich nazwiska. Okazało się, że przecież od przynajmniej dwóch lat trąbią o nich w czarodziejskich gazetach i sztuką byłoby o nich nie słyszeć.
— Ale was nie kojarzę — stwierdziła, patrząc na Alexę i Charlie. — Zagubione duszyczki czy sierotki?
— Ta szatynka to moja siostra — odezwał się Harry, podchodząc bliżej.
— A blondynka to moja córka — mruknął profesor Prince, ale został zignorowany.
Alexie nie podobała się ta kobieta. Nie wiedziała, kim ona jest, ale nie zapałała do niej sympatią. Ethel spojrzała na na nią oceniającym wzrokiem i uniosła brew.
— I niby mam w to uwierzyć? Potterowie mieli tylko syna i nikt nie zdoła mi wmówić, że było inaczej.
— Nikt nie każe pani w to wierzyć — odezwała się ponuro Alexa. Nie zamierzała już siedzieć cicho. — Ale może pani by wyjaśniła, dlaczego zjawia się bez żadnego uprzedzenia? Gdyby pani zapomniała — są święta.
Kobieta podeszła bliżej i złapała dziewczynę za podbródek. W jej oczach pojawiło się zaskoczenie. Puściła ją i odsunęła się.
— Minerwo, nie umiesz zapanować nad swoją Gryfonką? — spytała, usiłując zatuszować szok. — Jest bezczelna.
— Po pierwsze, jestem Ślizgonką. — Na to stwierdzenie jeszcze bardziej rozszerzyła oczy. — Po drugie, jeśli ktoś tutaj jest bezczelny, to jest to właśnie pani.
Atmosfera wokół Alexy i tej Ethel zagęściła się. Kobieta już miała coś odpowiedzieć, ale przerwało jej pojawienie się u szczytu schodów Remusa i Syriusza.
— Ludzie, wie ktoś, gdzie jest Li... — Syriusz urwał, widząc Ethel. — O nie.
Kobieta zwróciła się w stronę, z której dobiegał głos mężczyzny.
— Och, Black. Nie powinieneś być teraz w zaświatach? — zagadnęła słodkim głosem. Ojciec chrzestny Harry'ego spojrzał na nią przerażony. Remus miał podobny wyraz twarzy.
— Ethel, chodź. — Pani Weasley podeszła do niej z uśmiechem. — Napijesz się ciepłej herbatki lub likieru, o który zapewne pytał Syriusz i opowiesz nam, co się u ciebie działo.
Poprowadziła kobietę w stronę kuchni, dając znak Blackowi i Lupinowi, by do nich podeszli.
— Co tu się dzieje? — syknął Syriusz. — Co ona tutaj robi?!
— Pytaj nas, a my ciebie — prychnął Snape. — Minerwo, co robimy?
Opiekunka Gryffindoru westchnęła cicho i spojrzała na Harry'ego.
— Potter, byłabym wdzięczna, gdybyś pożyczył Syriuszowi swoją pelerynę niewidkę. Trzeba złożyć wizytę Albusowi. Alan, Severus, Alexandra, Syriusz, Remus, idziecie ze mną. Harry, Hermiona i reszta — mogłabym was prosić, abyście nie wchodzili w drogę Ethel?
Harry wytrzeszczył oczy na jej słowa.
— Niech nas pani tutaj nie zostawia — jęknął. — Ona jest prawie jak Umbridge! Nawet jest do niej podobna.
— Nie przesadzaj, Potter — wtrącił Snape. — Przeżyłeś akcję z bazyliszkiem, Turniejem Trójmagicznym, dementorami i Umbridge, to przeżyjesz i to. Gdzie podziała się wasza legendarna gryfońska odwaga?
Harry zgromił go wzrokiem, ale przywołał zaklęciem pelerynę, a potem ją podał Syriuszowi. Wszyscy przenieśli się po kolei kominkiem do Hogwartu. Wylądowali w gabinecie mistrza eliksirów.
— Black, zakładaj w tej chwili niewidkę. Idziemy szybkim krokiem do gabinetu Albusa. On chyba coś knuje, skoro zablokował swój kominek — zdecydował Snape, sięgając klamki. Otworzył gwałtownie drzwi, a chwilę później wszyscy mogli usłyszeć plask i czyjś jęk.
Wyszli na korytarz i zobaczyli siedzącego przy ścianie Draco i kucającą przy nim Millie. Alexa uświadomiła sobie, że chłopak właśnie dostał drzwiami.
— Malfoy, uważaj, jak chodzisz — warknął nauczyciel eliksirów. — Bulstrode, czemu łazicie po zamku jak ofiary losu?
— Urządzaliśmy bitwę na śnieżki, profesorze — wyjaśniła dziewczyna. — Draco, żyjesz?
Chłopak mruknął coś niewyraźnie i podniósł się na nogi.
— Alexa, a ty nie miałaś być przypadkiem gdzieś poza zamkiem? — zdziwiła się Millie, patrząc na przyjaciółkę.
— Mały wypadek — wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem. — Eee... Dasz radę go odtransportować do dormitorium? Nie wygląda dobrze.
Brunetka zachichotała cicho i wyjaśniła, że Draco przeżywa załamanie emocjonalne z powodu prezentu, który wysłał mu Harry. Alexa zdziwiła się, bo nie wiedziała nawet, że jej brat wysłał blondynowi jakikolwiek prezent. Od kiedy niby Harry wysyła temu Ślizgonowi podarunki? Lepsze pytanie, od kiedy on wysyła jakiemukolwiek Ślizgonowi podarunki? Profesor McGonagall poprosiła, aby się pospieszyli, bo dyrektor może wykryć, że pojawili się w zamku. Dziewczyna pożegnała się więc z przyjaciółmi i ruszyła w dalszą drogę. W międzyczasie zapytała, kim w ogóle jest ta cała Ethel.
— Ethel Manderwox — mruknął niechętnie Remus. — Gdy twoi rodzice, ja, Syriusz i kilka innych znanych ci osób dołączyliśmy do Zakonu Feniksa, ona już tam była kilkanaście lat. Dostała za zadanie wprowadzenie nas w pracę Zakonu i powiem szczerze, że wspominam ten czas okropnie. Na początku była miła i tak dalej, ale z biegiem czasu ukazywała swoje prawdziwe wcielenie. Jakieś osiem, dziewięć, może dziesięć lat temu odeszła z Zakonu, więc nie rozumiem, dlaczego Albus ją wezwał. Mam złe przeczucia.
Alexa musiała przyznać mu rację. Coś tu było nie tak. Miała nadzieję, że wizyta u dyrektora rozjaśni tę całą sprawę. W końcu dotarli na miejsce.
— Truskawkowe toffie — warknęła profesor McGonagall takim tonem, że nawet Snape spojrzał na nią ze zdziwieniem. Chimera odsunęła się, ukazując przejście. Kobieta pierwsza doszła do drzwi i nie zawracając sobie głowy pukaniem, otworzyła drzwi. Pozostali wsunęli się za nią po cichu.
— Albusie Dumbledorze, co to ma znaczyć?! — krzyknęła. — Po jakiego grzyba wezwałeś Ethel Manderwox?! Czy tobie te dropsy wyżarły mózg do końca?!
Alexa skrzywiła się lekko, słysząc te wrzaski i ucieszyła się w duchu, że ten gabinet jest dźwiękoszczelny i nikt z zewnątrz ich nie usłyszy. Dumbledore upuścił cukierka, którego chciał włożyć sobie do ust.
— O co ci chodzi, Minerwo? — spytał szczerze zaskoczony. Kobieta już nabierała powietrza, ale zatrzymał jej wywód ruchem ręki. — Severusie, może ty wyjaśnisz, z jakiego powodu tutaj przychodzicie? Na kolację wigilijną chyba jest jeszcze czas.
— Nie wiem, z jakiego powodu udajesz idiotę, Dumbledore, ale dobrze. Ta wariatka zwana Ethel jakieś pół godziny temu przyszła do Nory i powiedziała, że ty ją wezwałeś. Czy możesz teraz nam wyjaśnić, co ci przyszło do głowy?
Dyrektor wyglądał w tamtej chwili na zagubionego. Nie wiedział, co począć.
— Ale... — zaczął, lecz jego głos był dziwnie słaby, więc odchrząknął. — Ale ja nie miałem kontaktu z Ethel, od kiedy odeszła z Zakonu. Nie wzywałem jej.
Jego odpowiedź zbiła wszystkich z tropu.
— Ale... jak to? — odezwała się Alexa. — Skoro to nie pan ją wzywał, to w takim razie kto...?
Cała siódemka spojrzała po sobie i nagle ich olśniło.
— Nora!

Przyszłość do naprawy (Fanfiction HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz