Rozdział 60

1.1K 82 25
                                    

Londyn, Firma Wonderful Holiday, 10 stycznia 1997 roku. Piątek. Godzina 10:00

Blondwłosa kobieta siedziała w swoim biurze próbując zapanować nad wielką stertą papierów, które miała przejrzeć do końca dzisiejszego dnia. Tego dnia była po nieprzespanej nocy a sytuacji nie poprawiał fakt, że musiała brać nadgodziny, jeśli chciała wziąć dodatkowy urlop. Zerknęła przelotnie na zegar ścienny wiszący naprzeciwko biurka i westchnęła cicho.

– Jeszcze tylko kilka godzin i koniec tego wszystkiego na ten tydzień. - usiłowała sama siebie przekonać, że to nie jest aż tak długo. Wzięła do ręki dokument, którym była oferta współpracy. Przejrzała pobieżnie warunki jakie oferowali i pokręciła głową. Jeśli jej szef zaakceptuje tę ofertę to będzie największym kretynem w Londynie. Dla niej była nie do przyjęcia.

Gdy miała wykonane prawie wszystkie zlecenia na dzisiaj, usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła brwi, bo przecież nie miała zaplanowanych tego dnia wizyt klientów. Nakazała jednak wejście osobie za drzwiami. Do środka weszła wysoka młoda kobieta w zielonej lekkiej kurtce. Miała niepewny wyraz twarzy, a jej czarne włosy wyglądały jakby dopiero co wyszła od fryzjera.

– Dzień Dobry, w czym mogę pomóc? - spytała, gdy przybyła rozglądała się wokół.

– Oh, Dzień Dobry. - Brunetka zatrzymała swój wzrok na pracownicy tej firmy. - Ja... Przepraszam, że nachodzę Panią w pracy, ale nie nazywa się Pani przypadkiem Katherine Carter?

Kate otworzyła usta zdezorientowana tym pytaniem. Nie znała tej kobiety, a dane pracowników firmy były zastrzeżone i nikt z zewnątrz nie miał prawa ich dostępu. Postanowiła postępować ostrożnie.

– Możliwe, a o co chodzi?

– Musi Pani teraz ze mną pójść. Niezwłocznie.

Ta odpowiedź jeszcze bardziej zaskoczyła Panią Carter. To było według niej dość podejrzane i w pierwszej chwili kompletnie nie wiedziała co zrobić. Uznała jednak, że może po prostu jest przewrażliwiona.

– No dobrze. - odparła po chwili wahania. - Tylko niech Pani poczeka, muszę zamknąć biuro.

– Nie będzie to konieczne, za chwilkę wrócimy. - przekonywała druga z kobiet i ruszyła w stronę drzwi, pilnując jednocześnie czy tamta idzie za nią. Kate westchnęła i poszła za nieznajomą. Jeszcze nie wiedziała jak bardzo będzie później tego żałować.

Kiedy obie wyszły za drzwi, nagle w całym budynku zgasły światła. Ludzie znajdujący się w środku zaczęli krzyczeć, a Kate nie wiedziała co się dzieje. Chwilę później już nic nie wiedziała, bo straciła przytomność. Po kilku minutach prąd powrócił, ale po naszej blondynce ślad zaginął.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Londyn, Kawiarnia Coffee Variations. 10 stycznia 1997 roku. Piątek. Godzina 10:15

Czwórka znajomych tego dnia przerwę między zajęciami na uczelni spędzała w ich ulubionej kawiarni.

Jedna z dziewczyn, Lucy, miała kuzynkę w kadrze pracowniczej, więc mieli kilkuprocentową zniżkę na zamówienia. W ten z pozoru najzwyklejszy piątek siedzieli właśnie w tej kawiarni i omawiali ostatnie zajęcia z nowym profesorem. Wcześniejszy wykładowca był całkiem w porządku, ale zgodnie stwierdzili, że zmiana wyjdzie na dobre.

– Co robicie w weekend? - zapytała z ciekawością Isa, która zaczęła bawić się serwetką. Lubiła składać origami, więc wykorzystywała nawet takie rzeczy jak właśnie serwetki. Jak mawiała, „Dla artysty nawet ściana jest płótnem."

Przyszłość do naprawy (Fanfiction HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz