Rozdział 43

1.1K 89 60
                                    

— Potter, mogłabyś się pospieszyć — powiedział Snape, który stał przy barierce schodów.
— Tak jakby pan nie wiedział, że mam imię — mruknęła Alexandra, schodząc powoli stopień po stopniu. — Ja do pana po nazwisku nie mówię.
— Ja mogę, ty nie. Nie mam w zwyczaju spoufalać się z uczniami. Dłużej się nie dało?
Dziewczyna przewróciła oczami i wyminęła mężczyznę, niosąc na ramieniu dużą torbę. To nie była jej wina, że tak długo zajęło jej przygotowanie. Charlie zajęła łazienkę z samego rana i siedziała tam godzinę, a zaraz po niej weszła Ginny.
Pierwszy dzień przerwy świątecznej w Norze upłynął dość spokojnie. Alexa mogła spędzić trochę czasu z rodzicami, Syriuszem i Remusem. Nie obyło się niestety bez sprzeczek, ale były mało istotne. Harry natomiast większość czasu wykorzystał na rozmowie z Jamesem.
Dziewczyna weszła do kuchni zaraz po nauczycielu i usiadła przy stole, by zjeść jeszcze śniadanie. W środku byli już prawie wszyscy domownicy. Ginny i Hermiona zajęte były rozmową z Lily, Charlie śmiała się z czegoś razem z bliźniakami Weasley, Ron jak zwykle napychał się jedzeniem, a Harry siedział razem z ojcem w towarzystwie Syriusza i Remusa.
— Będziemy się teleportować? — zapytała, gdy już skończyła jeść kanapkę.
— Nie — odparł krótko Snape. — Pojedziemy mugolskim autobusem.
Spojrzała na niego zdziwiona.
— Dlaczego?
— Dlatego, że Ministerstwo może namierzyć cel twojej podróży — wyjaśnił. — A tego raczej nie chcemy.
No cóż, było w tym trochę racji. Wyglądało na to, że w tych czasach lepiej być ostrożnym i nie ufać każdemu kogo się spotka.
— A wie pan w ogóle, jak funkcjonuje autobus? — spytała zaciekawiona, ale została za to obdarzona morderczym spojrzeniem. Chyba wracała do czasów dzieciństwa, bo wtedy też lubiła denerwować ludzi.
— Potter, jeszcze słowo i nigdzie nie pojedziesz — ostrzegł mężczyzna. — Merlinie, jak ja mam z tobą wytrzymać te dwa dni?
— Sev, nie narzekaj — wtrącił siedzący po drugiej stronie stołu profesor Prince. — W ten sposób sprawisz przyjemność tej miłej dziewczynie.
— Tak — prychnął Snape. — Tak jakbym nie miał nic lepszego do roboty. Alan, zatkaj się tym pomidorem i siedź cicho.
Jego brat zachichotał cicho, a chwilę później zawtórowało mu kilka innych osób. Ta dwójka była zdecydowanie dziwnym rodzeństwem.
— Na pewno nie możemy również pojechać? — spróbowała z nadzieją Lily, odgarniając włosy, które opadły jej na twarz. — Chętnie bym porozmawiała z Kate.
Snape odwrócił głowę w jej kierunku i westchnął ze zmęczeniem. Rudowłosa już któryś raz poruszała tę kwestię.
— Evans, czy ty w tych zaświatach zaraziłaś się głupotą od Pottera? To proste, że nie możecie. Dalej nie rozumiem, jak Dumbledore wpadł na tak głupi pomysł, żeby zezwolić wam na tamto wyjście do Hogsmeade. Pewnie przedawkował cytrynowe dropsy, ale już nie mnie to oceniać. Macie siedzieć na tyłku i nie zawracać głowy, jasne? Mam nadzieję, że którekolwiek z was to zrozumie, w przeciwieństwie do pewnego kogoś... — spojrzał znacząco na Syriusza, który warknął ostrzegawczo.
— Snape, ja cię ostrzegam — zdenerwował się James. — Nie będziesz mi rozkazywał.
— Severus ma rację, James — odezwała się pani Weasley. — Nikt z pozostałych nie może wiedzieć, że ty i Lily żyjecie. To samo tyczy się ciebie, Syriuszu — zmrużyła oczy, patrząc na mężczyznę. On tylko prychnął i wrócił do jedzenia. James jednak nie zamierzał milczeć. Już otwierał usta, żeby się odciąć, ale Lily kopnęła go ukradkiem pod stołem w kostkę, więc nic nie powiedział i wbił tylko gniewny wzrok w Severusa.
Alexa przewróciła oczami na tę scenę. Niby dorośli, a zachowywali się jak dzieci. Na mistrzu eliksirów nie zrobiło to jednak wielkiego wrażenia. Dalej siedział w tej samej pozycji, co wcześniej, ale skierował pogardliwy uśmieszek w stronę starszego Pottera. Chwilę później przeniósł wzrok na dziewczynę.
— Potter, podnoś tyłek i idziemy — zakomenderował, wstając z miejsca i ruszając do drzwi. Brązowowłosa szybko dopiła herbatę, uśmiechnęła się do wszystkich na pożegnanie, chwyciła torbę i wybiegła na zewnątrz. Nie mogła uwierzyć, jak on mógł się tak szybko poruszać. Kiedy ona zamykała drzwi, on był już prawie na końcu drogi. Zawołała, żeby poczekał i zaczęła biec w jego kierunku. Mężczyzna stanął z założonymi rękami, uśmiechając się złośliwie.
— Brak kondycji? — spytał, unosząc brew. — Powinnaś zacząć biegać. Albo grać w Quidditcha.
— Za Quidditcha podziękuję — mruknęła, otulając się ciaśniej szalikiem i zapinając do końca kurtkę, którą ledwo zdążyła zabrać. Kilka minut później oboje doszli do przystanku autobusowego. Dokładnie w tym momencie przyjechał ich środek transportu. Mężczyzna wysłał dziewczynę po bilety, a on sam zajął siedzenia. Droga zajęła jakieś dwie, trzy godziny.
— Tutaj się wychowałaś? — spytał z lekkim zainteresowaniem, gdy szli ulicą prowadzącą do domu dziewczyny.
— Owszem — potwierdziła i parsknęła cicho śmiechem, kiedy przyplątał się do niego pies sąsiadki, a chwilę potem również i kot. Kocisko obwąchało jego nogi i zaczęło się łasić. Pies natomiast postanowił na niego poszczekać, tak dla rozrywki. Szybko podbiegła do nich właścicielka obu zwierząt.
— Bardzo przepraszam pana, Felix nie przepada za mężczyznami — wyjaśniła ze skruchą, przypinając smycz czworonogowi. — Ale Sally najwidoczniej pana polubiła.
Snape spojrzał na nią ponuro i podniósł kota do góry.
— Dobrze wiedzieć, że mnie lubisz — powiedział. — Ale byłbym wdzięczny, gdybyś dała mi spokój.
Alexa już nie wytrzymała i zachichotała. Widok Nietoperza z Lochów, jak to był nazywany w Hogwarcie, rozmawiającego z kotem był bezcenny. Sąsiadka również się uśmiechała, ale widząc morderczy wzrok mężczyzny, zabrała kotkę i odeszła.
— Z czego rżysz? — zwrócił się do dziewczyny z oburzeniem. — Twój kot dalej urządza sobie wycieczki do moich komnat. Jak tyś go wychowała?
— Kotów się nie wychowuje, panie profesorze — odparła, próbując się uspokoić. — One chodzą własnymi ścieżkami. A jak raz jakiegoś pan nakarmi, to będzie wracał.
Snape wymamrotał coś pod nosem i ruszył w dalszą drogę, przystając dopiero przed budynkiem, który był celem ich podróży. Alexa dołączyła do niego i zapukała do drzwi. W następnym momencie jednak głęboko tego pożałowała.
— Och, kochanie, niech cię uściskam! — zaćwierkała kobieta, która stanęła w progu. Niestety, nie była to jej przybrana matka, a ciotka, która najwyraźniej wpadła do swojej rodziny z wizytą.
Właściwie ta kobieta nie była już jej krewną, co bardzo ją cieszyło. Nie należała do osób, które łatwo było lubić. Nosiła zdecydowanie zbyt dużo rzeczy w kolorze różowym i miała fioła na punkcie kotów. No i uwielbiała język francuski.
Dobrze, że zostawiłam kotkę w Norze, pomyślała Alexa.
Ciotka Harriet przytuliła ją do siebie.
— Ciociu, nie widziałaś mnie zaledwie od maja — jęknęła dziewczyna, próbując wyplątać się z objęć siostry pana Cartera. Kątem oka zauważyła, że Snape'owi lekko zadrgał kącik ust. Świetnie, jego to bawiło? Jeszcze się odegra.
— To całe wieki, słoneczko. — Wreszcie puściła dziewczynę i odwróciła się w kierunku drzwi. Zmarszczyła brwi na widok mężczyzny w czarnym płaszczu.
— A pan kim jest?
Alexa już miała ruszyć z wyjaśnieniami, ale nie zdążyła.
— Proszę o wybaczenie, gdyż się nie przedstawiłem — zaczął po francusku, podchodząc bliżej. — Jestem nauczycielem z wymiany międzynarodowej. Polega ona na tym, że dwa kraje, w tym przypadku Wielka Brytania i Francja, nawiązują współpracę. Jeden z krajów wybiera nauczyciela, a drugi ucznia, którzy wezmą udział w projekcie naukowym. W tym roku tymi szczęśliwcami zostaliśmy ja oraz ta miła, młoda dziewczyna. Zostałem zaproszony, aby spędzić tutaj kilka dni i przy okazji zobaczyć, jak wygląda życie Brytyjczyków. Zwą mnie Matthieu Levittoux.
W tamtej chwili Alexa była świadkiem zupełnie innego wcielenia profesora Snape'a. Mężczyzna uśmiechnął się do kobiety i ucałował grzbiet jej dłoni, jak na dżentelmena przystało. Ciotka zaprosiła ich do środka, dzięki czemu dziewczyna zorientowała się, że całą sytuację oglądali jej przybrani rodzice, a także Matt i Sophie.
— Alexa! — pisnęła dziewczynka i podbiegła do dziewczyny, by uwiesić się jej na szyi. — Wróciłaś!
— Do ciebie miałabym nie wrócić, skrzacie? — przytuliła ją mocno brązowowłosa i poczochrała jej włosy.
Odsunęła się z oburzeniem, bo nigdy tego nie lubiła. Jej miejsce zajął Matt, który uściskał mocno siostrę i zrugał za to, że zniknęła, nic im nie mówiąc. Obiecała mu, że wszystko im później wyjaśni. Przy ciotce Harriet nie było takiej możliwości. Dziewczyna przywitała się jeszcze z przybranymi rodzicami i odwróciła się z powrotem do kobiety w różu.
— A ciocia na długo przyjechała? — spytała z ukrytą nadzieją, że odpowiedź brzmi „nie”.
— Och, przykro mi kochanie, ale właśnie miałam wracać — zrobiła smutną minę. — Ale na pewno jeszcze uda nam się spotkać.
— Tak, na pewno — Alexa pokiwała głową energicznie.
Zaraz po jej wyjściu dziewczyna odetchnęła głęboko z ulgą.

Przyszłość do naprawy (Fanfiction HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz