Rozdział 56

1.2K 82 18
                                    


Wszyscy umilkli i skupili się na dyrektorze. On natomiast obleciał obecnych wzrokiem i westchnął.

- Moi drodzy, sądzę, że wiecie czego dotyczyć będzie to spotkanie. Ostatnimi czasy ataki Śmierciożerców zdarzają się częściej. Większość z was pamięta co się stało podczas listopadowej wycieczki do Hogsmeade. Straciliśmy wtedy dziewczynkę ze Slytherinu a kilkoro uczniów zostało rannych.

Poruszył jeszcze kilka kwestii i wszyscy mieli nadzieję, że obejdzie się bez przykrych i kontrowersyjnych sytuacji, ale oczywiście nadzieja matką głupich, więc niestety wyszło inaczej.

- Albusie, przecież my doskonale wiemy, że gdyby Potter nie był w rozsypce emocjonalnej i nie żyłby w przekonaniu, że jest sam jeden na tym świecie, to nie sprowadzałbyś dziewczyny Potterów. - powiedział Alastor Moody. Jego słowa wywołały małe poruszenie.

- Hej, wcale nie jestem w rozsypce emocjonalnej! - zawołał oburzony Harry, ale został uciszony. Jednak nie tylko on postanowił zaprotestować.

- Mam nadzieję, że się przesłyszałem. - James miał wymalowaną na twarzy złość. Widać było, że nie spodobała mu się wypowiedź byłego aurora. Tamten spojrzał na niego niechętnie.

- Nie, nie przesłyszałeś się, Potter. Taka jest prawda, twoja córka jest bezużyteczna. W dodatku Sam-Wiesz-Kto zainteresował się nią, więc mamy kolejną osobę do pilnowania. Masz coś do dodania?

- Oczywiście, że tak. Jesteś...

- Cisza! - Dumbledore uciszył rozpoczynającą się kłótnię mężczyzn. Przyniosło to oczekiwany skutek. Nikt nie śmiał przeciwstawiać się Albusowi Dumbledore'owi. No, może oprócz Severusa Snape'a. Ale on był objęty przysięgą, więc finalnie nie mógł się buntować.

- Nie mamy czasu na kłótnie. Alastorze, byłbym wdzięczny gdybyś zachował swoje przemyślenia dla siebie. Każdy z nas jest w niebezpieczeństwie, więc twoje słowa nie są jakimś wielkim odkryciem.

Moody prychnął cicho, ale umilkł. I większość osób była z tego powodu zadowolona.

- Severusie, co sugerujesz? - dzięki pytaniu dyrektora uwaga wszystkich zwróciła się na Snape'a. On naturalnie się skrzywił, nie lubił przecież być w centrum uwagi. A tu jak na złość, wpatrywało się w niego kilkadziesiąt par oczu. Jedni z niechęcią, drudzy z oczekiwaniem, inni z nadzieją.

- Czarny Pan sądzi, że jest w stanie przekonać wszystkie magiczne stworzenia do współpracy z nim. Wyłączając wilkołaki. Z nimi nie chce mieć nic wspólnego. Oczekuje, że pomogą mu odnieść zwycięstwo w planowanym przez niego starciu. Nie wie jeszcze kiedy ono ma się odbyć, ale formuje szeregi. Proponuję, abyśmy też tak postąpili. Najlepiej zacząć szkolenie dla starszych uczniów Hogwartu. Przeczuwam, że nie chcesz aby którykolwiek z nich zginął, więc niech zaczną się uczyć od zaraz. Będą mieć chociaż minimalne szanse na przeżycie.

- Dobrze. - Dumbledore kiwnął głową. - Uruchomimy szkolenia zaraz po powrocie uczniów do szkoły. Remusie, Alan, podejmiecie się tego?

Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie z aprobatą.

- Zawsze i wszędzie. - odparł Alan Prince. - Przecież nie dostałem posady nauczyciela Obrony na ładne oczy. Remus z pewnością też nie.

- Cudownie. - Starzec wyglądał na bardzo zadowolonego. - Severusie, czy Tom wspominał coś jeszcze na spotkaniu?

- Nie. Oprócz tego co mówiłem wcześniej to nic ważnego. Ciągle papla do swojego węża, a jak nie do niego to ględzi o młodej Potter. Nie wiem czego on od niej chce, ale nie jest zbyt zadowolony z tego, że zwlekam z wykonaniem zadania.

Przyszłość do naprawy (Fanfiction HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz