Rozdział 49

1.2K 78 53
                                    

W życiu niestety czasem bywa tak, że nasze plany nie chcą pozwolić, abyśmy je zrealizowali. Postanawiamy sobie, że coś zrobimy, a potem nagle BUM i jedna wielka klapa. Rozczarowanie związane z tym ma różne nasilenie, w zależności od tego, jak bardzo zależało nam na naszych planach. Cóż... świąteczne zakupy naszych bohaterów niestety nie wypaliły. I chyba łatwo zgadnąć, kto za to odpowiadał...
— Alan, ty chyba oszalałeś!
Alexandra jęknęła cicho i uchyliła powieki. Kto miał czelność drzeć się z samego rana, w dodatku dzień przed Wigilią? Zamknęła oczy i przewróciła się na drugi bok, owijając się szczelniej kołdrą. Jednak głosy z dołu znowu zaczęły do niej napływać, więc nie dała rady już zasnąć. Podniosła się do siadu i przeleciała wzrokiem po pozostałych dziewczynach. Ginny spała rozciągnięta na łóżku z twarzą w poduszce, Charlie zwinięta w naleśnik, a Hermiona...
Dziewczyna zmarszczyła brwi i przetarła oczy, a potem ponownie spojrzała na przyjaciółkę swojego brata. Szatynka spała tuląc do siebie... misia? Po dokładniejszych oględzinach Alexa stwierdziła, że się nie pomyliła. Biały, wykonany z pluszu, był owinięty szalikiem w barwach Slytherinu, a na jego szyi wisiał medalik z imieniem. Uśmiechnęła się lekko, gdy zobaczyła napis „Draco”. To było urocze. Hermiona chyba musiała wyczuć, że ktoś ją obserwuje, ponieważ otworzyła oczy. Gdy napotkała wzrok przyjaciółki i zorientowała się, gdzie jest skierowany, zarumieniła się i schowała pluszaka pod kołdrę.
— Ja... — zaczęła, ale Ślizgonka jej przerwała.
— Jejku, nic się nie dzieje, Hermiona — zapewniła. — Chociaż szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że podaruje ci misia. W dodatku takiego uroczego.
— Kto by się spodziewał takiego gestu po Księciu Slytherinu, prawda? — zachichotała cicho, ale zaraz potem spojrzała na Alexandrę błagalnie. — Mogłabyś nie mówić Harry'emu i Ronowi? Wiesz, jacy oni są, zwłaszcza, że i tak nie żywią do Draco ciepłych uczuć.
Alexa i tak nie miała zamiaru im tego zdradzać. Tak naprawdę wcale nie powinno ich to obchodzić.
— To oczywiste — odparła. — A jeśli coś im kiedyś nie będzie pasować, to zawsze możemy powtórzyć wczorajszą akcję Ginny.
Granger parsknęła śmiechem i kiwnęła głową. Przeciągnęła się i wstała.
— Czuję się obgadywana. — Do ich uszu dobiegł głos z sąsiedniego łóżka. Należał on do rudowłosej, która leżała na boku, wpatrując się w dziewczyny nieco nieprzytomnym wzrokiem. W tym samym momencie z dołu napłynął kolejny odgłos kłótni.
— Kto się tak drze? — jęknęła Charlie. — Same-Wiecie-Kto w końcu przybył zabić Pottera?
Hermiona i Ginny zgromiły ją wzrokiem, a Alexa roześmiała się. Może nie powinna tego robić, ale naprawdę nie mogła się powstrzymać.
W końcu wszystkie dziewczyny postanowiły zejść na dół, by sprawdzić osobiście, co się stało. Na miejscu zastały siedzących przy stole państwa Weasley, Lily, Jamesa, Syriusza, Remusa razem z Tonks i kilka innych osób. Przy drzwiach stali Snape, dyrektor Dumbledore, profesor McGonagall i profesor Prince. Do momentu wejścia uczennic profesor Prince, McGonagall oraz Snape przekrzykiwali się wzajemnie, Merlin jeden wiedział z jakiego powodu. Gdy dziewczyny pojawiły się w pomieszczeniu, wszyscy ucichli. Dumbledore stał z boku i jak zwykle ssał jakieś cukierki.
— Ktoś umarł? — spytała Charlie, wodząc wzrokiem pomiędzy ojcem, wujkiem, dyrektorem i nauczycielką.
— Tak. Moja nadzieja, że kiedyś zmądrzejesz — odparł Snape, przewracając oczami. — Ostatni raz powtarzam, Alan. One nie pójdą na żadne idiotyczne zakupy. Gdy wojna się skończy, będą mogły nawet spać w tych sklepach. Rozumiemy się?
Uczennice spojrzały po sobie zaskoczone. Były przekonane, że ojcu Charlie uda się przekonać Snape'a. Zwykle nie było z tym większych problemów.
— Wyjątkowo muszę się zgodzić z Severusem — poparła go profesor McGonagall.
— Ja również — dodali równocześnie Remus, pani Weasley i Lily.
James chciał coś wtrącić, ale Lily kopnęła go w kostkę, więc mężczyzna się nie odezwał. Ze schodów zeszli bliźniacy oraz Harry i Ron. Ten pierwszy był jeszcze rozespany, więc nie trafił w ostatni schodek i przejechał twarzą po podłodze.
— Potter, Molly ma czysto w domu. Nie musisz bawić się w czyszczenie podłogi swoją twarzą.
Gryfon wstał, pocierając policzek dłonią i spojrzał ze złością na nauczyciela eliksirów. Ron pokręcił głową na znak, że lepiej będzie, jeśli ten się nie odezwie. Jego przyjaciel o dziwo zrozumiał aluzję i usiadł na wolnym krześle obok Tonks.
— Wracając do poprzedniej kwestii — odezwała się pani Weasley. — W święta nie są ważne prezenty czy zakupy. Liczą się ludzie, którzy są wokół nas. Ci, których kochamy i którzy kochają nas. Mam nadzieję, że to zrozumiecie, dziewczynki.
Nie pozostało im nic innego niż pokiwać głową i pogodzić się z takim obrotem spraw. W sumie w dużej części mieli rację.
— Nie łamcie się. Boże Narodzenie będzie świetne. A na Sylwestra przygotowujemy coś jeszcze lepszego. Pan profesor też przybędzie, prawda? — Fred zwrócił się do Snape'a.
— Nie zamierzam... — zaczął, ale przerwał mu George.
— Tkwić w tych śmierdzących lochach i nudzić się, więc z całą pewnością i nieopisaną radością przyjdę do was i będę się świetnie bawił, prawda? To pan miał na myśli?
Większość osób parsknęła śmiechem na tę kwestię George'a. Bliźniacy byli jednymi z niewielu osób,które były skłonne żartować z hogwarckiego Mistrza Eliksirów.
— Weasley, ja cię kiedyś... — I tym razem ponownie mu przerwano.
— Zaproszę na swój ślub — dokończył Fred z szerokim uśmiechem. — Och, naprawdę? Jejku, oczywiście, że przyjdę! George, trzeba będzie przyszykować tyle fajnych zabaw.
Tym razem więcej osób wybuchło śmiechem, a Snape wyglądał, jakby miała mu za chwilę pęknąć żyłka. Zacisnął pięści i wyszedł bez słowa, powiewając swymi szatami. Fred i George ukłonili się teatralnie i usiedli przy stole, czekając na śniadanie. Dziewczyny wróciły jeszcze do pokoju, aby się szybko ogarnąć i wróciły do kuchni.
Alexa była szczerze zaciekawiona, co takiego bliźniacy wymyślili na Sylwestra. Miała tylko nadzieję, że to nie będzie nic niebezpiecznego. George zażartował, że ich brat Charlie przywiezie im smoka z Rumunii, a ich matka w to uwierzyła i chłopak prawie dostał za to patelnią. Prawdę mówiąc, Ślizgonka miała ochotę kiedyś przelecieć się na smoku. Była ciekawa, jakie to uczucie. Zostało jej jeszcze kilka czarodziejskich środków transportu do zaliczenia. Na liście wypróbowanych pojazdów znajdowały się już miotła, świstoklik oraz teleportacja. Już nie mogła się doczekać kolejnego.
***
— Fred, George, odłóżcie te noże! Merlinie, zachowujecie się jak dzieci!
Pani Weasley od rana krzątała się po kuchni, przygotowując rozmaite potrawy, które miały być zjedzone podczas Wigilii. Dzięki zaklęciom trwało to znacznie krócej. Okazało się, że na świątecznej kolacji miał się zjawić Charlie Weasley i jeszcze kilka innych osób z Zakonu. Alexa nie mogła się doczekać, aż go pozna. Najlepszy był chyba fakt, że pracował w rezerwacie, w którym były smoki. Chciała mu zadać kilka, a raczej kilkanaście pytań związanych z tymi stworzeniami.
Dzień wcześniej po obiedzie profesor Snape wpadł do Nory z kilkoma paczkami w rękach, mamrocząc pod nosem, że „przecież nie wygląda na sowę pocztową”. Oświadczył, że te paczki są dla Alexy, Charlie i Hermiony od ich drogich ślizgońskich przyjaciół. Spojrzały na niego jak na idiotę, kiedy dodał, że jedna z paczek jest również dla Harry'ego. Okazało się, że dostał od Draco tę replikę Złotego Znicza, którą Harry wskazał Hermionie w gazecie w pociągu. Okularnik w pierwszej chwili zrobił się cały czerwony, a potem pobiegł na górę, klnąc na Malfoya.
Hermiona dostała od Draco jakąś biżuterię, od Blaise'a perfumy a od Millie szampon ułatwiający układanie włosów po umyciu. Charlie również otrzymała od blondyna biżuterię, od swojego chłopaka słodycze, a od przyjaciółki jakieś kosmetyki.
Alexa otwierając paczkę od Malfoya, była przygotowana, by go zamordować, jeśli kupił jej jakiś naszyjnik lub coś podobnego. Została jednak mile zaskoczona, bo zobaczyła swoją ulubioną książkę, i to w pierwszym wydaniu. Zastanawiała się, gdzie ją dorwał. „Rozważna i Romantyczna" była naprawdę cudowną książką. A ulubiony wątek w niej to oczywiście ten związany z pułkownikiem Brandonem.
Od drugiego Ślizgona otrzymała notes i samonotujące pióro, a od Millicenty zdjęcie całej ich ekipy, które załatwiła od Colina z Gryffindoru. To ten, który ciągle latał po zamku z aparatem.
Około południa, kiedy wszystko było w miarę ustabilizowane, nikt nie zapoczątkowywał awantur i większość osób w domu żyła ze sobą w zgodzie, rozległo się głośne pukanie do drzwi.
— Jest tu kto? To ja, stara, kochana Ethel!

Przyszłość do naprawy (Fanfiction HP)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz