Nastał weekend, pochmurny, chłodny i deszczowy, jak na końcówkę października. Za oknem mżawka, w jednej chwili przerodziła się w gwałtowną ulewę, ta następnie przeszła w burze. Wręcz idealna pogoda na zostanie w ciepłym łóżku. Lecz to co piękne kiedyś się kończy, tak samo jak moje leżenie zostało przerwane przez dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam i owinięta w koc poszłam otworzyć, oczywiście po drodze mało co się nie zabijając na schodach. Zastanawiałam się kogo tu niesie, ale gdy tylko otworzyłam drzwi domu, już wiedziałam. Lucas razem z Jane stali lekko przemoczeni. Nie czekając dłużej wpuściłam ich do środka.- Panie, Liz ile można na ciebie czekać? - odezwała się Jane
- Tyle ile trzeba, na naszą Lilith. - sarknął Lucas i już wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Wszakże nigdy nie zwraca się do mnie Lilith, jeśli nie jesteśmy na torze.
- Oho, czuję, że coś masz ważnego to powiedzenia. - odezwałam się, prowadząc ich do salonu. Ja usiadłam w fotelu, oni zaś na kanapie. Popatrzyłam na nich i doszłam do prostych wniosków... Są razem.
- Jeśli chcesz mi powiedzieć, że jesteście razem, to nic tu po was. - zaczęłam obojętnym tonem- Nie, yy to znaczy tak, ale jest jeszcze coś. Ustalili datę finału sezonu. Ma odbyć się trzydziestego pierwszego października, o dwudziestej.
Zamurowało mnie. No odjęło mi mowę. Wyścig finału, ostatniego października. Dokładnie ta samą data co przed dwoma laty. Rozumiem, w ten sposób chcą uczcić mój debiut.
- Cholera by ich wszystkich wzięła. - odezwałam się oburzona. - Gdzie oni chcą ten finał zrobić, bo chyba nie na hell'u?
- Tu jest cały problem. Z tego co wiem start tam gdzie zawsze, ale mają inną trasę specjalnie na tę okazję. Dzięki temu, że wyścig odbędzie się w Halloween, zaplanowali coś dużego. Plus dochodzą zakłady. Podobno mają się zjawić też takie szychy jak prezes, burmistrz miasta i kilku innych dobrze ustawionych ludzi. Jak na finał stawka jest duża, wręcz ogromna.
Jane siedziała cicho, patrzyła tylko z przerażeniem na mnie, tak jakby chciała bym się wycofała.
- Więc mam przejebane, przegrana nie wchodzi w grę. Znasz trasę Lucas?
- Niestety nie. Ale musimy przygotować sprzęt na wszystko. Wyścig już w tym tygodniu.
- Liz, proszę cię nie jedź. Odpuść ten ostatni przejazd. Wiesz, że nie musisz..
- Muszę. Jane ja muszę jechać, ten ostatni raz. Jeśli to co mówi Lucas to prawda, nagroda będzie kilka razy większa niż normalnie. Zresztą w ten dzień wypada kolejna rocznica.. - nie, oni nie wiedzą o Juliett.
- Rób jak uważasz, ale żeby potem nie było, że cię nie ostrzegałam.
- Lucas, zajmiesz się sprzętem razem z Mikem?
- Jasna sprawa, będzie gotowy do startu na czas.
***
Kilka dni później Lucas dostał cynk odnośnie trasy i "atrakcji" jakie się na niej pojawią. Dostał również wytyczne co do wyglądu sprzętu i kierowców. Musieliśmy się przebrać, w końcu to Halloween. Poprosiłam o pomoc Jane, która jak zwykle okazała się nie zawodna.
Będąc w środę przed klasą od matematyki, podeszła do mnie krzycząc przy okazji na cały korytarz
- Liz, będziesz diabłem, choć bardziej diablicą.
- Jane, kurwa coś ty wymyśliła. Jakim diabłem? - spytałam zrezygnowana, bowiem w tej kwestii Jane nie ma sobie równych.
- No patrz, jebniemy ci szamponetką czerwone włosy, i demoniczne soczewki na oczy. Ubierzemy w czerwoną koszulę z czarnym krawatem, na resztę komplet smokingu jak ci pianiści mają i beje zajebiście. Do tego Lucas z Mikem tak odpicowali i dopracowali kask z motorem, że no mówię ci lepszej okazji nie będzie.
- Dobra, wszystko spoko, git, tylko kilka ale. Pierwsze ale po jaką cholerę będziesz farbować mi włosy? Drugie ale jak ty chcesz to wszystko ogarnąć na jutro?
- Everything is done my friend
- Chyba cię Bóg opuścił...
- Nope. Jutro po szkole u ciebie.
- Niech będzie u mnie.
Zastanawiam mnie obecnie jedna rzecz, na co ja się tak właściwie zgodziłam?
CZYTASZ
Morning Star
Short StoryElizabeth Moon, uczennica LO, z pozoru cicha, niczym nie wyróżniająca się nastolatka. Lecz nie bez powodu mówią na nią Lilith. Dziewczyna spotyka na swojej drodze kobietę iście tajemniczą. Spojrzenie jej oczu potrafi w ułamek sekundy odjąć całą pewn...