Rozdział 54

545 50 6
                                    


Noc była bezchmurna, zimna i mroczna. W powietrzu wyczuwalne było napięcie. Na tafli jeziora w okręgu stały cztery postacie, każda z nich na jednym ramieniu gwiazdy. Jedno miejsce było wolne, czekało na powrót blondwłosego mężczyzny.

Wszyscy czekali w napięciu, nie wiedząc jak potoczą się losy dzisiejszej nocy.

W środku gwiazdy błysło fioletowe światło. Puste miejsce zajął brakujący mężczyzna w czarnej szacie, a czas spowolnił. Każde z osobna przybrało swoje pierwotne formy.

Białowłosy mężczyzna z czarnymi skrzydłami. Czerwonowłosy wyglądał tak samo. Pomarańczowo oki nie zmienił się za bardzo, tylko na jego barki opadła szata. Czarnowłosa kobieta była w czarnej szacie i masce wilka.

Dziewczyna w środku kręgu, stała osłupiała. Dotarło do niej, co zaraz będzie mieć miejsce. W odruchu chciała uciekać, ale nim zrobiła jeden krok, padła na kolana i zaniosła się krzykiem bólu.

Nie walcz z tym. Pozwól by to wypełniło cię. Pozwól nam wrócić do pierwotnej postaci.

Eliza przestała się opierać. Rozluźniła się w miarę możliwości i poczuła ciepło wypełniające ją od środka. Z nosa pociekła stróżka krwi, która była jaśniejsza niż normalna, jak i bardziej gęsta.

Z pleców wyrosły skrzydła, tak inne i jak bardzo wyjątkowe. Błoniaste pokryte na kościach piórami. Włosy zostały do ramion, ale już nie brązowe z pasmami czerwonego, tylko blond z brązowym odrostem. Oczy niebieskie z obramówką czerwoną wkoło źrenicy, a ta została podłużna.

Powstała kolejna hybryda. Demon i Śmierć. Popatrzyła zamglonym wzrokiem po postaciach i zatrzymała się na jednej z nich.

Czarnowłosa kobieta nawiązała kontakt wzrokowy z dziewczyną. Jedna się uśmiechnęła, druga rozszerzyła oczy w przerażeniu.

- Michelle, pamiętasz naszą obietnicę?

- Nie obowiązuje już nas, Lilith. Stałam się demonem, wybaczam ci twoje potępienie.

Eliza drgnęła na te słowa i ruszyła w kierunku szarookiej. W dłoni dziewczyny uformował się miecz. Zanim zdążyła dobiec do kobiety i przebić ją ostrzem, na jej drodze stanął czarnowłosy mężczyzna.

- Astaroth? Czemu? - głos kobiety był cichy.

- Nie mogę pozwolić byś zginęła. Masz dla kogo żyć, ja niestety nie. - mężczyzna wyszeptał, nie ruszając się z miejsca, a ostrze wystawało z jego pleców.

- Jeśli demon się zakocha, zakochuje się na wieki. - odezwał się Lucyfer.

- Nie, Roth to prawda? - kobieta nie dowierzała.

- Tak Danielo. Zakochałem się w tobie, bez wzajemności. Ty kochasz Lilith, a ja nie mógłbym ze świadomością, że wolisz tą kobietę ode mnie. To jest dobry moment.

Pomarańczowe tęczówki mężczyzny spotkały się z niebieskimi dziewczyny.

- Dbaj o nią. Mianuje cie na mojego następcę.

Oczy stały się całe czarne, a mężczyzna upadł na taflę wody.

Nad Elizą pojawił się znak runiczny "7. Śmierć" , stała się jednym z siedmiu demonów piekielnych, zasiadających przy władzy.

- Eliza, otrzasnij się. - głos czarnowłosej dotarł do uszu dziewczyny, a ta patrzyła zszokowana na nauczycielkę.

- Proszę pani... Słabo mi.. - wyszeptała i upadła w ramiona kobiety, tracąc przytomność.

- Spokojnie Danielo, taki kolej rzeczy. Przeszła transformację, jest wykończona. Jeszcze spadła na nią odpowiedzialność siódemki. - Lucyfer podeszła do nieprzytomnej i przyłożyła dłoń do czoła.

- Jest strasznie ciepła... - wyszeptała pod nosem szarooka.

- Jej krew zamienia się na naszą. Serce już wcześniej ją pompowało. Azazel to twoja sprawka? - białowłosa zwróciła się do czerwono włosego.

- Tak. Coś koło świąt zaczęła przechodzić transformację. Dopuściłem tylko częściowo, by jej serce się przystosowało. - wyjaśnił, również podchodząc do klęczącej kobiety.

- Trzeba ją teraz poprowadzić, mój drogi. Zajmiesz się tym.

- Lucyfer, ja dam radę, nie musisz prosić Azazela. - Daniela podniosła głowę i spojrzała w czerwone oczy kobiety.

- Nie dasz. Przyćmiewa cię miłość do niej, a za kilka dni pełnia. Do tego czasu zrobi to Azazel. Potem jest twoja.. - w głosie kobiety dało się wyczuć nutę tajemniczości.

Ona coś planowała, albo już zaplanowała. Nikt z obecnych nie wiedział, że to jest dopiero początek ich problemów.

Gate patrzył na to wszystko z zaciekawieniem. W jego wizji Astaroth się nie ruszył. Daniela jej nie wybaczyła. I zginęły obie, ale tylko z pozoru. Czarnowłosa przebita mieczem, blondynka nie przeżyła transformacji. Jak widać los ma do tej dwójki plan, a on zamierza napawać się tworzeniem tej historii, która od samego początku jest jedną wielką niewiadomą.

Serafina miało nie być. Nex miała zniknąć. Eliza miała zginąć. Daniela również, lecz jej nieśmiertelność jest wieczna. Los jest przekorny, zaskakuje za każdym razem.

W tej grze zwanej życiem, to właśnie los rozdaje karty. Również on może zadecydować jakie dostaniesz. Podczas gry, ty nimi grasz, a los zmienia zasady, w zależności od tego co wymyśli.

Koniec nie jest znany, nie został im zapisany w gwiazdach. Zostanie dopiero zapisany, w tej ostatniej, porannej gwieździe.

*//*

Moi kochani.. mamy problem. Skończył mi się właśnie zapas rozdziałów i następne będą pisane już na bieżąco.
Co za tym idzie.. nie jestem na sto procent pewna, czy w przyszły piątek będzie rozdział. Oczywiście zrobię co w mojej mocy by był.

Pragnę podziękować każdemu, kto zajrzał tutaj i dotrwał ze mną tak daleko. Z całego serca dziękuję i zapraszam na dalsze rozdziały.

Morning StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz