Rozdział 7

1.2K 68 4
                                        


Ostatnią lekcją na dziś był wf. Oczywiście przez dwie godziny obijania dupy, łaskawie ją ruszyłam udając się na samą górę budynku. Mijając już puste korytarze miałam złe przeczucie odnośnie tej rozmowy. Z tą kobietą jest coś nie tak, nie potrafię trzymać emocji schowanych gdzieś w czeluściach mej czarnej duszy. Eh czasem naprawdę mam wrażenie, że ona potrafi zaglądnąć mi w myśli. Zaśmiałam się na tę myśl, tak bardzo irracjonalną. Stanęłam przed drzwiami na końcu korytarza, były lekko uchylone, a gdy miałam już zapukać i wejść usłyszałam lekko podniesionym głos kobiety.

- Gate, ile razy mam ci to powtarzać, ty nieodpowiedzialny demonie! Nie otwieraj tych pieprzonych wrót bez potrzeby. Jakbym chciała wrócić, pierwszy byś wiedział... Co ona? Tak mam ślad, muszę kończyć.

Nie mam pojęcia z kim rozmawiała, ale w żadnym wypadku nie podobało mi się określenie demon. Tym bardziej, że nie powinnam tu teraz być. Odeszłam kilka kroków, by za kilka chwil wrócić i gdy już, po raz drugi chciałam zapukać, drzwi otworzyły się, a moim oczom ukazała się zdenerwowana nauczycielka. A jej oczy, gdyby mogły zabić, już byłabym martwa. Stal jej tęczówek wyglądała tak, jakby się stopiła i teraz pływała wokół podłużnej źrenicy.
Chwila, że jakiej!?
Patrzyłam na nią z małym niepokojem. Ona jakby to zauważyła i momentalnie się opanowała, stal zamarzła, a źrenice bardziej się zaokrągliły. Poczułam ucisk w głowie, lecz zignorowałam go.

- Dzień dobry, pani. - odezwałam się chcąc przerwać tą ciszę.

- Zapraszam, usiądź, ja zaraz przyjdę, skarbie. - znowu to samo. Kobieta wyszła, ja zaś usiadłam w mojej ławce na wprost biurka i wyjrzałam przez okno. Chmurzyło się. Po raz kolejny zignorowałam to nieprzyjemne uczucie, które chciało mną owładnąć.

- Co jest bardziej interesującego tam, że mnie ignorujesz? - nawet nie słyszałam kiedy wróciła.

- Przepraszam, zamyslilam się. O czym chciała pani porozmawiać?

- O tobie. Omijasz moje lekcje, tak jakby wszystko ci wolno było. Ponadto nie skupiasz się na nich, przykładem jest dzisiejsza lekcja. Nie mam racji, panno Moon? - spytała sarkastycznie z uniesioną brwią, a w mojej głowie pojawiły się bardzo niestosowne obrazy...

- Więc milczysz. Rozumiem. Pozwól więc zadać kolejne pytanie. Co się stało z twoimi plecami? Nie, nie przerywaj. Dobrze wiem, że coś jest na rzeczy. I co miało miejsce dziś, co to było? - spanikowałam i spuściłam wzrok. Ma mnie, kurwa skubana przejrzała mnie. Tak jak do tej pory stała przy środkowej ławce, tak teraz z delikatną agresja odsunęła krzesło obok mnie i usiadła na nim. Podskoczyłam lekko na ten niespodziewany ruch.
- Mnie się bać nie musisz, jak na razie. Dowiem się czegoś, czy zamierzasz milczeć. Dziewczyno zrozum to, martwię się o ciebie. - znowu to samo

- Znowu to robię. Przepraszam panią, naprawdę, za każdy problem. Mam ostatnio ciężkie dni, i ciężko mi samej to poukładać. - powiedziałam zrezygnowana. Tak bardzo potrzebuje z kimś porozmawiać...

- Elizabeth, jestem tu dla ciebie. Możesz mi powiedzieć, co leży ci na sercu. Wysłucham cię i mogę obiecać, że zostanie to pomiędzy nami.

Poczułam jak kładzie swoją dłoń na moje i odrywa je od twarzy. Mój przybity i zrezygnowany wzrok spoczął na naszych dłoniach, następnie na jej twarzy. Patrzyła z troską, jakiej ostatnio bardzo potrzebuje. Nie mając nic innego powiedziałam jej.
Powiedziałam o wizycie w szpitalu z początku roku i wypadku, nie wspominając okoliczności.
Powiedziałam o ostatnich dniach przybicia mentalnego po stracie ukochanej osoby, nie wspominając kto to.
Powiedziałam o tym, jak ostatnio brakuje mi kogoś kto tylko by był.

Czułam się wtedy, tak bardzo odsłonięta, ale zaufałam jej. Słowa wylewały się ze mnie automatycznie. To czego nie mówiłam ostatnio Jane, bo była zajęta randkowaniem z Lucasem, powiedziałam pani Winter.

- Daj na chwilę telefon, Elizabeth. - popatrzyłam na nią zdziwiona, ale dałam urządzenie. Gdy kobieta już chciała mówić, żebym odblokowała ekran, sam się odblokował. Smartband jest użyteczny, ale tylko nielicznym daje tak odblokowywać. Pani profesor posłała mi tylko spojrzenie swych szarych oczu i postukala coś na ekranie. Po kilku sekundach w sali rozbrzmiał dzwonek telefonu.

- Jakbyś potrzebowała porozmawiać, nie wachaj się Elizabeth.

- Eliza wystarczy, i dziękuję. - spojrzałam na wyświetlacz i nazwę kontaktu: Daniella W. 😈

- Nie musisz mi dziękować skarbie, taka praca. Nie będę cię dłużej zatrzymywać, pora iść.

- Jedno pytanie.

- Słucham.

- Skąd ten diabełek w nazwie kontaktu?

- Kiedyś zrozumiesz, skarbie. - posłała mi uśmiech, jeden z tych tajemniczych, a zarazem figlarnych.

- Do widzenia, pani Winter

- Do widzenia, Elizo.

Morning StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz