Na skraju lasu, niedaleko jeziora otoczonego górami, stał dom. Piękny, wykonany z drewna świerkowego. Z werandą przed wejściem, z piętrem i poddaszem.Ktoś kto był kiedyś w tym domu zaglądnął na poddasze. Zobaczył tam świece, książki, dziwne przedmioty, stare łachy.
Może prawda jest taka, że przedmioty służą do rytuałów, a stare łachy są szatami.
Może są rupieciami, których właścicielka domu nie wyrzuca, a trzyma z sentymentem.
Na parterze w salonie palił się ogień w kominku. Przed nim na podłodze siedziała kobieta w czarnej szacie i pochyloną głową. W dłoniach trzymała maskę wilka, również w czarnym kolorze.
- Wszystko gotowe... Zostało sprowadzenie dziewczyny.
- Zajmij się tym z Gatem.
- Mi nie ufa tak jak tobie. Gate idzie, pokaże jej wspomnienia. Ale to ty musisz go do niej doprowadzić.
*Tydzień wcześniej*
- Jane nie idę do szkoły. Pojebało cię chyba.
- Eliza idziesz. Ja wiem, że jak nie ma sexi matematyczki to nie ma po co iść. Ale kurwa dziś ustalają termin balu.
- Kurwa nie idę.
- Kupię ci likier..
- ... Kawowy?
- Kawowy.
- Chuj niech ci będzie.
Tym oto sposobem, Eliza wraz z przyjaciółką udały się do szkoły na najbliższe kilka godzin.
Od paniki, która miała miejsce po utratach przytomności, minęło kilka dni. W ich czasie dziewczyna dalej na myśl o Danieli, przechodziły nieprzyjemne dreszcze, jak i w szkole się nie pojawiała.
Obawiała się ponownego spotkania zarówno z czarnowłosą, jak i zielonooką blondynką.
- Co mamy pierwsze? - spytała Liz po przekroczeniu progu budynku.
- Polski, a potem informatykę.
- Tyle starczy. Chyba nie chce wiedzieć co mam potem.
- Słuszna uwaga.
Polski minął szybko. Tak samo jak informatyka z panią Sabriną. Następne lekcje były zlepkiem wszystkiego i za razem niczego. Aż do matematyki.
Eliza czekając na dzwonek czuła dziwne uczucie w brzuchu. Był to rodzaj strachu. Obawiała się czy zdoła jej spojrzeć w oczy.
Siedząc pod ścianą, korytarze po dzwonku cichły, a nauczycielki wciąż nie było. Po chwili było słychać stukot obcasów, a zza rogu wyszła blondwłosa kobieta.
Podeszła do drzwi i otworzyła je, przepuszczając uczniów pierwszych. Usiadła za biurkiem i gdy wszyscy byli już gotowi odezwała się ciepłym głosem.
- Dzień dobry. Nazywam się Leori Savares i od niedawna jestem psychologiem szkolnym w tej placówce. Z powodu nieobecności pani Winter przeprowadzę z wami zastępstwo. Jako że matematyka jest moją słabą stroną, ta lekcja jest dla was.
Kończąc mówić, jej wzrok zielonych oczu spoczął na Elizie. Intensywny kolor zieleni, z fascynacją patrzył w błękit bezchmurnego nieba.
Dziewczyna czuła ciepło na policzkach, i momentalnie spuściła głowę. Kobieta wzbudzała u niej sprzeczne emocje.
A może to tylko dlatego, że przypominała jej Juliett?Stłumione przekleństwo opuściło jej usta. Z kieszeni wyciągnęła telefon wraz ze słuchawkami i włączyła losową playlistę.
Zasłuchana patrzyła tępo w ławkę, aż w uszach rozbrzmiała piosenka, która doprowadziła myśli tam gdzie nie powinna
"Powoli się tu zbliżam, szybko patrzę i tańczę
Ludzie na parkiecie kręcą się jak głodne szarańcze [...]
Oczy lekko zielone, uśmiechem doprawione
W sukience jest czerwonej, chyba znalazłem żonę […]
Ty nie czaisz naszych faz, jesteśmy ostro zniszczeni
Sporo ludzi wokół nas, cały parkiet się mieni […]"Jej wzrok mimowolnie zawędrował na psycholożkę. Oddech zgubił drogę do płuc, a język mimowolnie przejechał po wargach, które przygryzły zęby. Przez kręgosłup przeszedł przyjemny prąd.
Piosenka dobiegła końca, równo z dzwonkiem na przerwę. Dziewczyna jako jedna z pierwszych wyszła z klasy, kierując się do łazienki.
- Kurwa mać by cię wzięła. Cholera jedna... - szeptała pod nosem przemywając twarz zimną wodą, by rumieńce z policzków znikły.
- Ugh!
- Tu jesteś. Tak żeś wyleciała z tej klasy, że Savares nie zdążyła cię zawołać. - usłyszała głos Jane
- Co chciała? - odpowiedziała wycierając twarz ręcznikiem.
- Nie powiedziała co. Tyle żebyś przyszła do niej po lekcjach.
- Jakbym kurwa miała czas.
- Rozumiem, że wiesz co chce?
- Aha, ostatnio zemdlałam, można powiedzieć, że na jej widok...
- A to. Martwi się kobieta, powinnaś iść.
- Iść to powinnam na wychowawczą, tak samo jak ty.
- Też racja.
Na wychowawczej ustalili termin balu, wraz z konsultacją z innymi klasami. Padło na luty czternastego, piątek.
Po zakończonych lekcjach, tak jak powiedziała, tak nie poszła do psychologa.
W domu zastała spakowane walizki i biegającą rodzicielkę.
- Coś się stało? - spytała dziewczyna, podejrzewając co.
- Eliza, skarbie... - zaczęła
- Nie skarbuj mi tu.
- Mam kolejną delegację, dziś wieczór wyjeżdżam.
- Zajebiście.
- Elizabeth język!
- Aha, jasne. Jestem u siebie.
- Babcia była! Zostawiła ci coś w pokoju! - usłyszała krzyk kobiety z dołu będąc prawie przy drzwiach do swojego azylu.
Weszła do środka, zamknęła drzwi i udała się do biurka. Na jego blacie leżała książka.
Wyglądała na starą, zżółkłe kartki, czarna okładka, na której można było dostrzec przetarty złoty napis.Niestety Eliza nie była w stanie go odczytać. Składał się on ze znaków, których nie rozumiała.
*~~*
- Daniela, dziś o północy bariery anioła znikną. Jej matka wyjeżdża w delegację. On razem z nią.
- Myśli, że to ona. Więcej czasu dla nas.
*~~*
Przebrana, wraz z herbatą w kubku zasiadła przy biurku i wzięła książkę do ręki.
Pod palcami poczuła przyjemne ciepło, a gdy spojrzała po raz kolejny na napis, otworzyła oczy ze zdziwieniem. Przeczytała go.
"Baśnie i legendy od samego początku świata"
Nabrała drżący oddech i otworzyła na pierwszej stronie.
" Skarbie, jeśli to czytasz, wiedz, że nikt się o tym nie może dowiedzieć. Ludzie nie odczytają tych run, za to demony już tak. W twoich żyłach płynie krew ich matki, kochanki Evy, kusicielki.
Wszystkiego dowiesz się z tej księgi. Tytuł jest z lekka mylny.
Uważaj na swoje otoczenie słoneczko.
Miriam Fox"*//*
Hejka, ja z szybkim zakończeniem.
Jeszcze raz dziękuję Olegena za pomysł z imieniem.
I również dziękuję wam, że jesteście.
Do następnego bajoo
CZYTASZ
Morning Star
NouvellesElizabeth Moon, uczennica LO, z pozoru cicha, niczym nie wyróżniająca się nastolatka. Lecz nie bez powodu mówią na nią Lilith. Dziewczyna spotyka na swojej drodze kobietę iście tajemniczą. Spojrzenie jej oczu potrafi w ułamek sekundy odjąć całą pewn...