Rozdział 13

1K 62 1
                                    


- Co mamy?

- Strzelanina w szkole. Dziewczyna dostała dwa razy, bark i udo. Pani obok lekkie otarcia.

- Będzie więcej?

- Nie tylko tyle. Jedna osoba martwa, a trzech napastników rannych przez policję wiozą na inny szpital.

- Dobra zajmę się tą dwójką. Do zabiegowego, pani również. Proszę tu usiąść i zawieziemy panią.

Pielęgniarka zabrała wózek wraz z panią Winter do sali zabiegowej gdzie Eliza już była. Lekarka z pomocą przeniosła dziewczynę na stół, a nauczycielka usiadła obok pod ścianą.

- Zajmij się panią. Ja zobaczę co z dziewczyną. - poprosiła pani doktor. - Okej, jak się pani nazywa? - posłała spojrzenie kobiecie.

- Daniela Winter.

- W taki razie, pani Winter. Pielęgniarka się panią zajmie. Może odpowiedzieć pani na kilka pytań?

- Oczywiście.

- Jak się ona nazywa?

- Elizabeth Moon. - odpowiedziała kobieta. Równie dobrze mogła robić to Eliza, lecz ona aktualnie ledwo kontaktuje po środkach uśmierzających ból.

- A ile ma lat?

- Siedemnaście. Pani doktor, co z nią?

- Rana w barku jest płytka, znieczulimy miejscowo i wyjmę. Z udem jest podobnie. Mocno krwawi bo jest tam dużo krwi. Taki sam proces.

- Rozumiem. Mogę z nią zostać?

- Tak, tylko proszę nie przeszkadzać.

Dziewczyna leżała na boku, twarzą do profesorki. I właśnie ona pierwsza zobaczyła, że leki przestają działać.

- Cholera, gdzie ja jestem? - odezwała się i sykła z bólu.

- W szpitalu. Pamiętasz co się stało? - spytała lekarka.

- Ta.. Pierwsze chcieli panią Winter postrzelić, to zasłoniłam ją swoim ciałem... - lekarka spojrzała się na kobietę, później na Liz i uniosła brwi w zdziwieniu. - Potem kazali wybierać pomiędzy panią Winter, a jakimś chłopakiem... Wybrałam jego i poderzneli mu gardło, a mnie postrzelili w udo.

- Jeśli wybrałaś jego nie powinni go oszczędzić? - zapytała pielęgniarka

- Powinni, ale to była podpucha. Chcieli bym tak myślała.

- Okej, Eliza teraz cię znieczule i wyjmę kule. Pierwsza z ramienia, potem z uda.

Pani doktor wzięła nożyczki i rozcięła bluzę, a następnie koszulkę, odsłaniając plecy.

- Nie było cię tu czasem początkiem września?

- Ano byłam, wnioskuje po pytaniu, że to pani się mną zajmowała?

- Zgadza się. Te plecy długo zostaną mi w pamięci.

- Nie jest pani czasem moim aniołem stróżem? Nic tylko by mnie pani ratowała.

- Zapewniam nic z tych rzeczy. Ty za często pakujesz się w kłopoty. Szwy proszę.

- Raczej one znajdują mnie.

- Dobra, góra gotowa. Później ci ją zabandazuje. Teraz noga.

- Eh szkoda. Lubiłam te spodnie.

- Humor dopisuje, widzę.

- Raczej. Wszystko się dobrze skończyło, pani profesor nic nie jest, to najważniejsze.

- A co z tym chłopakiem?

- Nie znałam go, spędziliśmy tylko razem jedną noc. Nawet nie noc, bo raptem kilka minut.

- Rozumiem. Chłopak z przypadku.

- Dokładnie.

- No skończone. Teraz zabandazujemy nogę. Będziesz mogła normalnie chodzić, tylko nie forsuj za bardzo. Przez kilka dni może boleć przy ruchu. Zalecam zostanie w domu.

- Oj no nie wiem. Szkoła i te sprawy, rozumie pani.

- Matkować ci nie będę, zrobisz jak uważasz. Teraz ramię. Wstań pomału, o właśnie. Daj ściągniemy resztę i zabandazuje przy okazji całe plecy i pościągamy szwy.

Wstałam z trudem i jak lekarka prosiła, pozbyłam się reszty bluzy i koszulki. Stojąc w samym staniku dotarło do mnie, że przecież pani Daniela dalej tu jest. Co oznaczało iż stoję przed nią w samej bieliźnie, a wspomniana kobieta właśnie lustruje mnie od góry do dołu. Zarumienilam się lekko.

- Odpinam zapięcie, Eliza.

Zanim zrozumiałam o co chodzi, pani doktor odpiela mi zapięcie stanika. Szybki refleks pozwolił mi go zatrzymać na swoim miejscu.

- Panno Moon, chyba nie muszę mówić, że jest to konieczne?

- Nie, tylko mogłaby pani nie patrzeć, pani profesor?

- Oczywiście, w końcu jestem twoją nauczycielką i nie wypada. Racja?

Teraz to spłonęłam doszczętnie. Kobieta wstała i podeszła do drzwi. Powiedziała, że będzie czekała za i wyszła. Z lekką niepewnością ściągnęłam stanik, by doktorka mogła dokończyć swoją pracę. Gdy skończyła, kazała usiąść, a pielęgniarkę wysłała po jakieś ubrania zapasowe. Weszła również Daniela. Czułam się przed nią naga. Co prawda miałam majtki... I w sumie tyle miałam. Lekarka w tym czasie poszła po wypis, a ja dostałam jakieś ubrania.

- Nie zdążyłam ci podziękować. Dziękuję Eliza. - odezwała się szarooka i posłała mi uśmiech.

- Nie ma pani za co. Drobiazg. - odparłam ubierając się przy okazji. Dopiero wtedy zauważyłam, że jestem we krwi. - Ach shit... Muszę się umyć.

- Poczekaj chwilę. - kobieta podeszła do umywalki obok, wzięła czystą szmatkę i namoczyła ją w wodzie. - Usiądź drobiazgu. - wskazała na krzesło obok.

Gdy usiadłam czarnowłosa zaczęła przemywać mi twarz z krwi. Następnie szyję, w którą zapatrzyła się na dłuższą chwilę. Wypłukała szmatkę i tym razem zaczęła przemywać resztę odsłoniętego ciała, czyli ręce i uda. Moje policzki płonęły ogniem, a gdy spojrzała w moje oczy serce mi przyspieszyło, a oddech stał się płytszy. Zagryzlam usta, kobieta widząc to oblizała swoje. Była za blisko, czułam jej oddech, przeszedł mnie dreszcz. Matematyczka zamrugała kilkukrotnie i odsunęła się.

- Ubierz się bo zmarzniesz. - zasmialam się na jej słowa i zrobiłam jak kazała. Gdy zaczęłam ubierać spodnie weszła pani doktor. Ha, tak jakby to przewidziała. Co jest nie tak z tą kobietą?

- Proszę wypis i zgłoszenie do kontroli na za dwa tygodnie. Wizytę masz już umówioną, data jest na kartce w wypisie.

- Dziękuję. - powiedziałam już w pełni ubrana, biorąc do ręki wypis.

- Proszę na siebie uważać.

- Postaram się. To jak, pani Winter, idziemy?

- Idziemy.

*//*

Witam w kolejnym rozdziale. Pomału akcja nabiera tempa.

A tak to nie wiem co mogę wam powiedzieć... Udanego sylwestra i dobrej zabawy ludy.

Do następnego, papa

Morning StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz