Rozdział 11

1K 63 2
                                    

Pierwszy listopadowy poranek zaczął się jak na listopad przystało. Zimnym wiatrem i deszczem. Elizabeth siedziała w pokoju, dokładniej na parapecie, opatulona w koc. Na biurku obok stał kubek z parującą herbatą, a w dłoni dziewczyny znajdowała się książka. Przyjemny akompaniament deszczu uderzającego o szybę koił ją i uspokajał.
Uwielbiała deszcz. Jak była mała, często podczas takiej pogody, wychodziła na podwórze i z bosymi stopami tańczyła w deszczu. Mama jej wtedy mówiła, że wygląda jak mały aniołek, chcący wytańczyć drogę, przez krople do góry, aż po same chmury. I za każdym razem po takim tańcu, czekały na nią kubek ciepłej herbaty i kocyk.
Liz miała smykałkę do tańca. Zapisana na zajęcia taneczne szybko się uczyła. Wydawać by się mogło, że właśnie rodzi się nowa gwiazda w świecie tańca. Jakże bardzo się pomylili. Podczas tańca na konkursie, Eliza miała innego partnera. Nie potrafiła się z nim zgrać. Rozchodzili się, gubili rytm, i zaufanie do partnera. W momencie, którym po występie została zwyzywana od nieudolnych tanecznie, po idiotkę o lewych nogach, przestała tańczyć.
A tak jak przestała tańczyć, tak zaczęła rysować. Sama krok po kroku i kilkunastu nieudanych próbach, w końcu to opanowała na zadowalającym ją poziomie. Ale gdzieś ta pierwotna intryga taneczna pozostała, poprzez słuchanie muzyki, która stała się nieodłączną częścią jej życia.
Takim właśnie sposobem minął jej cały weekend, co oznaczało powrót do rzeczywistości. Czemu? Bardzo proste. Eliza miała zasadę, że na weekendzie jest tylko ona. Zero kontaktu ze światem, zero ludzi, którzy cały czas coś chcą. Jedynie osoby, które miały jej numer telefonu, mogły uzyskać jakieś zainteresowanie. A, nieoszukujmy się, ten numer miało bardzo niewiele ludzi.

Poniedziałek zapowiadał się chłodno, jak i deszczownie choć nie padało na obecną chwilę. Eliza ubrana i ogarnięta wyszła z domu, prosto w kierunku szkoły. W uszach miała słuchawki by jakkolwiek umilić sobie drogę. Pół godziny później była na miejscu, wchodząc do budynku zadzwonił dzwonek na pierwsze lekcje. Skierowała się na schody i weszła na piętro do klasy gdzie miała mieć polski.
Zdążyła na styk, pani Dominica właśnie wpuszczała uczniów do środka. Gdy dziewczyna przechodziła obok nauczycielka posłała jej zdziwione spojrzenie. No tak... Zapomniała, że szamponetka wciąż utrzymuje się jej na włosach. Usiadła w swojej ławce obok Jane, a ta od razu ją zagadała.

- Widzę, że kolorek się trzyma. - spojrzałam na nią podejrzanie, mrużąc oczy

- Czy ty coś insynuujesz?

- Nie... Ależ skąd ten pomysł...

- Tylko nie mów, że to nie była szamponetka. Jane... - przyjaciółka posłała mi tylko swój zniewalający uśmieszek, który na mnie nie działał i już wiedziałam, że ta mała szuja farbowała mi włosy na czerwono farbą trwałą. - Kurwa serio?

- Ostatnia ławka nie gada. - odezwała się nauczycielka, a ja już do końca lekcji nie zamieniłam słowa z Jane.

Jak ona mogła to zrobić? Założę się, że to pomysł tego idioty Lucasa...
Po skończonej lekcji idąc na piętro wyżej, ludzie posyłali mi zdziwione spojrzenia, inni wskazywali palcem. No tak, oto przed wami kroczy demon Lilith, który wygrał finał sezonu i jeszcze zakład. Ha! Nic lepszego tylko się zmyć by problemu nie było. Tylko że problem dopiero miał przyjść...

Zaczęła się matematyka, pani Winter weszła do klasy i po sprawdzeniu obecności zaczęła prowadzić lekcję. Wszystko było w porządku, dopóki zza okna nie doszedł głuchy dźwięk grzmotu. Spojrzałam za okno w momencie, w którym uderzył piorun..

/Flashback/

Patrzyłam prosto w stalowe tęczówki mojej nauczycielki. Wyglądała trochę inaczej niż zwykle. Bardziej seksownie, pociągająco i kusząco.
- Dobra robota pani profesor. - odezwał się jeden.
- Racja, Lucy będzie zadowolona, że znalazłaś naszą ostatnią zgubę.
- Weźmy ją ze sobą, Az.
- Jak chcesz wziąć nowo przebudzonego Gate? Dobrze wiesz co się wtedy stanie. Zostawmy ją Danieli, wszakże ona należy do niej. Chodźmy, Cerber ma trop naszego uciekiniera. Powodzenia Dani, tylko jej nie zagryź na śmierć.
- To już nie twój problem.

/End flashback/

Zamarłam. Co to właśnie było? Przecież nic takiego nie miało miejsca. I te postacie... Az i Gate... Czy ostatnio czasem pani Winter nie rozmawiała z kimś o tym imieniu?

- Elizabeth? - usłyszałam gdzieś z oddali jej głos. Skierowałam głowę w tym kierunku i moje oczy się rozszerzyły. Oblizałam dolną wargę na widok przed sobą. Pani Daniela stała przy tablicy w kusej sukience, która uwydatniła jej kobiece atrybuty. - Zapraszam do tablicy.

Zaraz.. czy ja właśnie miałam iść do tablicy i nie zwariować? That's impossible. Zebrałam się w sobie i podeszłam by rozwiązać przykład. Zaczęłam to robić, gdy znów zakuło mnie w głowie i spojrzałam w bok na nauczycielkę. Stała oparta biodrem o kant biurka, na ustach miała figlarny uśmiech i co jakiś czas jeździła po nich językiem patrząc prosto w me oczy. Zabrakło mi powietrza w płucach, a policzki zapłonęły soczystym rumieńcem. Ból przybrał na wadze i gdy już miałam mówić, że nie dam rady, ustał tak jakby go nigdy nie było.

Zauważyłam, że przykład już rozwiązałam, a nauczycielka miała na sobie czarne spodnie i do tego koszulę czerwoną... Poczułam się zmieszana. Co to było? Czy ja oszalałam, czy uderzyłam za mocno w głowę? Właśnie miałam wracać na swoje miejsce, gdy na korytarzu rozległ się strzał i krzyk, a drzwi od klasy otworzyły się gwałtownie.

Morning StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz