Rozdział 27

886 57 2
                                    


- Zatem Eliza, kontynuuj. - poprosiła kobieta. - Co było gdy nas zobaczyłaś?

- Czułam jak bolą mnie uszy, dłonie, oczy i plecy. Wargę rozcięło mi coś ostrego, z oczu popłynęły chyba krwawe łzy, a z pleców coś wyszło. Niewiele pamiętam. Tak jakby to był sen, zasłania mi to mgła. Byłam jak pijana, a otrzeźwienie przyszło następnego dnia. - przerwała na chwilę by spojrzeć na panią Winter i dostrzec jej ciekawski wzrok. Taki intensywny, jakby chciała ze mnie wszystko wyciągnąć, i wszystko wiedzieć. Ciekawe o czym myśli...

- Co było potem?

- Nic nadzwyczajnego się nie działo, aż do poniedziałku... - spuściła głowę, a już lekko wilgotne włosy opadły na jej twarz, chowając przed zdradzieckim rumieńcem na to wspomnienie.

- Z tego co wiem, mamy w poniedziałki lekcje. Możesz bardziej uściślić?

Ja pierdole, jak chuj się ze mną droczy. Nosz kurwa mać. Przecież dobrze wie co się wtedy stało. Mam przejebane

- Była matematyka.. i za oknem burza. Gdy uderzył piorun, przypomniał mi się moment wyścigu, w którym panią rozpoznałam i fragment rozmowy. Była mowa o kilku osobach, Az, Gate, Lucy, Dani i Daniela.

- Wybacz, że przerwę. Od razu naprostuję imiona. Az, czyli Azazel, Gate tak samo, niestety Lucy nie mogę  wyjaśnić. Zaś Dani i Daniela to to samo imię, i chodzi tu o mnie. - zagryzła wargę, a cisza podpowiadała jej, że powinna kontynuować.

- Następnie miałam rozwiązać przykład... - zawiesiła się

- Ah tak, pamiętam. Patrzyłaś na mnie jakbym stała ubrana w kusą sukienkę i miała się zaraz na ciebie rzucić. Przerażenie i niedowierzanie było wymalowane bardzo dokładnie. Ale spokojnie tylko ty to widziałaś, a ja twoją minę. Dla innych wyglądało tak jakbyś normalnie rozwiązywała przykład i nic nie miało miejsca. - odparła widocznie dumna z siebie Daniela, a na jej ustach pojawił się uśmiech pełen zadowolenia i satysfakcji.

- Czyli to nie był omam, i pani naprawdę tak.. wtedy.. ugh - dźwięk załamania opuścił gardło dziewczyny, a twarz zakryła rękami, by stłumić inne dźwięki żenady tą sytuacją.

- No już nie załamuj się. Przyznaj, że widok ci się podobał. - przełknęła gulę w gardle, ale nic nie odpowiedziała. - Eliza twoje ciało samo cię zdradza. Nie ukryjesz tego przede mną.

- Potem do sali weszli mężczyźni w czerni. Widziałam jak ten, który mierzył do pani napina mięśnie i pociąga za spust. Tylko dlatego pani nic się nie stało. A gdy na korytarzu kazali mi wybierać, pomiędzy waszą dwójką, usłyszałam głos, który kazał wybrać chłopaka.

- Również moja sprawka. Tak pozwól, że odejdę od tematu. O co chodzi z tymi zakładami? Podobno przegrał i się z nim przespałaś, prawda to? - jej głos stał się jakby zimny, a nuta dominacji kazała jej odpowiedzieć.

- Na wyścigach można się zakładać. Przejęłam tradycję zakładu "Jeśli ja wygram, ty idziesz ze mną. Jeśli ty wygrasz, ja pójdę z tobą". Założyłam się z nim i wygrałam, co znaczyło, że to on szedł do łóżka ze mną. Ja miałam pełną kontrolę. Więc tak przespałam się z nim. I jak każdy kto ten zakład przegrał, zginął.

- Tak, pamiętam. Wspominałaś mi już o tym. Jak i o wielu innych, prywatnych sprawach. Ale teraz nie o tym. Wróćmy do tych nienormalnych rzeczy.

- Później się to trochę uspokoiło.. - po raz kolejny się zawahała. Nie wiedziała, czy wspomnienie jej o tym jak przeleciała swoją uczennicę, będzie dobrym pomysłem.

- Nad czym tak myślisz? - w głosie kobiety dało się słyszeć coś na kształt lekkiej obawy. Czyżby się domyślała, o co chodzi?

- Ostatni moment, który pamiętam, to ten sprzed kilku dni. Chciała pani ze mną porozmawiać, ale ja nie byłam jakoś chętna. Po rozmowie z Jane zmieniłam zdanie.... Lecz jak wiemy nie dotarłam pod pani drzwi....

- Bo jak wiemy widok za nimi był bardzo przejmujący i podniecający. Jak i również tak straszny, że aż uciekłaś. - odparła ironicznie nauczycielka patrząc spod przymkniętych powiek na zakłopotaną brunetkę. - A pod wpływem bardzo ciekawych emocji po raz drugi na moich oczach się przemieniłaś. Czy jest coś jeszcze co powinnam wiedzieć? - wyczuła złość w jej głosie.

I tak mam już przejebane. Z naszej rozmowy wynika, że robiła to specjalnie. Tylko po to by zobaczyć jak się przemieniam? Ten pocałunek nie powinien mieć miejsca. Muszę jej przypomnieć jak się kończy bliższy stosunek ze mną.

- Nie wiem na co pani liczy. - zaczęła z pozoru spokojnie Eliza. - Jeśli myśli pani, że jestem łatwą zdobyczą, tak jak tamtą dziewczyna, to się pani myli. Każdy, ale to każdy z kim spałam, choć bardziej pasuje określenie pieprzyłam, nie żyje. Niosę ze sobą śmierć. Więc ostrzegam, że jedyne co panią spotka oprócz chwilowej przyjemności, będzie śmierć.

- Zdaje sobie z tego sprawę, Elizabeth. Dlatego tu jesteś. Jest w tobie cząstka Śmierci, przekazana przez poprzedniego właściciela. Tym poprzednim, była blond włosa kobieta, o zielonych oczach. Znasz jej imię, prawda? Juliett. Była Aniołem Śmierci, ścigana od wieków przez Archanioły. Chcieli oni posiąść jej moc. Moc, która zabierała życie. Dwa lata temu ją znaleźli, i w dzień jej śmierci podczas wyścigu przekazała ją tobie. Po tym jak odjechałaś, pojawiły się Anioły, ale zastali tylko zwłoki zwykłego człowieka. - zamilkła na chwilę by dziewczyna mogła przyswoić te informacje do siebie.

- Więc, czemu oni wszyscy umierali?

- Przekazała ci tę moc podczas waszego pierwszego razu. I uaktywniała się tylko wtedy. Ostatnio coraz częściej zaczęłaś tracić nad sobą panowanie i zostawiać więcej trupów.

- Będę mogła kiedyś...

- Wrócisz do normalności, kiedy opanujesz tę moc. A żeby to zrobić, musisz ją wywołać. Co za tym idzie, albo emocje, albo stosunek seksualny.

Eliza pochyliła się do przodu, opierając ręce o kolana i chowając twarz w dłoniach. Nie chciała, by starsza kobieta widziała jej przerażenie w oczach.

Czy tego chcę czy nie, jestem na nią skazana. A co za tym idzie? Prędzej czy później się na nią rzucę. Tak... To bardzo przyjemna wizja. Jej pode mną.

*//*

No hej, hej.

Jak tam u was leci?

Na obecną chwilę, nie wiem jak będzie z tymi rozdziałami. Nie mam ani czasu, ani weny na ich pisanie

Morning StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz