Rozdział 28

907 58 0
                                    


Słońce świeciło w zenicie, odbijając swe promienie od białego śniegu. Eliza całkiem zapomniała, że przecież jest grudzień, że niedługo święta, a jej nie ma w domu. A szkoła? Miała tyle pytań do profesorki.

Siedziała w salonie przed kominkiem i popijała ciepłą herbatę. Obok na fotelu siedziała szarooka piękność.

Tuż po tym jak oznajmiła młodszej w jaki sposób można obudzić Śmierć, poszła zrobić herbaty, zostawiając ją ze swoimi myślami, sam na sam.

- Kiedy pani po mnie przyszła? - przerwała ciszę Eliza, patrząc kątem oka na kobietę.

- Sobota.

- Z tego co pamiętam, to całe to coś miało miejsce w środę.

- Utrata poczucia czasu. W środę zaczęłaś razem z nimi orgię, co oznacza, że obudziła się twoja druga natura. Ona zaś zaczęła się rozkoszować taką ilością osób w jednym miejscu i czasie. Nie było z tobą kontaktu, aż do soboty rano gdy do ciebie zadzwoniłam.

- A co ze szkołą? Przecież nie mogę teraz tak nagle zniknąć.

- Obecnie jest przerwa świąteczna, aż do stycznia. Jakieś dwa tygodnie. Święta są już za kilka dni.

- Będę mogła wrócić? - zapytała z nadzieją brunetka

- A będzie do kogo? - odpowiedziała z sarkazmem nauczycielka. - Zobaczymy, jak na razie zostaniesz tu.

- Kim, lub czym pani jest?

- Racja, miałam ci to wyjaśnić. Zacznijmy od początku, jak już wspominałam. Pochodzę z samego piekła i jestem jednym z siedmiu głównych demonów. Posiadam kilka umiejętności, jedna z nich jest teleportacja, czego byłaś sama świadkiem. Inną jest umiejętność sugestii, również byłaś jej świadkiem.

- A inne?

- Dowiesz się w swoim czasie.

- A jak to...

- Jest być demonem? - dokończyła pani Winter za nią - Jak wspominałam, nie jestem dobrą osobą. Przez wiele lat źle robiłam. - odpowiedziała obojętnie.

- Jeśli pani chce, może pani powiedzieć. Wysłucham, co leży pani na sercu.

- Jeszcze nie pora na to dziecino. Głodna? - spytała wstając z fotela i kierując do kuchni

- Chyba tak...

Wieczór nastał szybciej niż się spodziewała. Czas po obiedzie kobieta zostawiła Elizie wolny, że tak to nazwę. Sama udała się pozałatwiać kilka ważnych kwestii, a dziewczyna na spokojnie mogła przyswoić zdobyte informacje.

Na początku ciężko było jej w to uwierzyć.
Ja? Śmiercią? Ona demonem? Kurwa i co jeszcze.
Lecz z czasem zaczęła łączyć fakty w jedną całość. Z trudem przyznała przed sobą, że nauczycielka ma rację i mówi prawdę.

Z letargu w jaki popadła wyrwał ją dzwonek telefonu, na którego ekranie widziała nazwę osoby, której się najmniej teraz spodziewała.

- No co tam? - spytała z lekkim dystansem, jak to miała już w zwyczaju.

- Eliza, skarbie, wszystko w porządku? - yup, to była jej rodzicielka.

- No raczej tak. Wszystko okej. A coś się stało, że dzwonisz?

- Liz, nie wiem jak ci to powiedzieć.

- Najlepiej bez owijania w bawełnę.

- Eh.. Nie wrócę na święta. Firma podpisała kontrakt z agencją na współpracę. Jej start oficjalnie rusza w wigilię, na której muszą być...

- No już, dobra. Nie tłumacz się. Rozumiem. Sprawy ważne i ważniejsze, na które wpływu się nie ma. - przerwała, by nie słuchać po raz kolejny tych wymówek.

- Eliza, ja naprawdę...

- Ty zawsze, na prawdę, a jednak na niby. Baw się dobrze, nie zaprzątaj sobie głowy mną, dam radę. Wesołych i szczęśliwego. Cześć.

Rozłączyła się nie dając się jej pożegnać. Tak jak na początku rozmowy siedziała, tak teraz stojąc przy oknie patrzyła na jezioro. Niewiele myśląc rzuciła telefon na fotel, i podeszła do drzwi wejściowych. Obok na wieszaku znajdował się czarny płaszcz. Ubrała go na siebie i wyszła z domku.

Kroki skierowała w stronę jeziora. Nie odczuwała zimna idąc w płaszczu i skarpetkach. Doszła na pomost i usiadła na nim. Patrzyła w dal nieobecnym wzrokiem, takim bez emocji. Chwilę później policzek został naznaczony mokrą ścieżką łzy.

Kolejne święta, które spędzi sama. Dlatego ich nienawidzi.

Kolejna łza przetoczyła się po chłodnym policzku, a z gardła wydostał się stłumiony szloch. Czuła odrazę, pogardę i nienawiść mieszającą się ze smutkiem. Ukryła twarz w dłoniach, dokładnie w momencie, kiedy obok pojawiła się pani Winter.

- O takie emocje mi chodziło. Choć nie wiem co je spowodowało, postarajmy się teraz zawładnąć twoją drugą stroną. Okej? - jej kojący głos przyniósł ulgę Elizie, która kiwnęła głową na potwierdzenie.

- Skup się na instrukcjach, które będę mówić. Czujesz ten gniew, złość, te wszystkie emocje. Nie tłum ich w sobie, pozwól im wyjść. - dziewczyna bardziej pochyliła się do przodu, a w rozpaczy jaka ją ogarnęła, złapała się za włosy.

Pov. Eliza

- Tak, właśnie tak. - słyszałam jak mówi. - Teraz poszukaj w sobie tą małą iskrę, która została w tobie.

Posłuchałam się. Odnalazłam ją w sercu, tam gdzie niegdyś było miejsce dla Juliett. Była tam i czekała, aż po nią przyjdę.

~ Zaufaj jej Eliza. Chce twojego dobra, chce ci pomóc.

Poczułam, jak zaczyna ogarniać mnie spokój. Mrowienie przetoczyło się po moim ciele, by skumulować się w plecach. Całkiem przyjemne uczucie. Usłyszałam bicie serca, ale nie mojego, jego nie słyszałam. Uderzenia były trochę spowolnione, niż u normalnego człowieka. Poczułam odurzający zapach kobiecy perfum, które rozpoznała bym teraz wszędzie. Uniosłam głowę by zobaczyć świat wyraźniej, a następnie by spojrzeć w szare oczy.

- Udało ci się. - wyszeptała kobieta i podała mi rękę, bym wstała. Będąc na nogach poczułam lekki ciężar na plecach. Profesorka ruchem ręki wskazała mi taflę wody, na którą spojrzałam.

Szok i niedowierzanie było bardzo dobrze wymalowane na mej twarzy. Czerwone oczy, włosy zostały takie jakie miałam. Uszy wydłużyli się do szpica, na kształt tych elfich. Zza pleców zaś wystawały duże, czarne skrzydła. Coś wspaniałego.

Po raz kolejny spojrzałam na panią Winter, ale tym razem obraz mi się zamazał i straciłam przytomność.

*//*
Hej hej, jestem. Nie zapomniałam o was.

Rozdział czasowo późno, bo dużo pracy było, przy której brała mnie kurwica z nerwicą.

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Może zbyt dużo nie wyjaśnia, ale jednak jest.

Do następnego 🤗

Morning StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz