Atmosfera w domu państwa Olson, jak zwykle była cudowna. Od progu przywitał ich zapach przygotowywanych potraw, wraz z delikatnym aromatem igliwia. W tle grały świąteczne piosenki. Eliza lubiła przebywać u Jane, w takich momentach, czy choćby normalnie bez specjalnych okazji.- Mamo! Patrz kogo przywiało! - krzyknęła Jane gdy tylko przekroczyły próg kuchni.
- Kogo ja widzę. Eliza, jak miło cię widzieć. Niezmiernie mi miło, że przyjęłaś nasze zaproszenie.
- Dzień dobry pani Natasho, panią również dobrze widzieć. Pomóc w czymś?
- Nakrycie z Jane do stołu. Tutaj już kończę.
Natasha Olson była kobietą średniego wzrostu, o brązowych włosach i niebieskich oczach. Jane była do niej bardzo podobna. Odkąd dowiedziała się, że czasem święta spędzam sama, zaczęła mnie zapraszać do nich. I nieoficjalnie mnie adoptowała, więc jestem u nich zawsze mile widziana.
Kończąc nakrywać do stołu przyszedł pan Robert Olson, wraz z synem Thomas'em.
- O kogo moje oczy widzą. Dobrze cię widzieć Eliza. - odezwał się mężczyzna
- Pana również dobrze widzieć. Cześć Tom, jak tam? - spytałam młodszego chłopczyka.
- Liza Mikołaj był!
- Żartujesz? Serio? - udałam zdziwienie.
- Tak, choć pokażę ci. Jest dużo prezentów!
Chłopczyk zaprowadził nas do salonu, gdzie pod choinką znajdowały się prezenty. Chwilę później głowa domu zawołała na kolację.
*//*
Wybiła godzina osiemnasta, gdy wszystkie miejsca przy okrągłym stole zostały zajęte przez dziewięć osób. Każde z nich było ubrane w koszulę o danym kolorze, czarny dół i tego samego koloru marynarka.
Po zapoznaniu się z kulturą stworzeń, kobiety nosiły czerwone koszule, mężczyźni zaś w innych kolorach niż wyżej wspomniany. Pod kołnierzem, wokół szyi zawiązany był krawat. Kobiety oczywiście nie musiały go wiązać.Spośród całej dziewiątki wyróżniały się trzy postacie. Dwoje mężczyzn i kobieta. Cała trójka miała czarne, postrzępione koszulki. Różnił ich kolor spodni. Pierwszy mężczyzna o czarnych włosach miał białe, drugi szaro włosy, miał ciemno szare. Kobieta o czarnych włosach miała je szare. Tylko oni nie byli w garniturach.
Wstała białowłosa kobieta, w czerwonej koszuli, czarnym krawacie, i o czerwonych oczach.
- Witam was wszystkich na spotkaniu podsumujący ten rok. Wydarzyło się dużo, więc przejdźmy od razu do rzeczy. Astaroth zacznijmy od ciebie.
Mężczyzna w krótkich czarnych włosach, oczach koloru pomarańczowym i krawacie o tym samym kolorze, na tle czarnej koszuli wstał.
- Aniołowie po zgubieniu tropu Śmierci, dwa lata temu zaprzestali poszukiwań. Niestety w ostatnim czasie doszło do masowych morderstw i zaniepokojeni powracają na ziemię. Trzeba będzie uważać na wszystkie duchowe miejsca i osoby - tam najpewniej będzie ich najwięcej. Archaniołowie też zejdą... I tu zaczyna się problem. Mało mi na ten temat wiadomo. - skończył mówić i usiadł na swoim miejscu.
- Hm... Azazel, zapisuj wszystko, później się nad tym zastanowimy.
- Oczywiście, moja pani. - odezwał się czerwonowłosy mężczyzna z rogami na głowie, a krawacie czerwonym i złotym spojrzeniu.
- Szatanie, proszę raport.
Niezidentyfikowana chmura czarnego dymu, unosząca się nad krzesłem otworzyła czerwone oczy.
- Ziemskie demony spisują się dobrze. Tropią nasze ptaszki białe, sprzątają po nienasyconej Śmierci, która bardzo sobie upodobała mordowanie poprzez seks. Tak to jest wszystko w porządku.
- Kurwa Szatan, mogłeś oszczędzić szczegółów... - odezwał się szarowłosy mężczyzna.
- Jeden, zamknij się. - sykła kobieta obok.
- Cerber, słucham co masz do powiedzenia. Trzy, ty zacznij. - posłała spojrzenie mężczyźnie w białych spodniach, który wstał i zaczął mówić.
- Wytropiliśmy Śmierć, jej poprzedniczkę. Zdobyliśmy informacje. Wytropiliśmy również kilku białych ptaszków, a ich skrzydła są okropnie pierzaste.
- Dwa, informacje. - wstała kobieta o szarych spodniach
- Moja pani. Poprzednia Śmierć, nie żyje. Mimo naszych podejrzeń, że się gdzieś zaszyła - jest martwa i od dwóch lat leży w grobie. Zostawiła jednak po sobie nowego właściciela.
- Dziękuję Cerber. Skoro jesteśmy już przy Śmierci, Danielo. - szarooka kobieta wstała i zaczęła mówić chłodnym głosem.
- Śmierć znajduje się w moim posiadaniu. Za pomocą odpowiednich metod, pokazała mi swoją drugą stronę. To jest ona, pierwsza Śmierć.
Nastała długa cisza po wypowiedzeniu tych słów. Wszakże wszyscy obecni zdawali sobie sprawę, że jeśli jest to pierwsza Śmierć, to nie może ona znaleźć się w posiadaniu sił niebieskich. Równowaga zostałaby wtedy zachwiana. Ona musi pozostać neutralna, a jak już to sama wybrać stronę.
- Gate?
Blond włosy mężczyzna o fioletowych oczach i takim samym krawacie wstał.
- Wejście jest dobrze strzeżone przez najlepszych wojowników. Każdy kto chce wejść musi się pierw skontaktować ze mną. Nikt nieproszony nie wejdzie do piekła.
- Rozumiem. Ktoś ma coś jeszcze do dodania? - milczeli wszyscy. - Azazel, chce widzieć raport jutro na moim biurku. Daniela, zostań na słówko. Reszta może się rozejść.
Gdy wszyscy opuścili salę spotkań i zostały dwie kobiety, pierwsza odezwała się białowłosa.
- Po twojej wypowiedzi, rozumiem że metoda poskutkowała.
- Poskutkowała, choć nie było łatwo.
- Mogę znać szczegóły?
- Nie jestem pewna, czy aby na pewno chcesz..
- Danielo, to rozkaz.
- Oczywiście Lucyferze. - skłoniła pokornie głowę. - Kazałam jej przyjść do mnie, wiedziałam, że tego nie zrobi. Podkusiłam jej przyjaciółkę do nakłonienia jej do tego. Później znalazłam swoją ofiarę. Gdy ona stała pod uchylonymi drzwiami, widziała jak w tym czasie pieprzyłam uczennicę, by po chwili napić się jej krwi. Widziała wszystko, a owoc był natychmiastowy.
- Przebiegły z ciebie wampir. Dlatego jesteś w kręgu Siedmiu. Przebiegła, okrutna, nieprzewidywalna. Co zamierzasz zrobić dalej, Danielo?
- Oswoić jej drugą stronę. Tak by bez wahania nam ufała. Mi ufała.
*//*
Hej hej
Jak tam wam leci życie?
Co myślicie o rozdziale? Jakieś teorie, spekulacje?
Do następnego 🤗
CZYTASZ
Morning Star
Short StoryElizabeth Moon, uczennica LO, z pozoru cicha, niczym nie wyróżniająca się nastolatka. Lecz nie bez powodu mówią na nią Lilith. Dziewczyna spotyka na swojej drodze kobietę iście tajemniczą. Spojrzenie jej oczu potrafi w ułamek sekundy odjąć całą pewn...