Rozdział 23

908 57 2
                                    

Będąc w domu, Eliza po zostawieniu swoich rzeczy w pokoju i przebraniu się, poszła do kuchni. Tam zastawiła wodę, a z szuflady wyjęła budyń. Gdy woda się zagotowała, wlała ją do połowy kubka i wsypała pomału budyń, mieszając go. Gdyby była w humorze, zapewne dziękowała by za takie coś, jak budyń instant, ale nie stety, nie była.

W pokoju usiadła na fotelu, na słuchawkach załączyła muzykę i w co najmniej dziwnej pozycji zaczęła go jeść. Z boku wyglądało to zapewne jakby się delektowała smakiem, zaś prawda była taka, że oddała się muzyce i rozmyślaniom.

Nie potrafiła zrozumieć, co się stało. Przecież kobieta dawała jej wyraźne znaki, że chce i... Może liczyła na bardziej namiętny pocałunek? A zamiast niego dostała subtelny i delikatny, niepewny. Ale czego oczekiwała. Że dziewczyna rzuci się na nią z rękami i od razu zaliczy? A może tego właśnie chciała? By Eliza się z nią przespała.

Dziwne myśli zaczęły krążyć jej po głowie. Kto wie, gdzie by zabłądziły gdyby nie dzwonek telefonu. Spojrzała tylko na ekran, a widząc imię kobiety zignorowała je. Jakoś nie chciała się z nią konfrontować po tym co miało miejsce kilka godzin wcześniej. Odstawiła kubek na blat i poszła do łazienki. Umyta kładła się spać, gdy zobaczyła jeszcze wiadomość:

Daniela W. 😈
Musimy porozmawiać

Odczytała, ale już nie odpisała. Wiedziała, że konsekwencje mogą być bardzo nieprzyjemne. Zwłaszcza z tą nieobliczalną kobietą.

"Miała zamknięte oczy, a może otwarte? Wszędzie było ciemno, zero oznak jakiegoś światła, czy zarysu pomieszczenia. Mimo iż nic nie widziała, słyszała bardzo dobrze dwa głosy. Jeden z pewnością należący do nauczycielki matematyki.

- Nie ma wątpliwości, że się pomyliłam. - powiedziała profesorka.

- Nie zaprzeczę Danielo - zaczął drugi głos, ale dziewczyna nie mogła go zidentyfikować. - Jednakże musimy mieć pewność, że to Śmierć, albo że miała z nią kontakt.

- Oczywiście, rozumiem L. Niezbyt podoba mi się to co muszę zrobić.

- Przykro mi Danielo, również nie chcę aby tak to się zaczęło. Tak jak ostatnio.

- Zatem nie mam innego wyjścia, jeśli nie chcemy by historia się powtórzyła. Powiadomię cię osobiście, gdy będę wiedziała, czy to ona.

- Zatem do zobaczenia Danielo

- Do zobaczenia... Lucyfer."

Zaspała. To było jej jedyne wytłumaczenie, gdy wbiegła do sali zdyszana i na dzień dobry została przywitana zimnym wzrokiem szarych tęczówek. Profesorka widocznie nie w humorze, odezwała się szorstkim, pozbawionym emocji głosem.

- Widzę, że skoro panna Moon się wyspała, to z radością przyjdzie dziś do tablicy. Zapraszam.

Eliza nic się nie odezwała. Odłożyła plecak i podeszła do tablicy. Nie ukrywała, że jakoś kiepsko ten temat rozumie, ale teraz to była w dupie. W czasie gdy ona odkładała plecak, nauczycielka zapisała działanie. Jak tylko na nie spojrzała wiedziała już, że nic z tego nie będzie. Niepewnie zaczęła je rozwiązywać, ale opornie jej szło. Pani Winter widocznie pozbawiona dziś cierpliwości, po raz kolejny zabrała głos.

- Możesz już wrócić na swoje miejsce. Nie kontynuuj, i tak wynik wyjdzie źle. Pomyliłaś się już na samym początku. Nie ten wzór i równanie. Nie dość, że spóźniona to jeszcze nieprzygotowana. Otrzymujesz ocenę niedostateczną. Teraz wracamy do tematu.

Była w szoku, jak i pewna, że użyła odpowiednich wzorów. Stłumiła przekleństwo cisnące się na usta i zaczęła pisać, co było na tablicy. Nie patrzyła się na nią, wiedziała że zrobiła to specjalnie. Jak i również, że zaczęła ją pomału udupiać z matmy.

Na przerwie idąc na halę sportową, zagadała do niej Jane.

- Ej, coś ty jej zrobiła, że tak zrównała cię z ziemią?

- Też chciałabym to wiedzieć...

- Eliza, ja mówię serio. Przecież ty jako jedyna z całej klasy rozumiesz to dzieło szatana, a ona z takim tekstem..

- Jane, proszę przestań.

- Co przestań! - zaczęła oburzona - Jeszcze kilka dni temu mówiła jakaś ty mądra nie jest i cała nadzieja w tobie, a tu takie coś.

- Kurwa i co z tego? No powiedz mi. Co mam jej powiedzieć, że mam ostatnio za dużo na głowie? Przecież nic sobie z tego nie zrobi. Co ją to obchodzi, myśli tylko o tym by jakaś naiwna laska... - urwała przerażona tym co miała właśnie powiedzieć. Nie poznawała siebie.

- Liz, o czym ty mówisz?

- Mniejsza o to. Nie ważne, okej?

Bez słowa przebrały się i wyszły na halę do reszty grupy. Po rozgrzewce, dziewczyny zaproponowały siatkę. I tym oto sposobem resztę lekcji odbijały piłkę nad siatką. Oczywiście Eliza siedziała na ławce, mimo iż wszystko jest w porządku, lekarka kazała jej się oszczędzać żeby blizny się nie rozeszły.

- Powinnaś z nią porozmawiać. - usłyszała głos Jane obok siebie.

- Ale nie mam takiego zamiaru.

- Eliza, co ci szkodzi spróbować.

- W sumie nic, i tak mam przejebane i tak. - odparła z rezygnacją i podeszła do nauczyciela prowadzącego lekcje.

- Proszę pana, mogłabym iść na chwilę do pani Winter? Mam do niej ważną sprawę.

- Nie ma problemu, tylko wróć przed końcem lekcji.

- Oczywiście, dziękuję.

*//*

Jakieś spekulacje co się może wydarzyć?

W następnym rozdziale, tak dla klimatu, nie będzie mnie na końcu. Dlatego już z tego miejsca chciałam prosić o nie zabicie mnie..

Jednym zdaniem rozpoczynamy rollercoaster "emotional damage", czy coś takiego.

Do następnego i miłego dnia 🤗

Morning StarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz