Rozdział 004

307 12 2
                                    

— O, kurde blaszka! — wykrzyknęła Ula, zerkając na zegar na Pałacu Kultury, który miała akurat w zasięgu wzroku. Za pięć minut miała być na umówionym spotkaniu, więc pobiegła do biurowca, ile tylko miała sił w nogach. Wpadła do budynku jak oszalała, co nie umknęło uwadze czujnego ochroniarza.

— Dzień dobry. Może w czymś pomóc? — zapytał usłużnie mężczyzna w średnim wieku, niechętnie podnosząc się z wygodnego fotela.

— Jestem umówiona na spotkanie na piętnastą w biurze księgowym na siódmym piętrze — wyjaśniła Ula, wyrzucając z siebie słowa z prędkością strzałów z karabinu maszynowego. — Bardzo mi się śpieszy.

— Rozumiem, ale najpierw musi się pani wpisać do księgi gości — pouczył ją ochroniarz. — Takie mamy procedury.

— Trudno, co robić — wymamrotała pod nosem, w pośpiechu wpisując swoje dane w odpowiednie rubryki.

— Proszę, pani Urszulo, oto przepustka — powiedział, zerkając jej na przez ramię na to, co właśnie napisała.

— Dziękuję, pani Stefanie — odparła dziewczyna, spoglądając na tabliczkę przyczepioną do koszuli ochroniarza. Chciała mu pokazać, że ona też jest spostrzegawcza. Bez chwili zwłoki chwyciła kartę i bez problemów przeszła przez bramkę prowadzącą do windy. Na szczęście nie musiała na nią czekać, więc na górze znalazła się punktualnie o piętnastej.

— Dzień dobry, jestem umówiona na rozmowę — Cieplakówna przywitała się z recepcjonistką. Odetchnęła z ulgą, że udało jej się zdążyć na czas.

— Tak, zgadza się. Pani Cieplak, prawda? — odpowiedziała obojętnym tonem młoda kobieta, sięgając po telefon. Po krótkiej wymianie zdań odłożyła słuchawkę i znów odezwała się do Uli. — Zapraszam do sali numer osiem. Korytarzem prosto, trzecie drzwi po lewo.

— Dziękuję — uśmiechnęła się Ula i, odwróciwszy się na pięcie, udała się we wskazanym kierunku. Instrukcja recepcjonistki była precyzyjna, więc dziewczyna bez trudu odnalazła właściwe drzwi. Wzięła kilka głębszych oddechów, by opanować zdenerwowanie i nieśmiało zapukała.

— Proszę! — Usłyszała kobiecy głos, po czym weszła do środka. Znalazła się w obszernej sali konferencyjnej, urządzonej w sposób typowy dla tego rodzaju pomieszczeń. W oczy rzucała się duża ilość okien i gładkie, białe ściany. Pomieszczenie sprawiało dość przygnębiające wrażenie. A wystarczyłaby chociaż jedna doniczka z rośliną postawiona w kącie albo niewielki obrazek, zdjęcie, plakat czy nawet kalendarz na jednej ze ścian i już byłoby przytulniej. Na środku pokoju stał duży, prostokątny stół a przy nim około tuzina jednakowych krzeseł. Na jednym z nich siedziała tęga kobieta o przenikliwym spojrzeniu i przyjemnym uśmiechu.

— Pani Cieplak, nie mylę się? — zapytała, odruchowo odgarniając niesforny kosmyk włosów, opadający na jej czoło. — Nazywam się Marianna Borzemska — przedstawiła się, nie ruszając się z zajmowanego miejsca. — Proszę usiąść.

— Dziękuję — odparła Ula, czując, że ma nogi jak z waty. Dlatego posłusznie zajęła miejsce, czekając na dalsze słowa swojej rozmówczyni. Już po pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej nauczyła się, że nie należy odzywać się bez pytania.

— Przed naszym spotkaniem udało mi się zapoznać z pani życiorysem przesłanym przez pana Macieja Szymczyka — zaczęła swój wywód kadrowa, biorąc do ręki jedną z kilku kartek, leżących przed nią na stole. Zrobiła krótką pauzę, by jeszcze raz przebiec wzrokiem po zapisanej na niej treści. — Nie będę ukrywać, że mam bardzo mieszane uczucia, jeśli chodzi o pani kandydaturę — dodała, poprawiając okulary, które zaczynały zsuwać się z jej nosa. — Nie ma pani żadnego doświadczenia, jeśli chodzi o pracę w księgowości.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz