— Co takiego?! — wykrzyknął przerażony Maciek, a jego podniesiony głos zapewne słychać było w całym budynku. — Aldona nie żyje?! — dodał, a echo powtórzyło za nim to straszne pytanie.
— Może żyje, a może nie żyje. Nie wiem, nic nie wiem — lamentowała Nawrocka, nie przestając płakać. — Mówię panu, że próbowała popełnić samobójstwo i zabrało ją pogotowie. Boże, mam nadzieję, że ją odratują!
— Jak to w ogóle możliwe?! — dopytywał, kręcąc głową z niedowierzaniem. To się nie dzieje naprawdę! Ona tego nie zrobiła! Tu musiało zajść jakieś nieporozumienie!, próbował w myślach zaklinać rzeczywistość.
— Też tego nie rozumiem — westchnęła, ocierając chusteczką wilgotne policzki. — Wydawało się, że miała wszystko, co tak ważne w życiu: wyższe wykształcenie, dobrą pracę, własne mieszkanie i kochającą rodzinę.
— Proszę mi powiedzieć, kiedy to się stało? — dociekał, czując, że zaczyna się trząść jak galareta. Mimo to chciał poznać jak najwięcej szczegółów.
— To było przedwczoraj wieczorem. Nałykała się jakichś proszków i położyła się przy odkręconej kuchence gazowej. Sąsiad, który mieszka naprzeciwko niej, jest nadwrażliwy na zapachy, więc pierwszy się zorientował, co się dzieje. I całe szczęście, bo gdyby nie jego interwencja, to cały blok mógł wylecieć w powietrze — relacjonowała, nie przestając szlochać.
— A co z Aldoną?
— Pogotowie zabrało ją do najbliższego szpitala. Z tego, co słyszałam, jej stan jest bardzo ciężki — odparła smutno. — Straszna tragedia.
— Gdzie jest ten szpital?
— To bardzo blisko, dwie ulice stąd.
— Dziękuję pani za informacje. Muszę już lecieć — pożegnał się i jak strzała wypadł z budynku. Był tak roztrzęsiony, że postanowił nie wsiadać do samochodu, aby nie spowodować żadnego wypadku. Pędem puścił się przed siebie, gorączkowo rozglądając się za budynkiem szpitala. Żeby nie tracić cennego czasu na poszukiwania, postanowił zapytać kogoś o drogę. Zaczepił młodą kobietę z dzieckiem na ręku, ale ta nawet go nie wysłuchała, tylko wydała z siebie niezrozumiały okrzyk i wzięła nogi za pas. Zwrócił się więc do staruszki, która akurat tamtędy przechodziła. Niestety, miała ona tak poważne problemy ze słuchem, że nawet gdy Maciek wykrzyczał jej swoje pytanie wprost do ucha, nie zrozumiała, o co mu chodzi. Próbował pokazać jej na migi, czego szuka, ale i ta próba skończyła się fiaskiem. Kiedy skrzyżował ręce, staruszka sądziła, że chodzi mu o kościół. Kalambury nigdy nie były jego najmocniejszą stroną, ale i kobieta nie była zbyt domyślna, bo kolejne pokazywane przez niego znaki również zinterpretowała nie tak, jakby tego chciał. W pewnym momencie zrezygnował i, machnąwszy ręką na staruszkę, zatrzymał przechodzącego tamtędy młodego chłopaka.
— Gdzie jest szpital?! — wrzasnął Maciek na cały głos, że mężczyzna aż podskoczył.
— Tutaj trzeba skręcić w prawo, a potem cały czas prosto — wyjąkał chłopak, patrząc na Szymczyka z przerażeniem. Jego hałaśliwe zachowanie, nerwowe gesty oraz obłęd w oczach budziły jednoznaczne skojarzenia. — Tylko że oddziału psychiatrycznego tam nie mają.
— Dziękuję! — ryknął Szymczyk, po czym co sił popędził we wskazanym kierunku. Gnany przez strach i niepewność biegł jak sprinter aż do samego wejścia do budynku. W środku trochę zwolnił, bo na korytarzach było o tej porze dosyć tłoczno. W rejestracji dowiedział się od uprzejmej pielęgniarki, że Aldonę znajdzie na Oddziale Intensywnej Terapii na drugim piętrze.
CZYTASZ
A gdyby tak - sezon 1
FanfictionSezon 1 A gdyby tak... wypadki w serialu od początku potoczyły się inaczej? Zapraszam do zapoznania się z alternatywną wersją pierwszej serii Pomysł narodził się wkrótce po zakończeniu serialu, ale dopiero wiadomość o planowanej kontynuacji okazała...