Rozdział 106

125 3 0
                                    

— Niech zgadnę, to zaproszenie na kolację było tylko pretekstem do tego, by dowiedzieć się o sytuację w firmie? — odparł wymijająco Marek, spoglądając podejrzliwie na ojca.

— Nie tylko dlatego nalegałem na spotkanie. Chociaż przyznaję, że już od dłuższego czasu chciałem z tobą porozmawiać na temat firmy. Chyba cię to nie dziwi? — spytał retorycznie Krzysztof.

— Przypominam ci, że niedawno przeszedłeś poważną operację i lekarze kazali ci się oszczędzać — wtrącił Dobrzański junior, posyłając ojcu karcące spojrzenie.

— I z tego powodu mam żyć w błogiej nieświadomości? — zirytował się Krzysztof, robiąc groźną minę. — Zawsze wolałem znać nawet najgorszą prawdę, niż o niczym nie wiedzieć. Wierz mi, że nie ma nic gorszego od domysłów. A ja od wielu dni myślę tylko o tym, jak sobie radzisz, jak sprzedaje się najnowsza kolekcja... podobno dział finansowy do tej pory nie otrzymał żadnych raportów sprzedażowych.

— Aleks do ciebie dzwonił? — bardziej stwierdził, niż zapytał Marek, krzywiąc się z dezaprobatą. — A czy on przypadkiem nie jest na urlopie? — dodał ironicznie.

— Po prostu się martwi. Tak samo jak ja.

— Acha, czyli uważacie mnie za kogoś, kto sobie nie radzi, tak? — obruszył się Dobrzański junior. — Skoro tak, to dlaczego wybrałeś mnie, żebym zastępował cię na stanowisku prezesa? Trzeba było zdecydować się na Aleksa — dodał z wyrzutem.

— Opanuj się — upomniał syna Krzysztof. — Wierz mi lub nie, ale naprawdę dobrze przemyślałem, kogo mam wybrać. Nie powierzyłbym ci tak ważnej funkcji, gdybym z całego serca nie wierzył, że się do tego nadajesz. Tyle tylko, że nikt nie rodzi się z umiejętnościami kierowniczymi. Potrzeba wielu lat ciężkiej pracy oraz żmudnego zdobywania wiedzy i doświadczenia. Dlatego chcę cię wesprzeć, żeby nie było ci tak trudno jak mnie kiedyś. A żebym mógł ci pomóc, muszę mieć pełny obraz sytuacji — wyczerpująco przedstawił swoje stanowisko. — Więc? Co się dzieje w firmie?

— Jakby ci tu powiedzieć... niestety nie wszystko układa się po naszej myśli — odpowiedział Marek, ostrożnie dobierając słowa. — Pierwsze wyniki sprzedaży nie były dobre, a drugie, które przyszły we wtorek, okazały się jeszcze gorsze.

— Masz je ze sobą? — zapytał rzeczowo Dobrzański senior, przyjmując marsową minę.

— Oczywiście. Zaraz ci je przyniosę — odpowiedział usłużnie Marek, podnosząc się z fotela. — Oto one — po kilku minutach przekazał ojcu kilkanaście kartek z szarej teczki, którą wziął ze swojej czarnej aktówki pozostawionej w salonie.

— Mój Boże — wyszeptał Krzysztof, który w miarę studiowania kolejnych stron raportów stawał się coraz bledszy. — Tak źle nie było jeszcze nigdy — ocenił po skończonej lekturze, a bladość malująca się na jego twarzy momentalnie ustąpiła miejsca czerwonym wypiekom. — Jak mogłeś trzymać coś takiego w tajemnicy?! Zdajesz sobie sprawę, że stoimy na krawędzi bankructwa?! Jeszcze trochę i możemy stracić płynność finansową! A ty co? Siedzisz z założonymi rękami i czekasz na cud?! — ryknął, po czym uderzył pięścią w stół tak mocno, że stojące na nim puste filiżanki aż podskoczyły.

— Nie, tato, to nie tak! — wykrzyknął Marek rozpaczliwym tonem. — Nie mówiłem ci o tym dlatego, że chciałem cię chronić! Zależało mi na tym, żebyś się tym martwił!

— Bardzo szlachetnie — rzucił z przekąsem Krzysztof, gwałtownie wstając z fotela. — Kiedy miałeś zamiar powiedzieć mi prawdę?! Już po rozpoczęciu postępowania upadłościowego czy tuż przed?!

— Przecież aż tak źle jeszcze nie jest! — oburzył się Dobrzański junior, któremu też puściły nerwy.

— Ala lada moment będzie, nie widzisz tego?! Te raporty pokazują to tak jasno, że bardziej się nie da! Gdybyś przyszedł do mnie zaraz po otrzymaniu pierwszych wyników, to pewnie drugie byłyby chociaż odrobinę lepsze! A ty nic nie zrobiłeś!

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz