Rozdział 126

105 3 0
                                    

Chociaż Marek miał obawy przed rozmową z Joaśką, to zawarta z Sebastianem umowa zmotywowała go do tego, by jak najszybciej umówić się z nią na spotkanie. Od sobotniego poranka wzbijał się na wyżyny kreatywności i zręczności, by co i rusz dzwonić do Kostrzewskiej w taki sposób, by jego narzeczona tego nie zauważyła. Jednak jego wysiłki na niewiele się zdały, skoro Joaśka ignorowała wszystkie podejmowane przez niego próby kontaktu. Przy trzydziestym nieodebranym przez nią połączeniu Marek przestał je już nawet liczyć. Ogarnięty zwątpieniem zaczął się nawet zastanawiać, czy nie powinien sobie odpuścić. Już nawet zaczął sobie układać w głowie, w jaki sposób wytłumaczy się przed Sebastianem i z tą myślą przespał noc z soboty na niedzielę. Jednak wstawszy z łóżka z nową energią, Marek przezwyciężył zniechęcenie i znowu zaczął wydzwaniać do Joaśki. Odetchnął z ulgą, kiedy dziewczyna wreszcie odebrała — to był jego pierwszy sukces. Drugim okazało się namówienie jej — bez konieczności przywoływania wielu argumentów, jakie miał w zanadrzu — by zgodziła się spotkać z nim jeszcze dzisiaj. Ostatnią poważną przeszkodą do pokonania było opuszczenie domu. Tego już nie mógł zrobić tak, by Paulina niczego nie zauważyła. Musiał zatem wymyślić jakiś sprytny pretekst. Pierwszym, jaki przyszedł mu do głowy, była konieczność pojechania do biura po zapomnianą tam ważną rzecz. I chociaż Febo kręciła nosem, uparcie twierdząc, że przecież to może poczekać do jutra, Dobrzański postawił na swoim i w ciągu pięciu minut od rozmowy z Kostrzewską znalazł się na trasie prowadzącej do jej domu. Łamiąc po drodze większość przepisów ruchu drogowego — z ograniczeniami prędkości na czele — Marek znalazł się przed blokiem Joaśki w ciągu niecałego kwadransa, licząc od momentu wyjazdu z garażu. Zgodnie z umową puścił dziewczynie sygnał i, wysiadłszy z auta, czekał, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Z jednej strony chciał mieć to już za sobą, ale z drugiej — panicznie obawiał się tej konfrontacji. Zdawał sobie sprawę, że poważnie narozrabiał i zwykłe „przepraszam" może tu nie wystarczyć. Był gotów przyjąć od Joaśki każdą karę, byleby tylko wybaczyła mu jego lekkomyślny wybryk, w wyniku którego wtargnął w jej nienaruszalną, prywatną przestrzeń i wystawił na próbę przyjaźń i zaufanie, jakimi go darzyła.

— Cześć — powitał Joaśkę z daleka, nie pozwalając sobie na żaden gest oprócz lekkiego skinięcia głową.

— Cześć, Marek — odpowiedziała oschle, zatrzymując się od niego w odległości około półtora metra. A jej marsowa mina świadczyła aż nazbyt dobitnie o tym, że nie życzyła sobie, by stanęli bliżej siebie.

— Dziękuję, że przyszłaś — przemówił do niej ciepło i łagodnie, mając cichą nadzieję, że ona zrewanżuje mu się tym samym. Wychodził z założenia, że skoro mieli sobie wszystko wyjaśnić, to zdecydowanie łatwiej będzie to zrobić w przyjaznej atmosferze.

— Nie pozostawiłeś mi wyboru — stwierdziła obojętnym tonem, wzruszając ramionami. — Gdybym nie odebrała, to pewnie wydzwaniałbyś do mnie przez całe święta — dodała z wyrzutem w głosie.

— Przepraszam, ale... nie mogłem tego tak zostawić — zaczął się tłumaczyć, czując się trochę onieśmielony bijącym od niej chłodem. — Sprawa jest zbyt poważna, by można było tak po prostu przejść nad tym do porządku dziennego.

— Zgadzam się — potwierdziła z naciskiem.

— A co to jest? — zainteresował się, dopiero teraz dojrzawszy w jej ręku tekturową teczkę.

— Pretekst — odpowiedziała lakonicznie. — Powiedziałam Andrzejowi, że muszę się z tobą spotkać, żeby oddać ci ważne dokumenty, które przez pomyłkę zabrałam z biura. Proszę — wręczyła mu trzymany w dłoni przedmiot.

— Okej, dzięki — bąknął, będąc więcej niż pewnym, że w teczce nie znajdował się żaden dokument. — Oddam ci ją po świętach albo po Nowym Roku. Będzie jeszcze niejedna okazja.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz