Rozdział 170

146 5 21
                                    

Pierwszy września, westchnęła pod nosem Paula. W Polsce był to dzień, którego nie dało się przeoczyć. Na wypadek gdyby ktoś zapomniał, to wszędzie w mediach mówiono i pisano tylko o kolejnej rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej, prowadząc przy tym niekończące się rozważania, czy tym tragicznym wydarzeniom można było zapobiec. Natomiast w Los Angeles życie toczyło swoim rytmem — jak każdego innego, zwykłego dnia. Fakt, że o poranku Tino pojechał do kliniki, żeby osobiście przyjąć jakiegoś bardzo ważnego pacjenta, sprawił, że Paula nie od razu zorientowała się, że była to niedziela. Nie żeby to miało dla niej jakieś znaczenie, bo jej codzienność w Stanach pozwalała łatwo zagubić się w czasie i przestrzeni.

Przyszła pani Ferretti wreszcie zyskała poczucie, że znalazła się we właściwym miejscu. Przede wszystkim rozpoczęła nowe życie u boku mężczyzny, który kochał ją całym sercem — czemu dawał wyraz praktycznie na każdym kroku. A i Paula w końcu zrozumiała, na czym powinna polegać prawdziwa miłość — i zyskała pewność, że to nie to łączyło ją z Markiem. Dopiero patrząc na to z pespektywy czasu, dotarło do niej, że przez te wszystkie lata dusiła się w tym związku. W imię czego? Wspólnej firmy, oczekiwań Dobrzańskich, oddania hołdu nieżyjącym rodzicom? Jakkolwiek było, Paula miała poczucie straconego czasu. Gdyby nie wmówiła sobie, że ona i Dobrzański muszą być razem na zawsze i na wieczność, to kto wie — może Ferretti odważyłby się wyznać jej swoje uczucia dużo wcześniej i teraz byliby małżeństwem z kilkuletnim stażem?

Było, minęło, machnęła ręką Paula, odrzucając te jałowe rozważania. W końcu „są cztery rzeczy, których cofnąć nie sposób: Kamień, który został rzucony. Słowo, które zostało wypowiedziane. Okazja, której się nie wykorzystało. I czas, który przeminął", przypomniała sobie cytat z jakiejś książki, którą niedawno czytała. Najważniejsze, że Tino i ja wreszcie jesteśmy razem, mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, przyglądając się swojemu odbiciu w kryształowym lustrze zabytkowej toaletki, którą dostała od ukochanego. I choć ostatnie tygodnie nie szczędziły Pauli trosk i poważnych wstrząsów, to jednak nie odcisnęły one trwałego piętna na jej powierzchowności. Zdawało jej się nawet, że teraz wyglądała tysiąc razy lepiej niż nawet w najlepszym okresie swojego związku z Markiem. Czy stało się to za sprawą zmiany diety, trybu życia oraz dzięki drogim kosmetykom, czy to miłość miała na nią tak zbawienny wpływ? Jakkolwiek było, Paula czerpała pełnymi garściami z możliwości, jakie się przed nią otworzyły i z jeszcze większą pieczołowitością niż dawniej poddawała się rozmaitym zabiegom pielęgnacyjnym. Nie musiała nigdzie się śpieszyć, więc z rana poświęcała na tego rodzaju czynności nie mniej niż godzinę. Dopiero potem ubierała się — zawsze w jakąś sukienkę, bo dzięki temu czuła się jak prawdziwa dama — i schodziła do jadalni, gdzie służba będąca na każde jej zawołanie podawała jej aromatyczną kawę oraz pożywne śniadanie. A potem — w zależności od nastroju i pogody — Paula zajmowała się czytaniem, spacerowaniem, ćwiczeniami w bogato wyposażonej domowej siłowni lub pływaniem w basenie. Tego dnia zdecydowała się rozsiąść wygodnie na tarasie i tam oddać się lekturze pasjonującej książki, którą zaczęła poprzedniego dnia i była bardzo ciekawa jej dalszego ciągu. Pochłonęło ją to do tego stopnia, że nawet nie zauważyła, kiedy na horyzoncie pojawił się Tino.

— Cześć, kochanie. — Do rzeczywistości przywrócił ją jego zmysłowy szept, po którym Ferretti delikatnie musnął ustami jej jedwabiście gładką skórę na szyi. — Wspaniale wyglądasz — pochwalił ją, zmierzywszy ją wzrokiem od stóp do głów.

— Dziękuję — odpowiedziała z uśmiechem, nawet nie próbując zaprzeczać, co byłoby przejawem fałszywej skromności. Miała świadomość swojej atrakcyjności, którą ze wszystkich sił starała się uwydatnić nie tylko po to, by samej czuć się dobrze we własnej skórze, ale również chcąc podobać się ukochanemu.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz