Rozdział 111

95 2 0
                                    

— To wspaniała wiadomość — ucieszyła się Joaśka. — I do tego przyszła w takiej chwili. Co za przypadek! — dodała, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Wiesz, co to oznacza? Że jesteśmy uratowani! — wykrzyknął entuzjastycznie Marek, do którego dopiero zaczynało docierać, co tak naprawdę się wydarzyło. Nie dość, że jego największy problem najprawdopodobniej rozwiązał się sam, to stało się to w najlepszym możliwym momencie — tuż przed zebraniem zarządu. Zabawne, że jedna wiadomość odmieniła nastrój Dobrzańskiego o sto osiemdziesiąt stopni. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jego niepokój ustąpił miejsca euforii. Być dać jej wyraz Dobrzański chwycił Kostrzewską w ramiona i razem z nią kilkakrotnie obrócił się wokół własnej osi.

— To co teraz? — zapytała rzeczowo Joaśka, kiedy Marek w końcu postawił ją z powrotem na podłodze.

— Po pierwsze, zrób szybko ksero tego faksu — odparł bez zastanowienia, wskazując na trzymany przez nią papier. — Oryginał wezmę na zarząd, bo na słowo mogą mi nie uwierzyć. A kopia będzie dla ciebie. Postaraj się odnaleźć Julię i jej to pokaż. A ona już będzie wiedziała, co trzeba z tym zrobić. Po zebraniu dołączę do was i wspólnie zajmiemy się niezbędnymi przygotowaniami.

— To brzmi jak plan — oceniła Kostrzewska, kiwając głową z aprobatą. — Zaraz wracam — rzuciła na odchodne, kierując się w stronę wyjścia z gabinetu. Dobrzański podążył za nią jak cień, spodziewając się, że dziewczyna udała się do sekretariatu, by od ręki wykonać kopię otrzymanego faksu. Niestety — jak to zwykle bywa w takich sytuacjach — ksero odmówiło posłuszeństwa. Najpierw pojawił się komunikat o braku papieru w podajniku, a po włożeniu do środka ponad połowy ryzy zacięło się coś innego. Wyglądało to tak, jak gdyby maszyna robiła Joaśce na złość i specjalnie nie chciała współpracować. A Marek w milczeniu przyglądał się tym zmaganiom, z trudem powstrzymując się od śmiechu. — Cholerna złośliwość przedmiotów martwych — zirytowała się, z całej siły uderzając ręką w plastikową obudowę urządzenia.

— Przemoc i elektronika raczej nie idą ze sobą w parze — rezolutnie zauważył Dobrzański, wyszczerzając zęby w uśmiechu.

— A co innego mi pozostało? — spytała retorycznie, rozkładając bezradnie ręce. — Chyba będę musiała pójść do ksero w dziale finansowym, bo tego nie uda mi się zmusić do działania.

— Zapomniałaś o tym, które znajduje się w małej kanciapie na końcu korytarza.

— Nie zapomniałam — zripostowała Joaśka bez zastanowienia. — Szkopuł w tym, że wczoraj się zepsuło na amen i dopiero jutro ktoś ma przyjść, żeby się tym zająć. Czyżby to był tydzień spod znaku psujących się maszyn? — westchnęła z rezygnacją.

— Może nie będzie tak źle. Pomogę ci — zaproponował, podchodząc do buntującego się ksero. Marek zastosował znane sobie sztuczki i po paru minutach udało mu się zmusić je do współpracy. — No i gotowe — dodał, dumnie wypinając pierś.

— Jak to zrobiłeś? — zmarszczyła brwi Kostrzewska, spoglądając na niego podejrzliwie.

— Czary — odparł lakonicznie, uśmiechając się tajemniczo. — Przy okazji cię wtajemniczę. A na razie trzymaj swoją kopię faksu, a ja biorę oryginał i lecę na zarząd. Pewnie i tak Aleks wytknie mi kolejne spóźnienie — przewrócił oczami, po czym dziarsko ruszył w stronę sali konferencyjnej.

— Już jestem — powiedział Dobrzański, wchodząc do pomieszczenia, gdzie siedzieli zarówno rodzice, jak i Paulina z Aleksem.

— Znowu po czasie — rzucił z przekąsem Febo. — Przypominam ci, że punktualność jest grzecznością królów, a twoim obowiązkiem. Jako, bądź co bądź, pełniący obowiązki prezesa powinieneś świecić przykładem — pouczył go, przyjmując mentorski ton.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz